Скачать книгу

– Devon potrząsnął głową, a w jego oczach pojawiło się roztargnienie, jakby starał się przypomnieć sobie sen.

      – Co było nie tak?

      – Minęliśmy się. On mi zasalutował, zerknąłem na niego…

      Devon znowu urwał, a lekarz zachęcił go kiwnięciem głowy, by kontynuował.

      – To był… to był dowódca piechoty morskiej z Błękitnej Przestrzeni, porucznik Park Ui-gun.

      – Mówi pan o statku, który ścigamy?

      Ton Westa był spokojny, bez najmniejszej nuty zdziwienia.

      – Doktorze, wie pan, że do moich obowiązków należało śledzenie obrazów przekazywanych w czasie rzeczywistym z wnętrza Błękitnej Przestrzeni przez sofony. Znam załogę tego statku lepiej niż naszą. Wiem, jak wygląda porucznik Park Ui-gun.

      – Może był to ktoś z naszej załogi, kto jest do niego podobny.

      – Nie, nie ma tu nikogo, kto by był do niego podobny. Znam wszystkich z naszego statku. Poza tym… po zasalutowaniu przeszedł obok mnie z miną bez wyrazu. Stanąłem osłupiały. Ale kiedy się odwróciłem, korytarz był pusty.

      – Kiedy obudził się pan z hibernacji?

      – Trzy lata temu. Musiałem śledzić, co się dzieje na pokładzie statku, który jest naszym celem. Przedtem też należałem do tych, którzy najdłużej powstrzymywali się przed hibernacją.

      – Wobec tego musiał pan zauważyć, kiedy wlecieliśmy w martwą strefę sofonów.

      – Oczywiście.

      – Przedtem spędził pan tyle czasu na obserwowaniu załogi Błękitnej Przestrzeni, że pewnie czuł się pan tak, jakby znajdował się raczej tam niż na Grawitacji.

      – Tak, panie doktorze. Często tak się czułem.

      – A potem ten podgląd się urwał. Nie mógł pan już niczego tam zobaczyć. I był pan zmęczony… Panie komandorze, to proste. Proszę mi wierzyć – to normalne. Radzę panu więcej wypoczywać. Mamy teraz mnóstwo ludzi, którzy robią to, co konieczne.

      – Panie doktorze, brałem udział w bitwie w dniu Sądu Ostatecznego. Mój statek eksplodował, a ja znalazłem się w embrionalnej pozycji w kapsule ratunkowej wielkości pańskiego biurka, która dryfowała w pobliżu orbity Neptuna. Gdy mnie znaleziono, byłem bliski śmierci, ale zachowałem trzeźwość umysłu, nie miałem żadnych halucynacji… Wierzę moim oczom. – Devon wstał i ruszył do wyjścia. Przed drzwiami się odwrócił. – Jeśli jeszcze raz spotkam tego sukinsyna – nieważne gdzie – zabiję go.

      Jakiś czas potem zdarzył się wypadek w obszarze ekologicznym nr 3 – pękła rura, którą dostarczano roślinom substancje odżywcze. Wykonana była z włókna węglowego, a ponieważ ciśnienie w niej nie było wysokie, prawdopodobieństwo awarii było znikome. Zanim inżynier ekolog Iwancow przedarł się przez gęstą jak las deszczowy aeroponiczną plantację, inni odcięli już zawór prowadzący do pękniętej rury i zbierali żółty płyn odżywczy.

      Stanął jak wryty, gdy zobaczył pęknięcie.

      – To… spowodował mikrometeoroid!

      Ktoś się roześmiał. Iwancow był doświadczonym i rozsądnym inżynierem, co sprawiło, że jego wybuch był tym zabawniejszy. Wszystkie obszary ekologiczne znajdowały się w środku statku. Obszar ekologiczny numer 3 oddalony był o kilkadziesiąt metrów od najbliższej części pokrywy kadłuba.

      – Pracowałem ponad dziesięć lat w dziale konserwacji i wiem, jak wygląda skutek uderzenia mikrometeoroidu! Przecież na brzegach pęknięcia widać typowe ślady ablacji powstałej pod wpływem wysokiej temperatury.

      Iwancow dokładnie zbadał wnętrze rury, a potem poprosił technika, by odciął fragment materiału wokół pęknięcia i powiększył go. Wszyscy ucichli, gdy przyjrzeli się obrazowi w tysiąckrotnym powiększeniu. W ściance rury tkwiły drobne czarne cząstki o średnicy zaledwie kilku mikronów. Skrzyły się jak nieprzyjaźnie patrzące oczy. Wszyscy wiedzieli, co widzą. Meteoroid musiał mierzyć nie więcej niż sto mikronów. Przechodząc przez rurę, roztrzaskał się, a jego szczątki wbiły się w jej ściankę naprzeciw otworu wlotowego.

      Jak na komendę podnieśli głowy.

      Sufit nad rurą był gładki, bez żadnych uszkodzeń. Poza tym znajdowały się nad nim dziesiątki, a może nawet setki grodzi o różnej grubości, które oddzielały to miejsce od kosmosu. Uderzenie w którąkolwiek z nich uruchomiłoby alarm.

      Ale mimo że alarmu nie było, meteoroid musiał pochodzić z zewnątrz. Jak można było sądzić na podstawie wyglądu pęknięcia, uderzył w rurę z prędkością względną trzydziestu tysięcy metrów na sekundę. Nie można było nadać takiego przyspieszenia pociskowi wystrzelonemu we wnętrzu statku, a już na pewno nie w strefie ekologicznej.

      – Zupełnie jakby był to duch – mruknął podporucznik o imieniu Ike i wyszedł. Celowo użył tego słowa; mniej więcej dziesięć godzin wcześniej widział innego, większego ducha.

      Ike starał się zasnąć, kiedy zobaczył, że w ścianie naprzeciw łóżka pojawia się otwór. Miał około metra średnicy i znajdował się tam, gdzie przedtem wisiał hawajski pejzaż. Wprawdzie wiele spośród grodzi na statku mogło się tak przesuwać i zmieniać, że w każdym miejscu mogły się pojawić drzwi, ale powstanie takiego okrągłego otworu było niemożliwe. Poza tym ściany kabin młodszych oficerów wykonane były z metalu i nie mogły się odkształcać. Przyjrzawszy się uważniej, Ike odkrył, że skraj otworu jest idealnie gładki i że odbija się w nim światło jak w lustrze.

      Chociaż dziura była dziwna, Ike był zadowolony, że się pojawiła. W kabinie obok mieszkała podporucznik Wiera Wierienska, inżynier systemu sztucznej inteligencji na Grawitacji.

      Ike kilka razy starał się namówić piękną Rosjankę, by się z nim spotkała na osobności, ale ona nie wykazywała zainteresowania jego propozycją. Nadal rozpamiętywał niepowodzenie, jakim skończyła się ostatnia próba, którą podjął przed dwoma dniami.

      Akurat oboje skończyli wachtę. Jak zwykle wracali razem do kwater dla oficerów i gdy doszli do drzwi jej kabiny, chciał się do niej wprosić. Wierienska zablokowała wejście.

      – Proszę cię, kotku – powiedział Ike. – Pozwól mi wejść. Kto to widział, żeby nigdy nie zaprosić do siebie sąsiada. Pomyślą, że nie jestem prawdziwym mężczyzną.

      Wierienska spojrzała na niego z ukosa.

      – Każdy prawdziwy mężczyzna na tym statku za bardzo by się przejmował stojącym przed nami zadaniem, żeby myśleć o tym, jak ściągnąć majtki kobiecie.

      – A czym się tu przejmować? Kiedy złapiemy tych morderców, nie będzie nam już nic zagrażało. Nastaną dla nas szczęśliwe dni!

      – Oni nie są mordercami! Gdyby nie strategia odstraszania, Błękitna Przestrzeń byłaby jedyną nadzieją ludzkości. A mimo to ścigamy ich, sprzymierzywszy się z największymi wrogami rodzaju ludzkiego. Nie jest ci wstyd?

      – Eee… kotku, jeśli tak uważasz… to jak…

      – Jak się tutaj znalazłam? O to chciałeś zapytać? No dalej, idź do psychiatry i do kapitana i donieś im o mnie! Wprowadzą mnie w stan przymusowej hibernacji, a kiedy wrócimy, wykopią mnie z floty. I tego właśnie pragnę!

      Wierienska zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.

      Teraz jednak Ike miał doskonały pretekst, by wejść do jej kabiny. Rozpiął pas nieważkości i usiadł na łóżku, ale zastygł, kiedy zobaczył, że zniknęła

Скачать книгу