Скачать книгу

były raczej mizerne.

      – Czy pan i pańska towarzyszka raczą zjeść u nas kolację, Wasza?…

      Umilkł, gdy Karim spiorunował go wzrokiem. Służba miała zakaz używania jego tytułu. Szejk z królewskiego rodu nie chciał zwracać na siebie uwagi.

      Zamierzał odmówić. Czekała na niego Mandy, zawsze wesoła i chętna. Zerknął na Felicity; zarumieniła się i była tak spłoszona, jakby chciała się zerwać do ucieczki. Poczuł przypływ pożądania, jak wtedy w sali konferencyjnej. Może jednak warto spróbować.

      – Czy chcesz się do mnie przyłączyć?

      Umknęła oczami, a wówczas dodał uprzejmie:

      – Oczywiście nie czuj się zobowiązana.

      – Wiem… – Felicity szybko przeanalizowała sytuację. Cudownie atrakcyjny mężczyzna zaprasza ją na kolację. Co z tego, że ich romans nie ma żadnej przyszłości? Od dawna nie spędziła miłego wieczoru.

      – Bardzo bym chciała, ale… – Spojrzała mu w oczy i gestem wskazała swoje pomięte ubranie.

      – Obsługa to załatwi. Przy kolacji powiem ci, co z matką i dzieckiem. Spotkamy się tutaj o ósmej – zaproponował Karim. – Odpowiada ci?

      – Odpowiada.

      Świetnie, pomyślała Felicity, zerkając na zegarek. Miała nieco ponad godzinę. Po telefonie do matki, której podała okrojoną wersję swoich planów, kupiła w drogerii rajstopy, pastę i szczotkę do zębów oraz piankę do włosów, i poszła do pokoju.

      Okazał się być obszernym apartamentem. Bukiety kwiatów, czekoladki, drogi szampan w srebrnym wiaderku z lodem…

      Wtem ktoś zapukał do drzwi.

      Jej serce przestało bić. Obawiała się, że to Karim, że jego gest jednak nie był bezinteresowny.

      W drzwiach stała kobieta z wieszakiem na kółkach, takim, jakiego używają w sklepach z garderobą. Felicity miała sobie wybrać dowolne ubranie, zaś jej własne, po wyprasowaniu, miało na nią czekać rano.

      Od dawna nie czuła się aż tak rozpieszczana.

      Po wyjściu kobiety zdjęła wilgotne rzeczy i przeszła się po apartamencie.

      Było tu wszystko, niepotrzebnie robiła zakupy. W łazience znalazła nawet małą butelkę odżywki do włosów oraz… prezerwatywy!

      Upuściła je, jakby były rozżarzonym węglem. Jeśli nawet Karim czegoś się po niej spodziewa, przyjdzie mu się gorzko rozczarować.

      Przysiadła na brzegu owalnej wanny i patrzyła na siebie w lustrze.

      Blond włosy były splątane, twarz zaróżowiona, oczy błyszczały oczekiwaniem. Jednak, jak przekonał się Paul, mężczyzna nie mógł liczyć na żadną z nią przyjemność. Co będzie, jeśli wieczór się uda? Jeśli Karim zaprosi ją ponownie? W którym momencie trzeba będzie sprawę postawić jasno? Wiedziała, że nie ma nadziei na bliższy związek z Karimem, a jednak cieszyła ją perspektywa wspólnej kolacji.

      Był urzekający, mimo to nie czeka ją z nim nic ponad to jedno spotkanie.

      ROZDZIAŁ TRZECI

      Czekał na nią.

      Miała na sobie jasnoszarą wełnianą sukienkę, skromną, ale ładnie podkreślającą szczupłą talię i pełny biust.

      Był ciekaw, jak zdoła się przygotować w ciągu godziny. Jego kochanki nawykły do pełnej gotowości. Musiał przyznać, że doskonale sobie poradziła. Nikt by się nie domyślił, że niedawno ratowała czyjeś życie w strugach deszczu.

      Związane wcześniej włosy teraz rozpuściła. Świeżo umyte, spływały kaskadą na ramiona. Miała długie nogi, na stopach ciemnoszare pantofle na wysokich szpilkach.

      Pogratulował sobie wyboru i ujął ją za łokieć, prowadząc do stolika. Wzdrygnęła się pod jego dotykiem; miał jeszcze długą drogę przed sobą! Sprawdził w jej CV, że miała dwadzieścia sześć lat i była samotna, ale zachowywała się jak nastolatka na pierwszej randce.

      Postanowił, że jeśli o jedenastej nie będą już w łóżku, o północy zastuka do Mandy.

      Usiedli, gdy zadzwonił jego telefon. Przeprosił i zaczął szybko mówić po arabsku. Po chwili zakończył rozmowę i wyłączył aparat.

      – To mój stary przyjaciel, pracuje w szpitalu, do którego przywieziono ofiary… zawsze rozmawia w naszym języku.

      – Jak oni się czują?

      – Matka odzyskała przytomność.

      – A dziecko?

      – Chirurdzy działają, powinno być dobrze. Jest przytomne. To dziewczynka!

      Felicity się roześmiała, Karim także. Miał olśniewająco białe, choć lekko nieregularne zęby. Był wprost oszałamiający.

      Zamówił świetne wino i wykwintne zakąski. Był miłym i rozmownym kompanem, a gdy przyniesiono dania główne, Felicity niemal się rozluźniła.

      Niemal, bo jak zwykle jej umysł wybiegł w przyszłość, na koniec wieczoru, następny wieczór i następny.

      To była prawdziwa randka.

      Takie randki prowadziły do kolejnych spotkań…

      Rozmawiali o tym, że Felicity jest zwolenniczką porodów naturalnych. Karim twierdził, że nie po to urządzają nowoczesny szpital, żeby nie korzystać ze zdobyczy nauki.

      – Mam nadzieję, że wiele się nauczę w Zaraku – oznajmiła.

      – Nie byłby z ciebie dobry chirurg.

      – Za to jestem dobrą położną – odparła z uśmiechem.

      – Co powiedziałaś matce?

      – Że znalazłam tani nocleg. – Gdy zmarszczył brwi, dodała: – Gdybym opowiedziała o wypadku, tylko by się martwiła. Nie jestem pewna, czy dobrze robię, wyjeżdżając. Moja siostra choruje od wielu lat. Jej kuracja dużo kosztuje. Wyjazd pokryje wydatki, ale… – urwała, jeszcze nigdy nie zwierzała się nieznajomemu.

      – Ale? – ponaglił.

      – Boję się, że sobie nie poradzą. Siostra ma anoreksję. Teraz jest wyleczona, ale mam obawy, czy mój wyjazd nie spowoduje nawrotu choroby. – Poruszyła się nerwowo na krześle. – Chyba jednak nie mam wyboru.

      – Za to siostra go ma – odparł Karim. Kelner przyniósł mus z białej czekolady, polany gorącym sosem malinowym. – Może być zdrowa albo nie, nie zrobisz tego za nią.

      Miał rację, ale to nie było takie proste.

      – Nie rozumiesz…

      – Przeciwnie! – odparł z mocą. – Wiem wszystko o rodzinie i obowiązkach.

      Karim zrezygnował z deseru i buszował po desce z wybornymi serami. Podsunął jej krakersa, którego, ku swemu zdumieniu, przyjęła.

      – A twój ojciec?

      – Umarł przed kilku laty – odparła.

      – Przykro mi, naprawdę.

      – Nie ma powodu. To on był wszystkiemu winien. A twoja rodzina?

      – Niewiele mam o tym do powiedzenia – odparł, wzruszając ramionami.

      Rozsmarował miękki ser na krakersie, położył na wierzch odrobinę galaretki z pigwy i podał jej. Dla siebie przyrządził to samo.

      Karim dawał prezenty, ale nigdy nie dzielił się swoją własnością. Dziś zrobił wyjątek.

      – Mam

Скачать книгу