Скачать книгу

że nigdy nie będzie jej stać na jego kupno.

      Przekrzywił głowę, zastanawiając się nad jej zagadkową miną. Wsiądzie czy nie…? W tej chwili nie potrafił nic z niej wyczytać.

      Oliwia przechwyciła jego spojrzenie.

      – No co? – zapytała buńczucznie, zapominając, że ma przed sobą potencjalnego pracodawcę.

      Ale było w nim coś, co ją drażniło. Nie potrafiła udawać ani tym bardziej ukrywać swoich uczuć. Bez słowa zajęła miejsce po stronie pasażera.

      Leona zaskoczyła, ale też i rozbawiła jej krnąbrność. Oliwia spodobała mu się nie tylko z wyglądu. Przeczuwał, że będzie się dobrze bawić w jej towarzystwie. O ile zgodzi się dla mnie pracować, pomyślał, włączając się do ruchu zatłoczonych gliwickich ulic.

      Oliwia kilkakrotnie była już w tym mieście, ale tylko przejazdem, po drodze do Katowic. Dopiero dzisiaj popatrzyła na nie oczami turysty. Przy ulicach rzędami stały przyklejone do siebie kamienice. Większa ich część pamiętała jeszcze czasy PRL-u, ale dało się też zauważyć, że część już odnowiono. Górna ich część zazwyczaj była przeznaczona na lokale mieszkalne, na parterze były sklepy, banki, butiki, gabinety lekarskie. Typowe miasto w naszym kraju. Choć perełką architektoniczną była sama Arena, podobno największa hala widowiskowa w Polsce. Oliwia obiecała sobie, że musi ją zobaczyć.

      – Pierwszy raz w Gliwicach? – zagadnął Leon, kątem oka widząc jej zainteresowanie obrazami przesuwającymi się za szybą.

      Ocknęła się z zadumy, przypominając sobie o jego obecności, a także w jakim celu tu się znalazła.

      – Nie, no coś ty – odparowała. – Ale przyznaję się bez bicia, że nigdy nie zwracałam na nie specjalnej uwagi – wyjaśniła pośpiesznie, chcąc zatrzeć lekkomyślną odpowiedź.

      Leon przytaknął ze zrozumieniem.

      – A mieszkasz…? – zapytał zainteresowany.

      – Obecnie we Wrocławiu – padła jej krótka odpowiedź.

      Nie widziała powodu, dla którego miałaby wdawać się w szczegóły. Zresztą jeśli nawet chciał ją jeszcze o coś zapytać, zaniechał dalszej próby, bo dojechali na miejsce.

      Znaleźli się na obrzeżach miasta. Można by powiedzieć nawet, że na całkowitym odludziu, położonym na lekkim wzniesieniu. Teren był ogrodzony betonowym płotem, który niknął wśród wysokich świerków i tui.

      Leon otworzył pilotem kutą bramę. Jechali wolno krętą drogą wyłożoną kostką brukową, aż spośród drzew zaczął się wyłaniać budynek. Swoim wyglądem przypominał starodawny dworek, tyle tylko że był bardzo nowoczesny.

      Okna przy zachowaniu dawnego wyglądu zostały wymienione na nowe, tak samo jak i drzwi, przy których Oliwia dostrzegła dwóch ochroniarzy postury jej współlokatorów. Elewacja w tonacji białej i antracytu była odświeżona. Na przyległym parkingu w równych rzędach stały bardzo drogie samochody z obcymi rejestracjami z całego kraju i nie tylko.

      Leon podjechał pod główne wejście i wyskoczył z auta. Zanim zdążyła zareagować i złapać za klamkę drzwi, one stały już otworem.

      – Zapraszam – odezwał się pogodnym głosem, kolejny raz oferując swoją dłoń.

      Nie myśląc, co robi, oddał kluczyki chłopakowi, który zajmował się parkowaniem. Trzymając dłoń na plecach Oliwii, poprowadził ją do wejścia głównego, nad którym dopiero teraz dojrzała czerwoną literę „Q” i nic poza tym.

      Ogarnęły ją złe przeczucia. Zawahała się, ale dłoń, którą czuła na sobie, nie pozwalała jej na zmianę decyzji. Szukała jeszcze innych oznak na potwierdzenie swoich podejrzeń, ale nie zauważyła niczego niepokojącego. Ochroniarz, napakowany i łysy, ale o spokojnym usposobieniu, otworzył przed nimi drzwi. Oczom Oliwii ukazał się świat, z którym jeszcze nigdy nie miała styczności.

      Ten dzień raz na zawsze miał wywrócić jej dotychczasowe spokojne i poukładane życie do góry nogami.

      3.

      Oliwia przystanęła zaszokowana, automatycznie robiąc krok w tył, ale natrafiła tylko na twarde ciało Leona, który stał tuż za nią.

      – Nie bój się. Nic ci nie grozi – zamruczał wprost do jej ucha, na co zadrżała. – Obiecuję ci, że tylko porozmawiamy, a potem cię oprowadzę. A kiedy będziesz miała ochotę wyjść, nikt cię nie zatrzyma – zapewnił ją.

      Nieco się uspokoiła. W pierwszej chwili miała ochotę wiać, gdzie pieprz rośnie, ale z drugiej strony była też ciekawa. Nigdy nie była w takim miejscu.

      Zobaczyła przed sobą twarz Leona. Uśmiechał się do niej łagodnie, ale w jego oczach dostrzegła prowokujący błysk. Zdawał sobie sprawę z jej myśli i obaw, uczucia miała wypisane na twarzy. Wyciągnął ku niej dłoń, którą bezwiednie przyjęła. Ciekawość – jej zmora i druga największa wada – wzięła ją w swoje władanie. Intuicja jej nie zawiodła, z tą różnicą, że znalazła się może nie w typowym burdelu, ile w bardzo luksusowym domu uciech dla bogaczy.

      W głównym holu znajdowały się skórzane kanapy, tworzące coś w rodzaju boksów. Po prawej stronie mieścił się spory bar z przeróżnymi rodzajami alkoholi, których ceny mogły przyprawić o zawrót głowy. Tuż przed barem Oliwia zauważyła kręte schody, prowadzące na piętro.

      Po lewej stronie, w niewielkiej wnęce, która zapewniała komfort i dyskrecję, stało ogromne jacuzzi, w którym zażywało relaksującej kąpieli kilku panów w towarzystwie roznegliżowanych dziewczyn. Na pierwszy rzut oka wyglądało, że dobrze się bawią, ale kiedy jej wzrok skrzyżował się z jedną z nich, dostrzegła w nim pustkę. Pewnie tylko udawały, że jest im dobrze. Współczuła im. Nie chciała nikogo oceniać, ale zaczęła się zastanawiać, do jakiej skrajności może doprowadzić człowieka życie, żeby podjąć się takiego zajęcia.

      Światło nie było czerwone, jak się początkowo spodziewała. Było lekko przygaszone, jednocześnie miękkie niczym blask, jaki wytwarza się przy zapalonych świecach. Dzięki temu czuć było atmosferę relaksu i dyskrecji.

      Minęli bar i Leon poprowadził ją korytarzem prosto, po chwili znaleźli się na głównej sali. Na jej środku stała niewielka scena z dwiema rurami do tańca, a dookoła ustawione były boksy – takie same jak w holu, tyle że ich dużo wyższe oparcia zapewniały klientom i dziewczynom trochę prywatności.

      Na podłodze Oliwia dostrzegła płyty marmurowe, ale bardziej chropowate, pewnie po to, żeby zminimalizować ryzyko poślizgnięcia się na gładkiej powierzchni. Ściany pomalowano na jasny beż lub biel, nie była w stanie określić koloru, który został zakłócony przez przyciemnione światło. Ale za to mogła bez problemu rozpoznać, że płócienne obrazy rozwieszone na ścianach przedstawiają pozycje z Kamasutry.

      Na podwieszonym suficie wisiał niewielki kryształowy żyrandol. Mimo że był zgaszony, odbijał światło delikatnych żarówek ledowych i świec, które zostały ustawione na stolikach. Lokal dosłownie ociekał bogactwem.

      Przystanęła, przyglądając się dziewczynie, która tańczyła na rurze. Po chwili też omiotła spojrzeniem gości. Prawie nikt nie zwracał na nią uwagi, co jej wcale nie dziwiło. Dziewczyna, drobna brunetka, nie wkładała w swój taniec żadnego entuzjazmu, a jej ruchy były drętwe i sztuczne, pozbawione jakiegokolwiek seksapilu.

      Kiedy piosenka dobiegła końca, z wyraźną ulgą zeszła ze sceny. Widać było, że nie lubiła tego robić.

      Rozbrzmiała kolejna piosenka, a na scenie pojawiła się kolejna dziewczyna. Tym razem była to wysoka blondynka z mocnym makijażem na niebotycznie wysokich szpilkach, w przezroczystej haleczce, pod którą oprócz mikroskopijnych majteczek nie miała nic.

      – Chodź, pokażę ci inne

Скачать книгу