Скачать книгу

że trzeba zapłacić za partnera albo coś w tym stylu? Wolała się upewnić.

      – No więc słuchaj, co dalej. Wieczorem wracam z biura, a tu na Facebooku wiadomość od Krzyśka. Pamiętasz Krzyśka z naszej klasy? Krzysiek Mróz.

      – Pamiętam, oczywiście. – Twarz Weroniki przyoblekła się w rumieniec, bo dopiero teraz do niej dotarło, że kilku dawnych znajomych mogło rozpoznać ją we wspomnieniu odczytanym na antenie. Gdyby wiedziała, że jej praca zostanie upubliczniona, nigdy nie wzięłaby udziału w konkursie! Widocznie nie dość dokładnie wczytała się w regulamin.

      – No i tak – trajkotała Iza, wyraźnie podekscytowana. – Krzysiek napisał, że odezwał się do niego Marek Bożek, bo pisała do niego Ela, ona teraz mieszka w Szamotułach, ale nieważne, no więc Ela miała wiadomość od Pawła, że pisał do niego Szymon, bo chciałby się z tobą skontaktować, a nie może cię znaleźć po panieńskim nazwisku.

      Wyrzuciła to z siebie na jednym wydechu. Weronika słuchała, oszołomiona.

      – Sądził, że masz konto na Facebooku – dodała przyjaciółka. – A widzisz? Tyle razy cię namawiałam, żebyś założyła!

      Do zakładu weszła klientka, tupiąc nogami, aby otrzepać resztki śniegu z butów.

      – Dzień dobry! – zawołała. – Pani Weroniko, to nic nie szkodzi, że jestem trochę wcześniej? Bo akurat mąż tędy przejeżdżał i mnie podwiózł, żebym nie musiała pieszo iść w takie zimno.

      – Nic nie szkodzi, oczywiście! – Weronika z żalem odstawiła niezjedzoną zupkę. – Słuchaj, zadzwonię do ciebie później, dobrze? – zwróciła się do Izy. – Albo po prostu podaj Krzyśkowi mój numer, niech przekaże dalej. Teraz nie mogę rozmawiać, mam klientkę. No, pa!

      Jeszcze nigdy nikogo nie czesała w takim roztargnieniu. Gdyby ktoś ją potem zapytał, nie byłaby w stanie odtworzyć, z jaką właściwie fryzurą jej klientka opuściła zakład. Pozostawało mieć nadzieję, że nie wystrzygła jej jakichś schodków.

      Weronika raz po raz odtwarzała w głowie słowa Izy.

      Szukał mnie – myślała. – Musiał słyszeć, jak ta aktorka czytała moją opowieść. Albo może jakiś wspólny znajomy go zawiadomił. Świat jest jednak mały… Swoją drogą, jakie to dziwne, że ktoś akurat słuchał radia w tym samym czasie! Jaki to przypadek. Ileż to razy o naszym losie decydują takie właśnie małe zbiegi okoliczności!

      Powinnam była zmienić imiona. Ale właściwie czy to coś złego, że Szymon się wreszcie dowiedział? Przecież przez tyle lat żałowałam, że nie odważyłam się pokazać mu, ile dla mnie znaczył… Więc może nic w tym złego. Zresztą to już przeszłość. On na pewno ma żonę i dzieci, ja w międzyczasie wyszłam za mąż, były nowe miłości… Nic w tym złego, że powspominamy dawne czasy.

      * * *

      Ręce trzęsły mu się tak, że niemal nie był w stanie trzymać słuchawki. Oddech skrócił się jak po biegu, serce waliło nie tylko w klatce piersiowej, wydawało się być wszędzie, nawet w brzuchu i w skroniach.

      Dlaczego tak się denerwuję? – pomyślał. – To tylko koleżanka z klasy. Porozmawiamy, może umówimy się na kawę, powspominamy dawne czasy, pośmiejemy się z samych siebie. Ona opowie mi o swoim mężu, pokaże zdjęcia dzieci, ja pochwalę się Sebkiem.

      – Słucham? – usłyszał jej leciutko drżący głos i uświadomił sobie, że czekała na ten telefon i denerwowała się tak samo jak on.

      – To ty? – zapytał głupio.

      – Ja – potwierdziła. – A to ty. Wiem, poznaję. Głos ci się wcale nie zmienił.

      Przez chwilę nie mógł znaleźć słów. Czekała cierpliwie.

      – Nie odbierałaś wcześniej.

      – Byłam w pracy. Pracuję do osiemnastej.

      – Słyszałem to twoje wspomnienie… Niecałe, bo akurat włączyłem radio… I trochę też mi zeszło, zanim dotarło do mnie, że to o nas, że to ty… Ale większość słyszałem.

      – Gdybym wiedziała, że ktoś przeczyta ten tekst na antenie, w życiu bym go nie wysłała – roześmiała się jakby z wysiłkiem. – Pewnie poczułeś się zakłopotany.

      – Zakłopotany? Nie, skąd! Weronika, po prostu ja… Pamiętam to wszystko trochę inaczej. Chciałbym o tym pogadać.

      Milczała. Pewnie nie miała ochoty na spotkanie. Albo na przykład jej mąż był bardzo zazdrosny… Szymon przestraszył się, że Weronika się rozłączy.

      – Jakaś kawa? – zaryzykował. – Może jutro?

      – Pracuję do osiemnastej – powtórzyła jakby w napięciu. – Tylko w soboty krócej.

      – Więc w sobotę? Znajdziesz chwilkę?

      – Nawet kilka chwilek. Sobotnie popołudnia mam wolne.

      Umówili się w kawiarni w galerii handlowej, ustalili godzinę, po czym ona się rozłączyła, a on siedział jeszcze długo z telefonem w dłoni, bezmyślnie patrząc na ciemny wyświetlacz.

      Jej głos brzmiał inaczej, znacznie poważniej niż za dawnych czasów. Nie była już dziewczyną, w której był tak bardzo zakochany. Czy na pewno chciał ją teraz zobaczyć?

      Tamta drobna czarnulka już nie istnieje – mówił sobie. – A w kogo się zamieniła, tego nie wiem. Może jest gruba i zaniedbana? A może właśnie stała się elegancką, pewną siebie, wyniosłą bizneswoman w kostiumie i w szpilkach do nieba?

      – Nie, wyniosłą nie! – powiedział i zaśmiał się w głos. – Mogła się zmienić fizycznie, ba, zmieniła się na pewno, ale ta kobieta, z którą przed chwilą rozmawiałem, to wciąż tamta Weronika. Empatyczna, taktowna, dobra i mądra. O dwadzieścia lat starsza, to prawda, więc nie będzie już dziewczęca i tak subtelna. Ale to nadal Weronika, najlepszy przyjaciel, jakiego kiedykolwiek miałem.

      Nigdy jeszcze lekcje nie trwały tak długo, nigdy tak się nie ciągnęły popołudniowe zajęcia w szkole językowej. Szymon starał się powstrzymywać zniecierpliwienie, ale przychodziło mu to z trudem. W klasie czuł się jak w klatce – miał ochotę wyjść z budynku i włóczyć się po mieście, aby zimowy wiatr wywiał mu z głowy ten dziwny niepokój.

      Bo czy dobrze zrobił, dzwoniąc do Weroniki? Po co właściwie ma jej opowiadać o młodzieńczym uczuciu – o czymś, co miało znaczenie wtedy, ale przecież teraz nie ma najmniejszego sensu, bo oboje przez te dwadzieścia lat przeszli długą drogę. Deklamował kiedyś na konkursie recytatorskim taki wiersz, chyba Szymborskiej: Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy. Próba powrotu do młodości, gdy się ma na karku czterdziestkę, nie może się skończyć niczym więcej niż śmiesznością.

      A gdybym tak poszedł do tej kawiarni, ale najpierw zerknął z ukrycia – przeszło mu przez głowę, a potem natychmiast zawstydził się tego pomysłu. Dlaczego wciąż myśli o tym spotkaniu w kategoriach randki? Przecież to nie ma znaczenia, czy Weronika się zmieniła; nie ma również znaczenia to, czy on się zmienił, czy ma znacznie mniej włosów, parę zmarszczek i odrobinę siwizny na skroniach.

      A jednak w sobotę ogolił się staranniej niż zwykle, użył więcej wody kolońskiej i założył najlepszą koszulę do dżinsów, w których wprawdzie nie czuł się swobodnie, bo nieco go uciskały, ale Anka zawsze twierdziła, że wygląda w nich szczupło.

      – Jeszcze mogę się wycofać – szepnął do siebie, zawiązując buty.

      Ale tak naprawdę wiedział, że już na to za późno.

      * * *

      Jeszcze

Скачать книгу