Скачать книгу

Jedyne, co pamiętała, to że szła po brudnym betonowym krawężniku zupełnie pustą ulicą, aż zobaczyła policjanta na koniu.

      Był bardzo wysoko, zmarszczył brwi na jej widok i powiedział:

      – Hej, mała, jesteś sama?

      – Tak. – Tylko tyle zdołała powiedzieć, żeby się nie rozpłakać.

      Zabrał ją z powrotem do domu na Queen Anne Hill, a tam babcia przytuliła ją mocno, pocałowała w policzek i zapewniła, że dziewczynka niczemu nie jest winna. Lecz ona wiedziała swoje. Dzisiaj musiała coś zrobić źle, nieodpowiednio się zachować. Następnym razem, gdy mama wróci, Tully bardziej się postara. Obieca, że zostanie prezydentem i już nigdy, przenigdy za nic nie przeprosi.

      Tully zdobyła listę wszystkich prezydentów Stanów Zjednoczonych Ameryki i nauczyła się ich nazwisk na pamięć. Całymi miesiącami opowiadała, że zostanie pierwszą kobietą prezydentem; porzuciła nawet lekcje baletu. W swoje jedenaste urodziny, gdy babcia zapaliła świeczki na torcie i śpiewała cienkim głosem nieco łzawą wersję Happy Birthday, Tully raz po raz zerkała na drzwi, myśląc: Na pewno teraz!, ale nikt nie zapukał i telefon też nie zadzwonił. Później, otoczona opakowaniami po prezentach, starała się nadal uśmiechać. Przed nią na stoliku do kawy leżał album na wycinki. Prezent był kiepski, ale babcia zawsze dawała jej takie rzeczy – coś co ją zajmie i sprawi, że będzie cicho.

      – Nawet nie zadzwoniła – powiedziała Tully, podnosząc wzrok.

      Babcia westchnęła ze znużeniem.

      – Twoja mama… Ona ma problemy, Tully. Jest słaba i zdezorientowana. Musisz przestać udawać, że jest inaczej. Ważne jest to, żebyś ty była silna.

      Słyszała tę radę milion razy.

      – Wiem.

      Babcia usiadła na wytartej kwiecistej sofie obok wnuczki i zaprosiła ją na swoje kolana. Tully to uwielbiała. Wtuliła się w nią i przyłożyła policzek do miękkiej babcinej piersi.

      – Wolałabym, żeby z twoją mamą było inaczej, Tully, i to najszczersza prawda pod słońcem, ale to stracona dusza. Już od dawna.

      – I dlatego mnie nie kocha?

      Babcia spojrzała na nią z góry. Okulary w czarnych rogowych oprawkach mocno powiększały jej bladoszare oczy.

      – Ona cię kocha, na swój sposób. I dlatego ciągle wraca.

      – To nie wygląda jak miłość.

      – Wiem.

      – Ona mnie chyba nawet nie lubi.

      – To mnie nie lubi. Dawno temu coś się wydarzyło i ja nie… Cóż, teraz to nieistotne. – Babcia mocniej przytuliła Tully. – Pewnego dnia będzie żałować tych wszystkich straconych lat z tobą. Jestem tego pewna.

      – Mogłabym jej pokazać mój album.

      Babcia odwróciła wzrok.

      – Byłoby miło. – Po dłuższej chwili ciszy dodała: – Wszystkiego najlepszego, Tully. – Pocałowała ją w czoło. – Pójdę teraz sprawdzić co z dziadkiem. Kiepsko się dzisiaj czuje.

      Gdy babcia wyszła z salonu, Tully siedziała, wpatrując się w pustą pierwszą stronę swojego nowego albumu. Byłby idealny na prezent dla mamy pewnego dnia, żeby pokazać jej, co straciła. Ale czym Tully mogła go wypełnić? Znalazła zaledwie kilka swoich zdjęć, zrobionych przez przyjaciół mamy na imprezach albo wycieczkach, ale niewiele. Babcia miała za słabe oczy do tych malutkich wizjerów w aparatach. I przechowywała tylko jedno zdjęcie mamy.

      Dziewczynka wzięła długopis i ostrożnie zapisała datę w prawym górnym rogu, a potem zmarszczyła brwi. Co jeszcze? Kochana Mamo. Dziś były moje jedenaste urodziny…

      Od tamtego dnia zaczęła zbierać pamiątki ze swojego życia. Zdjęcia szkolne, z imprez sportowych, bilety do kina. Przez lata, jeśli tylko miała dobry dzień, śpieszyła do domu, opisywała go i wklejała rachunek czy bilet, które potwierdzały, gdzie była i co robiła. Z czasem zaczęła nieco koloryzować, żeby lepiej wypaść. To nie były tak naprawdę kłamstwa, tylko lekkie ubarwianie. Żeby pewnego dnia jej mama powiedziała, że jest z niej dumna. Tully wypełniła cały album, a potem następny i następny. W każde urodziny dostawała nowy, aż stała się nastolatką.

      I wtedy coś się zmieniło. Nie wiedziała co dokładnie, może chodziło o to, że jej piersi urosły szybciej niż innym dziewczynom, a może zmęczyła się zapisywaniem swojego życia na kawałkach papieru, które nikogo nie interesowały. Gdy miała czternaście lat, skończyła z tym. Włożyła albumy małej dziewczynki do kartonowego pudła, wsunęła je do szafy i poprosiła babcię, żeby już ich nie kupowała.

      – Jesteś pewna, skarbie?

      – Tak.

      Tully nie zależało już na mamie i starała się w ogóle o niej nie myśleć. W szkole mówiła wszystkim, że jej mama zginęła w wypadku na łódce.

      To kłamstwo ją uwolniło. Przestała kupować ubrania w dziale dla dziewczynek i zaopatrywała się teraz w dziale młodzieżowym. Wybierała obcisłe, odsłaniające brzuch koszulki, które podkreślały jej piersi, i dzwony z obniżonym stanem, w których świetnie prezentował się jej tyłek. Musiała chować te ubrania przed babcią, ale to nie było trudne; puchowa kamizelka i szybkie pożegnanie umożliwiały jej wyjście z domu w tym, w czym chciała.

      Nauczyła się, że jeśli będzie się dobrze ubierać i odpowiednio zachowywać, to najfajniejsze dziewczyny będą się chciały z nią zadawać. W piątkowe i sobotnie wieczory mówiła babci, że będzie u koleżanki, a szła na rolki na Lake Hills, gdzie nikt nigdy nie pytał jej o rodzinę ani nie patrzył jak na „biedną Tully”. Nauczyła się palić papierosy i nie kaszleć. Żuła gumę, by pozbyć się ich zapachu z ust.

      W ósmej klasie była jedną z najpopularniejszych osób w gimnazjum, a posiadanie tych wszystkich przyjaciół pomagało. Gdy była zajęta, nie myślała o kobiecie, która jej nie chciała.

      W niektóre dni nadal czuła… może nie samotność… ale to coś. Zagubienie. Jakby wszyscy inni ludzie, z którymi się zadawała, byli tylko w zastępstwie.

      Dziś był taki właśnie dzień. Siedziała na swoim zwykłym miejscu w szkolnym autobusie i słyszała brzęczenie rozmów dokoła. Wszyscy gadali o sprawach rodzinnych, a ona nie miała nic do powiedzenia. Nie wiedziała, co to kłótnie z młodszym bratem, wspólne zakupy z mamą czy szlaban za pyskowanie rodzicom. Na szczęście autobus szybko dojechał na jej przystanek, więc wysiadła, żegnając się wylewnie z koleżankami, śmiejąc się do nich i machając. Udając. Ostatnio często to robiła.

      Gdy autobus odjechał, poprawiła plecak i ruszyła w długą drogę do domu. A kiedy skręciła za róg, zobaczyła to.

      Po drugiej stronie ulicy przed domem babci stał zdezelowany czerwony volkswagen bus. Z boku nadal miał ponaklejane kwiaty.

      3

      Było jeszcze ciemno, gdy zadzwonił budzik. Kate Mularkey jęknęła i nie ruszyła się z łóżka, wpatrując się w skośny sufit. Na myśl o szkole poczuła mdłości.

      Ósma klasa była dla niej wielkim rozczarowaniem, a rok 1974 okazał się kompletnie do niczego. Tkwiła na towarzyskiej pustyni. Dzięki Bogu został już tylko miesiąc nauki. Tyle że lato wcale nie zapowiadało się lepiej.

Скачать книгу