Скачать книгу

jezior skroń białą wznosząca nad wodę.

      Dano trzecią potrawę. W tém pan Podkomorzy,

      Wlawszy kropelkę wina w szklankę panny Róży,

      A młodszéj przysunąwszy s talerzem ogórki,

      Rzekł: «Muszę ja wam służyć, moje panny córki

      Choć stary i niezgrabny.» Zatem się rzuciło

      Kilku młodych od stołu i pannom służyło.

      Sędzia z boku rzuciwszy wzrok na Tadeusza

      I poprawiwszy nieco wylotów kontusza,

      Nalał węgrzyna i rzekł: «Dziś nowym zwyczajem

      My na naukę młodzież do stolicy dajem,

      I nie przeczym, że nasi synowie i wnuki

      Mają od starych więcéj książkowéj nauki,

      Ale co dzień postrzegam jak młódź cierpi na tém,

      Że nie ma szkół uczących żyć z ludźmi i światem;

      Dawniéj na dwory pańskie jachał szlachcic młody,

      Ja sam lat dziesięć byłem dworskim Wojewody

      Ojca Podkomorzego, Mościwego Pana,

      (Mówiąc Podkomorzemu ścisnął za kolana);

      On mnie radą do usług publicznych sposobił,

      Z opieki nic wypuści aż człowiekiem zrobił.

      W mym domu wiecznie będzie jego pamięć droga,

      Co dzień za duszę jego proszę Pana Boga.

      Jeżlim tyle na jego nie korzystał dworze

      Jak drudzy, i wróciwszy w domu ziemię orzę,

      Gdy inni więcéj godni Wojewody względów

      Doszli potém najwyższych krajowych urzędów,

      Przynajmniéj tom skorzystał, że mi w moim domu

      Nikt nigdy nie zarzuci, bym uchybił komu,

      W uczciwości, w grzeczności; a ja powiem śmiało.

      Grzeczność nie jest nauką łatwą ani małą.

      Niełatwą, bo nie na tém kończy się, jak nogą

      Zręcznie wierzgnąć, z uśmiechem witać lada kogo;

      Bo taka grzeczność modna, zda mi się kupiecka

      Ale nie staropolska, ani też szlachecka.

      Grzeczność wszystkim należy, lecz każdemu inna;

      Bo nie jest bez grzeczności i miłość dziecinna,

      I wzgląd męża dla żony przy ludziach, i Pana

      Dla sług swoich, a w każdéj jest pewna odmiana.

      Trzeba się długo uczyć, ażeby nie zbłądzić

      I każdemu powinną uczciwość wyrządzić.

      I starzy się uczyli; u Panów rozmowa,

      Była to historja żyjąca krajowa,

      A między szlachtą dzieje domowe powiatu:

      Dawano przez to poznać szlachcicowi bratu,

      Że wszyscy o nim wiedzą, lekce go nie ważą;

      Więc szlachcic obyczaje swe trzymał pod strażą.

      Dziś człowieka nie pytaj: co zacz? kto go rodzi?

      S kim on żył, co porabiał? każdy gdzie chce wchodzi

      Byle nie szpieg rządowy, i byle nie w nędzy.

      Jak ów Wespazjanus nie wąchał pieniędzy,

      I nie chciał wiedziéć skąd są, z jakich rąk i krajów;

      Tak nie chcą znać człowieka rodu, obyczajów!

      Dość że ważny i że się stempel na nim widzi,

      Więc szanują przyjaciół jak pieniądze żydzi.»

          To mówiąc, Sędzia gości obejrzał porządkiem;

      Bo choć zawsze i płynnie mówił i z rozsądkiem,

      Wiedział, że niecierpliwa młodzież teraźniejsza,

      Że ją nudzi rzecz długa choć najwymowniejsza.

      Ale wszyscy słuchali w milczeniu głębokiém;

      Sędzia Podkomorzego zdał się radzić okiem,

      Podkomorzy pochwałą rzeczy nie przerywał,

      Ale częstém skinieniem głowy potakiwał.

      Sędzia milczał, on jeszcze skinieniem przyzwalał;

      Więc Sędzia jego puchar i swój kielich nalał,

      I daléj mówił: «Grzeczność nie jest rzeczą małą:

      Kiedy się człowiek uczy ważyć, jak przystało,

      Drugich wiek, urodzenie, cnoty, obyczaje,

      Wtenczas i swoją ważność zarazem poznaje:

      Jak na szalach żebyśmy nasi ciężar poznali,

      Musim kogoś posadzić na przeciwnéj szali.

      Zaś godna jest Waszmościów uwagi osobnéj

      Grzeczność, którą powinna młódź dla płci nadobnéj

      Zwłaszcza gdy zacność domu, fortuny szczodroty,

      Objaśniają wrodzone wdzięki i przymioty.

      Stąd droga do affektów i stąd się kojarzy

      Wspaniały domów sojusz – tak myślili starzy.

      A zatem» – Tu Pan Sędzia nagłym zwrotem głowy

      Skinął na Tadeusza, rzucił wzrok surowy,

      Znać było że przychodził już do wniosków mowy.

          W tém brząknął w tubakierę złotą Podkomorzy,

      I rzekł: »Mój Sędzio, dawniéj było jeszcze gorzéj!

      Teraz niewiém czy moda i nas starych zmienia,

      Czy młodzież lepsza, ale widzę mniéj zgorszenia.

      Ach ja pamiętam czasy, kiedy do Ojczyzny

      Pierwszy raz zawitała moda francuszczyzny!

      Gdy raptem paniczyki młode s cudzych krajów

      Wtargnęli do nas hordą gorszą od Nogajów,

      Prześladując w Ojczyźnie Boga, przodków wiarę,

      Prawa i obyczaje, nawet suknie stare.

      Żałośnie było widziéć wyżółkłych młokosów,

      Gadających przez nosy, a często bez nosów,

      Opatrzonych w broszurki i w różne gazety,

      Głoszących nowe wiary, prawa, toalety.

      Miała nad umysłami wielką moc ta tłuszcza;

      Bo Pan Bóg kiedy karę na naród przepuszcza,

      Odbiéra naprzód rozum od Obywateli.

      I tak, mędrsi fircykom oprzéć się nie śmieli,

      I zląkł ich się jak dżumy jakiéj cały naród,

      Bo już sam wewnątrz, siebie czuł choroby zaród;

      Krzyczano na modnisiów, a brano z nich wzory;

      Zmieniano wiarę, mowę, prawa i ubiory.

      Była to maszkarada, zapustna swawola,

      Po któréj miał przyjść wkrótce wielki post – niewola!

          «Pamiętam, chociaż byłem wtenczas małe dziécie,

      Kiedy

Скачать книгу