Скачать книгу

Oczywiście, że umiem czytać.

      Zdumiony, uniósł brew. Odpowiedź wcale nie była taka oczywista, nie wszystkie bowiem szlachetnie urodzone kobiety potrafiły czytać.

      Uświadomiwszy sobie, że właśnie powiedziała coś, co mogło świadczyć o jej wyniosłości, dodała nieco bardziej skromnie:

      – Ojciec nauczył mnie czytać, kiedy byłam mała… nim urodził się mój brat.

      Przed tygodniem, zaraz po przybyciu ojca Louisa, matka zaprowadziła Ragnę do komnat swoich i męża i rzekła:

      – Jak myślisz, co on tu robi?

      – Nie wiem. – Dziewczyna zmarszczyła czoło.

      – To ważny człowiek, sekretarz hrabiego Reims i kanonik katedry. – Genevieve była posągowa, lecz mimo swej olśniewającej urody łatwo popadała w zakłopotanie.

      – Co zatem sprowadza go do Cherbourga?

      – Ty – odparła hrabina.

      Ragna zaczynała rozumieć.

      – Hrabia Reims ma syna, Guillaume’a – ciągnęła tymczasem jej matka – który jest w twoim wieku i nie ma żony. Hrabia szuka dla niego małżonki. Ojciec Louis przybył tu zobaczyć, czy się nadajesz.

      Dziewczyna poczuła ukłucie złości. Takie postępowanie było normalne, mimo to czuła się jak krowa oceniana przez potencjalnego kupca. Opanowała oburzenie.

      – Jaki jest ten Guillaume?

      – To bratanek króla Roberta. – Dwudziestopięcioletni Robert II był królem Francji. Zdaniem Genevieve, koneksje z rodziną królewską były największą zaletą mężczyzny.

      Ragna miała inne priorytety. Chciała wiedzieć, jaki jest ten młodzieniec niezależnie od pochodzenia.

      – Coś jeszcze? – spytała tonem, który nawet jej samej wydał się nieco nazbyt łobuzerski.

      – Nie bądź sarkastyczna – upomniała ją matka. – To zniechęca do ciebie mężczyzn.

      Uwaga matki trafiła w czułą strunę. Ragna zraziła już do siebie kilku odpowiednich zalotników. Nie wiedzieć czemu, bali się jej. Fakt, że była wysoka – miała figurę matki – również jej nie pomagał, lecz tu chodziło o coś więcej.

      – Guillaume nie jest chory, szalony ani zdeprawowany – dodała Genevieve.

      – Brzmi jak marzenie każdej panny.

      – Znowu zaczynasz.

      – Wybacz, matko. Będę miła dla ojca Louisa, obiecuję. – Ragna miała dwadzieścia lat i nie mogła w nieskończoność być panną. Nie chciała skończyć w klasztorze.

      Jej matka zaczynała się niecierpliwić.

      – Marzysz o wielkiej miłości i namiętności, lecz te istnieją tylko w pieśniach – rzekła Genevieve. – W prawdziwym życiu my, kobiety, musimy przystać na to, co dostajemy.

      Ragna wiedziała, że matka ma rację.

      Prawdopodobnie poślubi Guillaume’a – pod warunkiem że nie jest odrażający – lecz chciała to zrobić na własnych warunkach. Pragnęła, by Louis ją zaaprobował, lecz chciała też, by zrozumiał, jaką będzie żoną. Nie zamierzała być wyłącznie ozdobą, czymś w rodzaju gobelinu, którym mógłby pochwalić się mąż, ani panią domu, której rola ograniczałaby się do organizowania uczt i zabawiania wytwornych gości. Pragnęła wspólnie z mężem zarządzać majątkiem. Bywało, że żony pełniły obowiązki mężów. Gdy możny ruszał na wojnę, musiał powierzyć komuś pieczę nad swymi włościami. Czasami zastępował go brat albo dorosły syn, ale znacznie częściej żona.

      Teraz, jedząc okonia złowionego w morzu i pieczonego w cydrze, ojciec Louis próbował wybadać intelekt Ragny.

      – A jakież to rzeczy czytasz, moja panno? – zapytał sceptycznie. Z jego tonu wynikało, że trudno mu uwierzyć, by młoda, urodziwa kobieta była w stanie pojąć literaturę.

      Gdyby bardziej przypadł jej do gustu, łatwiej byłoby jej zrobić na nim wrażenie.

      – Lubię wiersze, które opowiadają historie – odparła.

      – Na przykład…? – Przypuszczał, że nie będzie potrafiła wymienić ani jednego, lecz się pomylił.

      – Opowieść o świętej Eulalii jest bardzo wzruszająca – powiedziała. – Na końcu idzie do nieba pod postacią gołębicy.

      – W rzeczy samej – odparł Louis głosem, który sugerował, że o świętych wie wszystko i Ragna niczym go nie zaskoczy.

      – Jest jeszcze angielski poemat Lament żony. – Po tych słowach odwróciła się do Aldreda. – Znacie go?

      – Tak, choć nie wiem, czy pierwotnie spisano go po angielsku. Poeci podróżują. Rok, dwa bawią na dworze możnych, a gdy ci znudzą się ich twórczością, ruszają dalej. Bywa też, że wyjeżdżają za namową bogatszego patrona. Kiedy tak podróżują z miejsca na miejsce, wielbiciele ich sztuki przekładają napisane przez nich dzieła na inne języki.

      Ragna była zafascynowana. Lubiła Aldreda. Miał rozległą wiedzę i dzielił się nią, nie wywyższając się przy tym.

      Świadoma swej misji, znowu spojrzała na Louisa.

      – Nie uważacie, że to fascynujące, ojcze Louisie? Pochodzicie z Reims. To niedaleko ziem, na których mówi się po germańsku.

      – Tak, pani – odparł. – Jesteś dobrze wykształcona.

      Poczuła, że sprostała próbie. Zastanawiała się, czy ksiądz celowo zachowuje się protekcjonalnie, żeby ją sprowokować. Cieszyła się, że nie połknęła przynęty.

      – Bardzo ksiądz miły – rzekła nieszczerze. – Mój brat ma nauczyciela, ja zaś mogę uczestniczyć w lekcjach dopóty, dopóki będę siedzieć cicho.

      – Bardzo dobrze. Niewiele dziewcząt ma tak rozległą wiedzę. Ja jednak czytam głównie święte księgi.

      – Naturalnie.

      Ragna zyskała nieco aprobaty. Żona Guillaume’a musiała być światła i umieć wyrazić własne zdanie, a ona udowodniła, że sprawdzi się zarówno w jednym, jak i w drugim. Miała nadzieję, że dzięki temu zatrze niekorzystne pierwsze wrażenie.

      Zbrojny zwany Bernem Olbrzymem, z rudą brodą i wielkim kałdunem, podszedł do stołu i szeptem powiedział coś do hrabiego.

      Po krótkiej rozmowie hrabia wstał. Ojciec Ragny był niskim mężczyzną, który przy Bernie wydawał się jeszcze mniejszy. Mimo czterdziestu pięciu lat przypominał psotnego chłopca. Tył głowy miał ogolony na normańską modłę. Podszedł do córki.

      – Muszę niespodziewanie udać się do Valognes – rzekł. – Planowałem dziś rozstrzygnąć spór w wiosce Saint-Martin, ale teraz nie mogę się tam udać. Zastąpisz mnie?

      – Z przyjemnością – odparła Ragna.

      – Pewien chłop pańszczyźniany o imieniu Gaston zbuntował się i nie chce płacić za dzierżawę.

      – Nie martw się, zajmę się tym.

      – Dziękuję – rzucił hrabia i wyszedł z sali.

      – Ojciec cię kocha – zauważył Louis.

      – Ja jego również. – Uśmiechnęła się.

      – Często go zastępujesz?

      – Wioska Saint-Martin jest mi wyjątkowo droga. Cały ten region jest częścią mojego posagu. Ale tak, często zastępuję ojca. Tam i nie tylko.

      –

Скачать книгу