Скачать книгу

– Zawiesił pytająco głos.

      – Zgadza się. Pamiętam – odpowiedziała sztywno, z niepokojem wciąż patrząc w stronę niedaleko zaparkowanego samochodu. Czyżby w nim siedział i ją obserwował? – zastanawiała się.

      – Więc nasze spotkanie jest nadal aktualne? – zapytał pogodnie.

      Oliwia przygryzła dolną wargę, ciągle nie mając pewności, czy się zgodzić. Głos Leona z ledwo słyszalną chrypką brzmiał bardzo przyjaźnie, ale i profesjonalnie. Nie wzbudzał w niej żadnych negatywnych odczuć. Pomyślała, że jej rozmówca jest być może inteligentny, ale z pewnością ma kompleksy, skoro nadrabia luksusowymi samochodami. Może ma pryszcze na twarzy? Albo krzywe zęby? Rude włosy? Albo jest zbyt gruby…

      Ale to auto… wciąż ją martwiło.

      Idiotko! – zrugała się w myślach. To tylko pojazd na czterech kołach, jak jeden z wielu.

      – Jeśli pytasz, czy jestem w Gliwicach… to tak. Jeśli chodzi o nasze spotkanie, to wciąż się waham – wyznała szczerze jednym tchem, póki miała jeszcze odwagę.

      – A co cię powstrzymuje? – zapytał zaintrygowany.

      – Auto – wypaliła bez chwili zastanowienia.

      W myślach skrzywiła się na swoją bezmyślną, ale szczerą umiejętność mówienia, co ślina przyniesie na język.

      Po drugiej stronie zapadła cisza.

      – Nie wiem, czy dobrze zrozumiałem… – odezwał się z powątpiewaniem w głosie – Nie wiesz, czy się ze mną spotkasz, bo nie przypadło ci do gustu auto, które po ciebie wysłałem? – zapytał zwyczajnie, ale Oliwia miała wrażenie, że ledwo się powstrzymuje, żeby nie parsknąć śmiechem.

      – Można tak powiedzieć. Śmiej się, ale wygląda, jakby siedział w nim gangster w białych rękawiczkach – powiedziała, kręcąc nosem, czego jej rozmówca nie mógł zauważyć.

      I znów chwila ciszy. A potem śmiech.

      – Niewiarygodne – powiedział, próbując się uspokoić – Jeszcze nigdy nie usłyszałem czegoś podobnego – odezwał się już całkowicie opanowany. – Dobrze. Zróbmy tak. Mam teraz chwilę wolnego, więc wezmę inne auto, mniej gangsterskie – podkreślił ostatnie słowo. – Czekaj na mnie w tej kawiarni po drugiej stronie ulicy. Potem podejmiesz decyzję o naszej ewentualnej współpracy. Czy takie rozwiązanie ci odpowiada? – teraz jego ton dla odmiany był rzeczowy i stanowczy.

      – Tak – odpowiedziała cicho.

      – Świetnie. Będę za pół godziny. Muszę przebić się przez całe miasto – oznajmił i się rozłączył.

      Oliwia zdumiona wpatrywała się w wyświetlacz telefonu. Miała ochotę pokazać mu środkowy palec. Co zresztą zrobiła, ale tylko w myślach.

      Z ich rozmowy mogła wnioskować, że jeśli nie był właścicielem firmy, to z całą pewnością zajmował w niej kierownicze stanowisko. A co za tym idzie, mógł być jej przyszłym szefem.

      Pięknie. Jeszcze nie dostała pracy, a już dała się poznać z niewłaściwej strony. Stroi fochy i grymasi niczym księżniczka na ziarnku grochu. O Boże! Masakra! Nie ma jak zrobić dobre pierwsze wrażenie, stwierdziła, krzywiąc się do swojego odbicia w szybie kawiarni, do której właśnie weszła. Zamówiła zieloną herbatę i usiadła przy stoliku. Zalogowała się na swoje konto na Facebooku. Chciała zobaczyć, czy chłopaki wstawili jakieś zdjęcia z Berlina. Niestety musieli być tak zapracowani, że nie mieli na to czasu. Ale nigdy nie zapominali do niej zadzwonić. Robili to codziennie. Westchnęła ciężko. Bardzo, ale to bardzo za nimi tęskniła. Każdego wieczoru z niecierpliwością czekała na telefon od nich.

      Nie dalej niż przedwczoraj opowiadali, jak dziewczyna, która ma razem z nimi staż, próbowała się umówić z Marko. Biedaczka nie zorientowała się, że tuż obok stoi miłość jego życia. Zresztą nie ona jedna pomyliła się w swoich osądach. Marko i Polo nie wyglądali jak para. Ba! Żaden z nich na pierwszy rzut oka nawet nie wyglądał na geja. Doskonale się maskowali. Nie dlatego, że wstydzili się swojej orientacji, uważali po prostu, że to ich sprawy prywatne i nie chcieli się afiszować ze swoimi uczuciami.

      Dopiero za zamkniętymi drzwiami zrzucali obojętność i pozwalali sobie na okazywanie uczuć. Oliwia niejednokrotnie widziała, jak rzucali się na siebie, chcąc nadrobić cały dzień.

      A najlepsze były plotki, jakie krążyły po uczelni i wśród ich znajomych. Zaledwie kilka osób znało prawdę. Reszta sądziła, że Oliwia sypia raz z jednym, raz z drugim, a oni nie mają o tym pojęcia. A znaleźli się też tacy, którzy twierdzili, że Oliwia i chłopaki tworzą trójkąt. Najpierw ich zamurowało, a kiedy minął szok i zdumienie, parsknęli śmiechem. Doszli do wniosku, że ludzie zawsze będą szukać sensacji tam, gdzie jej nie ma, a oni nie zdołają zrobić nic, co by powstrzymało falę plotek. Zaprzeczanie nie było warte ich czasu i energii. Odpuścili. Plotki po jakimś czasie ucichły, chociaż temat powracał czasami jak bumerang.

      – Oliwia? – drgnęła przestraszona na dźwięk swojego imienia.

      Poderwała głowę. Była szczerze zaskoczona widokiem mężczyzny. Nie tak go sobie wyobrażała. Choć nie miał urody filmowego amanta, to jednak był niewątpliwie przystojny, a jego nietypowe oczy wręcz hipnotyzowały rozmówcę. On sam doskonale zdawał sobie z tego faktu sprawę.

      Stał, cierpliwie czekając, aż Oliwia ocknie się z zadumy i pozbiera myśli.

      – Tak. Oliwia Korcz – przedstawiła się, podając mu dłoń, którą przytrzymał dłużej, niżeli było to przyjęte.

      – Leon Tomczyk – górował nad nią wzrostem o dobre piętnaście, a może nawet dwadzieścia centymetrów. Modnie przycięte ciemnobrązowe włosy zaczesywał na prawo. Miał prostokątną twarz z nosem typu rzymskiego i lekkim zarostem. Jego budowa ciała była szczupła, ale nie chuda, wręcz przeciwnie – wyglądało, że ciężko pracował nad sobą na siłowni. Ubrany był w białą koszulę dopasowaną w talii, z niedopiętymi dwoma górnymi guzikami, luźno opuszczoną na popielate spodnie. Na nadgarstku błyszczał złoty zegarek. A całości dopełniały białe trampki. Elegancko, ale na luzie.

      Przełknęła ślinę. Miała słabość do takich mężczyzn, ale z wiadomego powodu unikała ich jak ognia.

      Sama kiedyś przekonała się, że nie warto. Na pierwszym roku spotykała się przez chwilę z podobnym mężczyzną. Jak tylko udało mu się zaciągnąć Oliwię do łóżka, jego zainteresowanie niemal natychmiast zniknęło, a on sam zaczął uganiać się za inną.

      Zgroza.

      Leon zmierzył jej niską, ale niewątpliwie smaczną sylwetkę. Biała, koronkowa sukienka na szerszych ramiączkach, z dekoltem zbyt poprawnym jak na jego gust, chowała jej ponętny biust, ale ciasno opinała szczupłą talię. Jednak najbardziej fascynowała go jej twarz. Malowała się na niej niewinność, a błękitne oczy spoglądały na niego z nieśmiałością. Ale przez jego życie, a raczej łóżko, przewinęło się tyle kobiet, że nie łudził się co do ich szczerości. Nie ufał kobietom. Lubił je, nawet bardzo. A szczególnie wtedy, kiedy lądowały w jego łóżku. Zazwyczaj jednak trafiał na oszustki, które manipulowały wszystkim, czym się dało.

      – Chodź – wyciągnął ku niej swoją wypielęgnowaną dłoń. – Może tym razem samochód uzyska twoją akceptację – powiedział z lekką drwiną, z przyjemnością patrząc, jak na jej policzkach wykwita rumieniec.

      Oliwia pominęła jego kąśliwą uwagę milczeniem. W duchu pacnęła się dłonią w czoło za tę niezręczną sytuację, za którą była sama sobie winna. Złapała błękitną torebkę i opuściła kawiarnię.

      Leon z premedytacją puścił dziewczynę pierwszą. Dzięki temu bez przeszkód mógł otaksować jej sylwetkę. Podobał mu się zapach,

Скачать книгу