Скачать книгу

To było wyjątkowo trudne, bo bolały go plecy, ale Nelson był silny. Załoga była na pokładzie. Ukląkł przed drzwiami i nacisnął klamkę. Były zamknięte; wiedział, że tak będzie. Wyjął z tylnej kieszeni szpilkę i wsunął ją w dziurkę od klucza.

      Zamknięte drzwi nie były problemem dla Jacka „Trzy Ręce” Nelsona. Uśmiechnął się, gdy poczuł, że zatrzask zaskoczył. Drzwi otworzyły się bez problemu i Jack szybko za nie zajrzał. Zadowolony, że pozostał niewidoczny, Nelson wśliznął się do kajuty kapitana. Skoro kapitan chciał mu coś zabrać, on zabrałby coś kapitanowi. Wiedział, że ten stary skurwysyn chowa zawsze najlepszy towar dla siebie. Czuł to w jego oddechu podczas kolacji, każdego wieczora. Cóż, „Trzy Ręce” chciał tylko trochę pomóc i ukryć, co trzeba, pod luźną deską, którą znalazł w pobliżu kwatery Taffy’ego. Gdyby ją znaleziono, czekałaby ich surowa sprawiedliwość.

      W kajucie kapitana śmierdziało rybami i czymś jeszcze, czymś słodko zgniłym. Jezu, pomyślał Nelson. Jak na wojowniczego dupka, kapitan mieszka jak niechluj.

      Kajuta kapitana Buckleya nie była wielka, ale przestrzeń była większa niż zbiorowisko prycz, które mężczyźni dzielili w korytarzu. Na starym trawlerze nie było miejsca na fantazyjne kajuty dla załogi. Kapitan i pierwszy oficer dostali drzwi przed szafami, w których znajdowały się koje – i to wszystko.

      Nelson czekał, aż jego oczy przyzwyczają się do ciemności. Był tam niewielki bulaj po drugiej stronie pokoju, ale był zasłonięty. Dziwne, żeby zostawiać pokój w ciemności na cały dzień. Marynarz w kuckach przeszedł przez pomieszczenie. Było to dla niego bolesne, ale robił w ten sposób mniej hałasu.

      Zapach nasilił się, gdy zbliżył się do koi kapitana – czy stary sadysta spał z tymi przeklętymi rybami, z siecią? Dłoń Nelsona musnęła coś na podłodze. Zmrużył oczy w ciemności, ale nie mógł zrozumieć, co to było, choć było chłodne i wilgotne. Szarpnął swoją dłonią do tyłu. Może to były wnętrzności ryb.

      Coś poruszyło się w ciemności i serce Nelsona zatrzymało się. Ktoś tu był! Pochylił się ku pryczy, starając się zobaczyć… cokolwiek.

      Cień poruszył się znowu, a białka dwóch błyszczących oczu zabłysły w mroku. Nelson mógł teraz rozpoznać ciało. Nadgarstki były związane sznurkiem na przedzie łóżka, a gdy podążał wzdłuż zarysu cienistej postaci, widział, że stopy są przywiązane, po jednej do każdego z rogów pryczy. Zadowolony, że z tej strony nic mu nie zagraża, marynarz pochylił się, by spojrzeć w oczy kobiety. Kiedy podszedł bliżej, głęboko w jej gardle rozległ się jęk, ale nie odezwała się.

      – Jak masz na imię, dziewczyno? – wyszeptał Jack.

      Znowu tylko chrząknęła cicho.

      – Ty draniu – Jack cicho przeklął kapitana, gdy zobaczył powód jej milczenia. – Bądź cicho – ostrzegł i sięgnął ręką za głowę, by zwolnić knebel.

      Teraz mógł ją zobaczyć trochę lepiej. Rozciągnęła szczękę i przejechała językiem po wargach, by je zwilżyć, i prawdopodobnie usunąć smak knebla. Jej oczy były szerokie i skośne, tak że wyglądały na egzotyczne. Śródziemnomorskie? Wschodnie? Nie był pewien. Jej nos był cienki i delikatny, a usta – teraz zwilżone – mięsiste i szerokie nad wąskim podbródkiem. Jack przesunął palcem po jej szyi wzdłuż jej ramienia, aby położyć dłoń na miękkiej piersi.

      Z roztargnieniem złapał jej sutek, który stwardniał pod szorstkim dotykiem.

      – A więc nasz kapitan ma swoją własną zabawkę, prawda? – mruknął Jack. Sięgnął do wezgłowia łóżka i uwolnił jej nadgarstki. – I lubi wiązać nie tylko swoją załogę. Hmmm. Nie ufałbym staruszkowi.

      Kobieta westchnęła, gdy uwolnił jej ręce. Przyciągnęła je do piersi w bezsensownej próbie okrycia się. Objęła Jacka, wpatrując się w niego szeroko otwartymi, pytającymi oczami.

      – Nie zrobię ci krzywdy – obiecał. Bił się z myślami, w jaki sposób najlepiej wykorzystać tę sytuację. – Mogę pomóc – powiedział w końcu. – Niewiele mogę zrobić, gdy jesteśmy na morzu, ale kiedy będziemy na lądzie…

      Przesunęła rękę w górę jego ramienia. Pokiwał głową.

      – Mmmm hmm. Rozumiesz.

      Przebiegł zrogowaciałą dłonią po miękkiej jak aksamit skórze jej lewej piersi, a potem prześledził cienie ciała w miejscu, w którym powinny być włosy, kusząca ukryta brama do jej płci. Jednak, kiedy jego ręka spotkała się z jej kroczem, stwierdził, że jest gładka. Jednym palcem dotknął miękkich fałd szczeliny i zagwizdał cicho.

      – Nasz kapitan trzyma cię nagą pod każdym względem, co? Czy on ciebie ogolił? – Nelson zaśmiał się cicho i kontynuował swoje prywatne poszukiwania, wsuwając dłoń pod jej tyłek i ściskając pośladki, po czym wycofał się, by utrzymać kobiecą „cnotę” niczym strażnik.

      Kobieta usiadła i objęła jego twarz dłońmi. Jack zbliżył się, by ją przytulić, ale delikatnie go odepchnęła i zaczęła odpinać guziki jego koszuli. Uśmiechnął się szeroko i pozwolił jej się rozebrać, jęcząc trochę, kiedy koszula podrażniła strupy na jego plecach.

      Wstał i rozpiął pasek, pozbywając się spodni. Potem siadł z nią nago na łóżku, a ona przebiegła dłońmi po jego ramionach. Skrzywił się, czym ją nieco zdezorientował. Jej palce poruszyły się lekko po ranach, a ona uniosła ciemne brwi, ale mimo to nic nie powiedziała.

      Jack czuł się świetnie. Poczuł wprawdzie chwilową nutę paniki, gdy zdał sobie sprawę, co by się stało, gdyby kapitan wszedł teraz do swojej prywatnej kajuty. Ale kobieta przyciągnęła go w pocałunku i szybko zapomniał o strachu. Nigdy nie był z taką kobietą; tak drobną, ale jednocześnie tak zmysłową. Wessał jej usta, a potem przeciągnął językiem po jej szyi i ramionach, zanim odważnie ruszył jeszcze niżej, by kąsać jej sutki jak miękkie owoce. Jej dłonie krążyły po nim, po wierzchu i w końcu tam… Zaparło mu dech w piersiach. Kiedy mruczał i jęczał, kobieta podeszła do niego, ale nie spuszczała z niego wzroku. Uważnie i leniwie wpatrywała się w Jacka, mrużąc oczy, gdy szybko wszedł w nią, by doznać orgazmu. Potem osunął się na nią i położył głowę na jej piersi.

      Kobiece dłonie gładziły jego włosy i szeptem zaczęła śpiewać.

      – Ćśśśś… – ponaglił Jack, podnosząc palec do ust. Ale ona trzymała go za rękę, a potem złapała go melodia. Była lekka jak powietrze, ale gęsta jak miód. Bursztynowe nuty tak czyste, że od razu go wciągnęły. Zwabiły go do miejsca, które płynie światłem i pożądaniem, alkoholem i miłością. Jack Nelson nigdy w życiu nie czuł się tak szczęśliwy. Jego ciało z pewnością było obolałe, podczas gdy twarze w jego umyśle zmieniały się. Czuł się, jakby ssał pierś matki, pijąc z delty kurwy o śnieżnobiałej skórze. Żłopał najdoskonalszy, najrzadszy alkohol, jaki kiedykolwiek udoskonalono. Palił tak słodko, że ześlizgiwał się po gardle, wypełniając pierś ogniem nieba.

      Piosenka ucichła. Pewnie dlatego Nelson wynurzył się z muzycznego zaklęcia, aby zrozumieć. Ogień wcale nie był w jego umyśle. To jego gardło płonęło. Otworzył usta, ale zakrztusił się czymś gęstym, o metalicznym smaku. Krew rozlała się na piersi kobiety, ociekając niczym krwawy wosk po jej żebrach.

      – Co… ty…zro… – zagulgotał, uderzając dłonią w szyję i czując gorący strumień i poszarpane ciało. Zamrugał i zobaczył swoją krew na jej ustach. Uśmiechała się szeroko, a paznokcie wbiły mu się w plecy, ciągnąc go z powrotem w dół, by znów ugryźć. Rozerwała mu gardło zębami!

      Jack Nelson przeżył dwadzieścia trzy długie lata, unikając podstępów zbirów w zaułkach San Francisco i byłby przeklęty, gdyby kobieta, na dodatek na wpół przywiązana do łóżka, miała go,

Скачать книгу