Скачать книгу

zamierzał zrobić?

      Banaszkiewicz wzruszył ramionami.

      – Nie wiem – odpowiedział po pauzie. – Znaczy się… chciałem go zabić. Szukałem sposobności, ale… to nie jest takie proste. Nie mogłem. I tak pracowałem u niego przez lata, a ta moja nienawiść i żal gdzieś się ulotniły. Nie miałem siły nic zrobić.

      – Aż do dzisiejszego poranka – wtrącił Marcin.

      – Tak. Przyszedłem do pracy wcześniej. Żona w nocy ma bóle i nie może spać, ja też od lat cierpię na bezsenność. Często przychodziłem pierwszy, długo przed świtem, żeby tylko uciec z domu, nie przewracać się na łóżku, nie myśleć i nie słuchać, jak moja żona cierpi.

      Tą samą chusteczką przetarł spocone czoło.

      – Jak przyjechałem, zobaczyłem samochód Koskowskiego, otwarte biura i światło w hali. Myślałem, że przyjechał wcześniej.

      – Czasem przyjeżdżał wcześniej?

      – Nigdy. Zrozumiałem, że coś się musiało stać. Nawet nie pomyślałem, że to dla mnie szansa. No wie pan, żeby go… Wszedłem do hali i znalazłem go takiego jak na tym zdjęciu.

      – Kto tam jeszcze był oprócz pana? Rozpoznałby go pan?

      – Nie – odpowiedział szybko przesłuchiwany. – Był ubrany na czarno, a na twarzy miał kominiarkę. Zaskoczył mnie, zaszedł od tyłu. Poczułem na plecach lufę pistoletu i mało nie dostałem zawału. Myślałem przez chwilę, że mnie też zabije.

      – Miał broń?

      – Pistolet.

      Marcin sięgnął do kabury na plecach i wyciągnął swojego walthera p99. Pokazał go Banaszkiewiczowi.

      – Taki pistolet?

      – Nie, mniejszy.

      – Dobrze, co było dalej?

      – Kazał mi się odwrócić, długo się we mnie wpatrywał i nagle… zapytał o moją córkę.

      Marcin, który właśnie podniósł do ust kubek, omal nie zachłysnął się kawą. Odstawił kubek na blat, popatrzył na Banaszkiewicza zdziwiony i wyjąkał, jakby wcześniej nie dosłyszał:

      – O co zapytał?

      – O moją córkę – odpowiedział. – Tak jak pan przed chwilą, tylko nie żebym opowiedział o córce, zapytał: „Jak się czuje twoja córka?”.

      Marcin był tak zaskoczony, że mimowolnie spojrzał po raz kolejny na lustro, a później przyjrzał się przesłuchiwanemu. Nie odniósł wrażenia, żeby Banaszkiewicz kłamał. Raczej był do bólu szczery.

      – No dobrze – opanował się. – I co było dalej?

      – Powiedział: „Jeśli kochasz córkę, to mi pomóż”. I mu pomogłem.

      – To znaczy?

      – Pokazałem, jak działa pompa do iniekcji betonu, potem rozrobiłem jedną porcję i patrzyłem, jak on wkłada Koskowskiemu rurkę do gardła i uruchamia pompę.

      – Tak po prostu pan patrzył?

      – Tak.

      Marcin z trudem się opanował.

      – Czy morderca coś jeszcze mówił?

      – Jak rozrabiałem beton, mówił coś długo do Koskowskiego, ale byłem daleko i nie słyszałem. Potem, gdy już poszedł, Koskowski powiedział mi, że jest winny i żałuje.

      – Jak wyglądał morderca, jaki miał głos, co się z nim stało?

      – Po prostu wyszedł. Był drobny… nieduży, znaczy się, i…

      W tej chwili gwałtownie otworzyły się drzwi do sali przesłuchań i pojawił się w nich wysoki blondyn w jasnym garniturze, który już na pierwszy rzut oka wyglądał na markowy i bardzo drogi. Bez słowa położył przed Marcinem kartkę papieru i powiedział:

      – Jacek Pospieszalski z kancelarii prawnej Gross & Gross. To moje pełnomocnictwo, pan Piotr Banaszkiewicz jest klientem naszej kancelarii.

      Marcin wstał.

      – Nie bardzo rozumiem – odezwał się.

      – A mówią, że jest pan bystry, komisarzu. – Prawnik uśmiechnął się złośliwie. – Przesłuchanie właśnie się skończyło, pan Banaszkiewicz odwołuje wszystkie zeznania i odmawia udzielania dalszych wyjaśnień. Czy mogę się dowiedzieć, jakie zarzuty stawia mojemu klientowi prokuratura?

      Za prawnikiem do sali przesłuchań weszła prokurator Kowalik.

      – Piotr Banaszkiewicz został aresztowany na trzy miesiące z artykułu sto czterdziestego ósmego kodeksu karnego.

      – Rozumiem. – Prawnik położył na stoliku swoją teczkę i zajął krzesło, na którym przed chwilą siedział Zakrzewski. – W takim razie muszę porozmawiać ze swoim klientem. I proszę wyłączyć już tę kamerę.

      15 Sznur

      29 czerwca, poniedziałek po południu

      Marcin siedział w swoim pokoju z nogami założonymi na biurko i wpatrywał się w fotografię Koskowskiego zrobioną na chwilę przed zabójstwem. Szawczak siedział na krześle dla gości po drugiej stronie i wiercił się niecierpliwie. W końcu nie wytrzymał i zapytał:

      – I co o tym wszystkim sądzisz?

      Marcin wzruszył ramionami.

      – Jeszcze nie wiem, zastanawiam się.

      – Może Banaszkiewicz nie mówił prawdy z tym mordercą i pytaniem o córkę? Może to on zabił?

      – Według mnie mówił prawdę. Po prostu znalazł się przypadkowo o niewłaściwym czasie w niewłaściwym miejscu. Przeczytałeś książkę Rudnickiego?

      Czerwone plamy na policzkach Parola świadczyły o jego wielkim podekscytowaniu.

      – Tak. Myślisz, że Rudnicki oparł fabułę na własnych wspomnieniach?

      Zanim Marcin zdążył odpowiedzieć, bez pukania wszedł Michał Ruciński. Wyglądał już trochę lepiej niż rano. Tyko mętne oczy zdradzały, że musiał zaglądać do kieliszka przez kilka dni z rzędu. W pomieszczeniu były tylko dwa krzesła, więc Ruciński oparł się o framugę drzwi, potarł policzek i dopiero wtedy zapytał zmęczonym głosem:

      – Wiecie, kto wynajął adwokata z Gross & Gross?

      Obaj z Parolem spojrzeli na niego pytająco.

      – To jedna z najdroższych kancelarii na Dolnym Śląsku. Ich klientami są największe firmy, najbogatsi biznesmeni. Banaszkiewicza nie byłoby stać nawet na godzinę pracy tego dupka Pospieszalskiego.

      Ruciński zrobił pauzę. Marcin nie wytrzymał i syknął:

      – Gadaj, to nie jest teleturniej.

      – Agata Koskowska, żona zamordowanego.

      Michał uśmiechnął się pod nosem, widząc ich zaskoczone miny.

      – Jesteś pewien? – zapytał Zakrzewski.

      – Mam informacje z pewnego źródła. Trzy godziny temu Koskowska dzwoniła do jednego z właścicieli, Kamila Grossa. Rozmawiali kilka minut, zaraz potem Gross kazał sekretarce przygotować bezterminową umowę, bez limitu godzin. Będą bronić Banaszkiewicza na wszystkich etapach postępowania.

      Zakrzewski podrapał się po głowie.

      – Rozmawiałem z nią przed południem – powiedział. – Siedziała na werandzie swojego domu z butelką i próbowała się upić.

      – Widać się nie udało.

      – Ale

Скачать книгу