Скачать книгу

cielskiem nie ma najmniejszych szans w konfrontacji z jej młodzieńczą zwinnością. Fay dopadła samochodu i ruszyła przed siebie, jadąc, gdzie ją oczy poniosą. I w taki oto sposób trafiła do baru.

      Być może dobry los poprowadził ją wprost na spotkanie mężczyzny, który uzmysłowił jej, że zamiast być niezależną kobietą, wciąż jest potulnym, niczego nieświadomym dzieckiem. Zrozumiała, że musi to zmienić.

      I to niezwłocznie, najlepiej od zaraz.

      Donavan wywarł na niej ogromne wrażenie. Kiedy rozpamiętywała, jak w barze nie musiał nawet podnosić ręki, by uwolnić ją od natręta, przenikał ją przyjemny dreszcz. Bez wątpienia to właśnie on byłby spełnieniem jej romantycznych marzeń. Pech chciał, że nie lubi bogatych kobiet.

      Byłoby miło, gdyby mimo uprzedzeń zakochał się w niej bez pamięci. Może nawet zacząłby jej szukać. Oczywiście prawdopodobieństwo ponownego spotkania jest raczej niewielkie, bo przecież Donavan nie ma pojęcia, kim ona jest. Ona sama też nie wie o nim prawie nic. Jedyną pewną informacją, jaką otrzymała, było to, w jaki sposób zarabia na życie, choć i tu nie mogła mieć stuprocentowej gwarancji, że jej nie okłamał. Kiedy mówił, że jest brygadzistą, nie brzmiało to wiarygodnie.

      Jakie to zresztą ma znaczenie, skoro i tak nigdy więcej go nie zobaczy. Na myśl o tym ogarniał ją przygnębiający smutek, wiedziała jednak, że to spotkanie będzie długo żyło w jej wspomnieniach.

      Nie zapomni go. Nigdy.

      ROZDZIAŁ DRUGI

      W biurze tuczarni panował spokój, a Fay York dziękowała opatrzności za chwilę wytchnienia. Właśnie minęły dwa gorączkowe tygodnie jej pierwszej w życiu pracy. Ciągle nie mogła się nadziwić własnej determinacji, wcześniej bowiem nawet nie przyszłoby jej do głowy, że odważy się na taki krok. Gdy oznajmiła wujowi, że zamierza pójść do pracy, by zdobyć niezależność, zanim uzyska prawo do spadku, ten nie krył ogromnego zaskoczenia. Nie mniej zdumiona swoją postawą była sama Fay.

      Decyzję podjęła dzięki Donavanowi. Ich wspólny wieczór radykalnie odmienił jej życie. To właśnie on sprawił, że uwierzyła w siebie. To on obudził w niej wiarę we własne możliwości, o jaką dotychczas nawet siebie nie podejrzewała.

      Początki wcale nie były łatwe. Gdy pewnego ranka szła na rozmowę kwalifikacyjną do olbrzymiej tuczarni Ballengerów, wręcz umierała ze strachu.

      Barry Holman, miejscowy prawnik, który zajmował się jej spadkiem, poradził jej, by w sprawie pracy zwróciła się do Justina Ballengera. Sekretarka prowadząca biuro w jego tuczarni miała na dniach urodzić dziecko, więc z konieczności zastępowała ją Abby, żona Calhouna Ballengera.

      Fay nadal nie mogła się otrząsnąć z szoku, jaki przeżyła, poprosiwszy Holmana o niewielkie stypendium, z którego mogłaby się utrzymywać do chwili przejęcia całego majątku. To właśnie wtedy spadł na nią cios.

      – Przykro mi – powiedział Barry Holman – ale w testamencie nie ma mowy o żadnym stypendium ani innej formie materialnego wsparcia. Jest za to wyraźnie napisane, że otrzyma pani spadek w dniu swoich dwudziestych pierwszych urodzin. Do tego czasu główny egzekutor ostatniej woli pani rodziców ma całkowitą kontrolę nad powierzonym mu majątkiem.

      – Chce pan powiedzieć, że bez zgody wuja Henry’ego nie dostanę ani centa? – jęknęła.

      – Niestety, tak. Rozumiem, że wydaje się to pani niesprawiedliwe, lecz pani rodzice z pewnością uważali, że podejmują słuszną decyzję.

      – Nie mogę w to uwierzyć. – Poczuła, że robi jej się niedobrze, więc instynktownie otuliła się ramionami. – I co ja mam teraz zrobić?

      – To, co pani zamierzała. Niech pani idzie do pracy. Przecież to tylko dwa tygodnie.

      Ta uwaga pomogła jej otrząsnąć się z przygnębienia. Mimowolnie uśmiechnęła się do prawnika, sympatycznego, zabójczo przystojnego blondyna po trzydziestce, który miał wygląd i sposób bycia człowieka sukcesu. Był żonaty, bo na jego biurku stało zdjęcie młodej kobiety trzymającej na rękach niemowlę.

      – Bardzo panu dziękuję.

      – Nie ma o czym mówić, cała przyjemność po mojej stronie. I proszę nie martwić się o pracę. Słyszałem o firmie, w której mają teraz wakat. Zna się pani na hodowli bydła?

      Zawahała się.

      – Obawiam się, że nie – przyznała szczerze.

      – A czy ma pani coś przeciwko pracy przy zwierzętach?

      – Nie, o ile nie będę musiała ich znaczyć rozpalonym żelazem – mruknęła.

      – Och, nie! – odparł ze śmiechem. – Zapewniam, że to nie będzie konieczne. Ballengerowie szukają sekretarki, która na czas urlopu macierzyńskiego jednej z pracownic przejmie jej obowiązki. W tej chwili biuro prowadzi żona Calhouna Ballengera, Abby, wiem jednak, że nie może się doczekać, aby ktoś ją zastąpił. Potrafi pani obsługiwać komputer?

      – Tak, w college’u zrobiłam kilka kursów komputerowych.

      – Świetnie.

      – Ale może oni już kogoś znaleźli…

      – Nie sądzę. W naszym miasteczku nie ma zbyt wielu chętnych do pracy na pół etatu. Jeśli już, są to najczęściej uczniowie szkół średnich, którym nie bardzo odpowiada praca w takim miejscu jak tuczarnia.

      – Mnie to nie przeszkadza, bylebym tylko mogła zarobić na mieszkanie.

      – Zarobi pani. Proszę, tutaj jest adres firmy. – Podał jej kartkę. – Niech pani powie, że chce rozmawiać z Justinem lub Calhounem Ballengerem. I proszę się na mnie powołać. Zaręczam, że będzie pani zadowolona. To bardzo mili ludzie – dodał, wstając, by podać jej dłoń na pożegnanie. – Polubi ich pani.

      – Mam nadzieję. Po tym, co mi pan powiedział, przestałam lubić mojego wuja.

      – Rozumiem panią, choć muszę zaznaczyć, że Henry nie jest złym człowiekiem. Zresztą – dodał z ociąganiem – to wszystko jest nieco bardziej skomplikowane, niż mogłoby się wydawać.

      Po tej uwadze przebiegł ją zimny dreszcz. Niewybredny sposób, w jaki wuj podsuwał ją swemu bogatemu przyjacielowi, był dla niej bardzo krępujący.

      – Domyślam się, że sytuacja nie jest prosta – odparła z wahaniem. – Interesuje mnie, w jaki sposób wuj Henry prowadził moje interesy przez ostatnie dwa miesiące. Czy wie pan coś na ten temat?

      – Niestety, nie – przyznał Holman. – Prosiłem go o dostarczenie wyciągów z pani konta, ale odmówił ujawnienia jakichkolwiek dokumentów, dopóki nie skończy pani dwudziestu jeden lat.

      – Nie brzmi to obiecująco – zauważyła nerwowo. – O ile mi wiadomo, ojciec zdeponował w funduszu powierniczym dwa miliony dolarów. Chyba niemożliwe, żeby wuj wydał te pieniądze w ciągu kilku tygodni, prawda?

      – To mało prawdopodobne. Proszę się nie niepokoić. Wszystko będzie dobrze. Niech pani koniecznie skontaktuje się z Ballengerami. Życzę szczęścia.

      – Będzie mi bardzo potrzebne. Dziękuję za pomoc – powiedziała, wychodząc z kancelarii.

      Tuczarnia Ballengerów była gigantycznym przedsiębiorstwem. Fay mieszkała w Jacobsville bardzo krótko, nie miała więc okazji dokładnie obejrzeć całego zakładu, który oglądany z bliska oszałamiał wielkością. Bardzo korzystne wrażenie robiła na niej czystość w oborach oraz dbałość o zachowanie dobrych warunków sanitarnych.

      Rozmowę kwalifikacyjną przeprowadził z nią Justin Ballenger, wysoki i smukły

Скачать книгу