ТОП просматриваемых книг сайта:
Syrena. John Everson
Читать онлайн.Название Syrena
Год выпуска 0
isbn 978-83-66135-13-0
Автор произведения John Everson
Жанр Ужасы и Мистика
Издательство OSDW Azymut
Pieśń otaczała go, lekka i słodka, a w umyśle Jacka pojawiły się sny o złotych polach, gdy nagle ręce chwyciły go za kostki i zaczęły ciągnąć z powrotem do łóżka.
Mając jakąś przelotną resztkę świadomości, Jack ujrzał jeszcze jedną opuszczoną część leżącą przy łóżku, gdy kobieta podniosła go z podłogi. Była to głowa mężczyzny. Leżał na boku na drewnianych deskach, a ostatnia świadoma myśl przypomniała mu o poszarpanym torsie, który wczoraj podnieśli w sieci. Znał tę twarz.
– Właśnie to stało się z Rogersem – wymamrotał.
A potem pieśń się skończyła, a jej zęby znów zaczęły go szarpać. A Nelson już tego nie poczuł.
Rozdział dwunasty
– Tutaj jest wszystko, czarno na białym – powiedział Bill.
Evan spojrzał na gazetę leżącą na biurku i uniósł brew. Pierwszy artykuł, który przyciągał wzrok na górze strony, głosił, że Delilah włącza czerwone światło.
– Tutaj jest co, Bill? Rada miasta chce zmienić strefę na West Avenue, aby otworzyć salon masażu? Nie wiedziałem, że na to czekałeś. Masz dość jazdy do San Francisco na swoje zabiegi olejowe?
Bill przewrócił oczami.
– Proooszę cię. Wszystko, co muszę zrobić, jeśli chcę się dobrze poczuć, to pójść do O’Flaherty po północy. Faceci byliby głupi, gdyby płacili za to, kiedy wszystko, co muszą zrobić, to kupić sobie drinka.
Wskazał na mniejszy tekst w prawym rogu strony. Głosił on: Kylie (22 l.) zaginęła. Artykuł był krótki, ze zdjęciem miejscowej dziewczyny, która nie wróciła do domu z nocnego wyjścia do „Piaszczystej Pułapki” ze swoim chłopakiem kilka dni temu. Chłopak został zacytowany, twierdził, że tego wieczoru zerwali ze sobą i miał nadzieję, że nie zrobiła nic głupiego. Policja powiedziała, że będą wdzięczni za wszelkie informacje, które doprowadziłaby do znalezienia dziewczyny.
– Tak, więc? – Evan wzruszył ramionami. – Co z tym?
– Kolejne powiązanie z syreną – powiedział Bill.
– Nie możesz być poważny? Za każdym razem, gdy zaginie ktoś w tym mieście, jest to wina jakiejś mitologicznej harpii?
– Syrena nie jest harpią. Pomyliłeś z postacią z Homera.
– Nie zdawałem sobie sprawy, że jesteś tak obeznany w literaturze. – Roześmiał się Evan.
– Posłuchaj, Evan, wiem, że brzmi to śmiesznie. – Bill nawet się nie uśmiechał. – Ale jeśli zapytasz ludzi wokół Delilah – ludzi, którzy żyli tutaj przez całe swoje życie – powiedzą ci, że wierzą, że coś mieszka blisko tego miejsca. Niektórzy nazywają to syreną, inni pewnie mówią, że to morski potwór. Jednak syrena brzmi dla mnie prawdopodobnie. Ludzie znikają tutaj, odkąd pamiętam. Gazety twierdzą, że prądy są niebezpieczne i wciągają ludzi. Ale są historie z początku XX wieku, kiedy handlarze rumem rozbijali się tutaj na skałach i co jakiś czas trafiał się jeden ocalały, który dotarł na brzeg. Możesz popatrzeć na to gówno – każdy, kto ocalał, na którymkolwiek z tych wraków, zawsze mówił o śpiewie pięknej kobiety. Kolejną rzeczą, jaką pamiętali, była przymusowa kąpiel w oceanie.
– Wygląda na to, że za dużo pili na wachcie.
Bill z niesmakiem pokręcił głową.
– Wierzysz w Boga, Evan? Niebo i piekło, całe to gówno?
Evan kiwnął głową.
– Wierzysz więc w wielką niewidzialną wróżkę na niebie i rogate demony biegające po krainie kamienia i lawy, gdzie zmarli płoną w agonii aż do końca czasu? I pewnie wierzysz w czyściec, w który wchodzą dusze, które nie były na tyle złe, by demony kuły je widłami w oczy, żeby odkupili swoje grzechy, aż dotrą do tajemniczej krainy harf i miodu. Czy to prawda?
– Nie opisałbym dokładnie nieba i piekła w ten sposób – skrzywił się Evan.
– Przeczytaj swojego Miltona. A Apokalipsa też jest wkurzająca.
– Co ty, zapisałeś się w tym tygodniu na jeden z tych internetowych kursów z literatury angielskiej, czy co?
– Pomyśl o tym – odparł Bill, ignorując docinki. – Ty wierzysz w te wszystkie niewidzialne rzeczy, których nikt nigdy nie widział, ale nie możesz uwierzyć w prawdziwe stworzenie z krwi i kości, o którym pisano tu od setek lat, o którym ludzie donoszą, że stale je spotykają? – Bill odwrócił się do biurka i pokręcił głową. – Nie wiemy jeszcze wszystkiego, człowieku. I nigdy się nie dowiemy. Na tej ziemi wciąż istnieją tajemnicze rzeczy. Bądź ostrożny.
Bądź ostrożny.
Słowa Billa odbijały się echem w głowie Evana, gdy tej nocy spacerował po plaży po zmroku. Nie powiedział Billowi o swojej schadzce z Ligeją. Zamierzał, musiał z kimś o tym porozmawiać. Ale po rozmowie o zaginionej dziewczynie po prostu wydawało się to nie na miejscu.
Więc dziś w nocy jego serce pozostało pogrążone w poczuciu winy i pożądania.
Brał pod uwagę możliwość pozostania w domu, ale… zdecydował się na chodzenie po plaży. I chciał ją znowu zobaczyć. Przyrzekł sobie, że tym razem pozostanie czujny. Musiał z nią porozmawiać. Musiał dowiedzieć się więcej o tym, kim była i chciał przeprosić za zeszłą noc. Ponieważ kochał się z nią pod fałszywym pretekstem. Był żonaty; nie mógł powiedzieć „szczęśliwie”, ponieważ miniony rok był najgorszym w jego życiu. Ale nie z powodu jego żony. Kochał ją i nie chciał nikogo innego. Nawet jeśli Ligeja dała mu najlepszy seks w życiu.
Ale był żonaty. Niedostępny.
Dziś w nocy fale były spokojne, ledwie kilka białych smug przesuwało się po wodzie. Z północnego zachodu wiał chłodny wiatr i Evan zadrżał. Gdzieś w pobliżu zawołała mewa, samotna w ciemności. Evan wsunął ręce do kieszeni i patrzył na białe odbicia księżyca w mokrych kałużach, które pojawiły się w ciemnym piasku. Nocne kraby schodziły mu z drogi, wzdłuż linii wodnej niczym ukradkowi szpiedzy, rzucając się, by wyrwać kawałki wodorostów lub ryb, a następnie zniknąć w piaskowych dziurach. Plaża nocą była cicha, ale nigdy pusta.
Evan pochylił się, by podnieść miniaturową muszlę, nakrapianą na różowo, brązową i rogatą, z imponującymi kolcami na grubszym końcu. Nawet po tych wszystkich latach nigdy nie znudził się przynoszeniem do domu ciekawych muszli. Sara miała w całym domu szklane słoiki, wypełnione tymi znaleziskami. Wsunął ją do kieszeni spodni.
Teraz zbliżył się do Mewiego Szpica i zwolnił kroku, zatrzymując się, zanim dotarł do podnóża ciemnej skały. Pochylił się, by podnieść mały, płaski kamień i rzucił nim przez spokojny ocean. Jeden, dwa, trzy, cztery… pięć… sześć razy! Uśmiech zagościł na jego ustach – Josh byłby dumny. Kiedyś rywalizowali o to, ile kaczek potrafią puścić.
W