Скачать книгу

ale i zaufaną grupą szamanek. Miały go one nakierować na miejsce, gdzie czekać go będzie wielka chwała i władza.

      Te wieści Alabaster przyjęła niczym na ramiona odzienie podszyte niepokojem. Bo jakkolwiek perspektywa bytności szarych wojowników w pałacu w miejsce czarnych aniołów brzmiała znośnie, to przecież nie przybyli tam, aby odbić perłowy tron dla niej. Ona natomiast, mimo że posiadała na usługach smoki, to większość z nich właśnie poległa w bitwie pod Skazą Niebios. Te, które przeżyły, w znacznej mierze były ranne i nie mogły uczestniczyć w kolejnej walce. Przez to wielka księżna wracała do swej siedziby jedynie z trzema potężnymi gadami. Podczas gdy Mysia zapowiedziała jej przybycie tam swego męża z przeszło dwoma tysiącami wojowników.

      W takich okolicznościach Alabaster była zdeterminowana, aby uniknąć zbrojnej konfrontacji. Bowiem w kolejnych potyczkach wierne jej zastępy się wykrwawiły i teraz należało szukać raczej sojuszników, nie wrogów. Oczywiście do czasu.

      – Ktoś tu nieco posprzątał, to miłe – zauważyła po zejściu ze smoka na lądowisko gryfów, gdzie w ramach bitwy z czarnymi aniołami widziała stos ptasich trupów. Obecnie biały parkiet upstrzony był jedynie mozaiką z zamarzniętej krwi i piór. Jednak zaraz Alabaster się skrzywiła na twarzy. Powodem był mleczny dym, a wraz z nim intensywny zapach pieczonego mięsa. – Żrą moje ptaki. – Poprawiła miecz za pasem, po czym w zbroi Alabaster Światłości ruszyła przez zespół pałacowych korytarzy i odkrytych placów do sercowej komnaty.

      Po drodze nie widziała alabastrowych aniołów, gwardzistów, czy białej służby. Wniosek z tego płynął nad wyraz smutny – czarne anioły skutecznie oczyściły pałac z białego życia. Lecz skrzydlatych demonów o barwie czerni też tutaj nie było. Za to zgodnie z zapowiedzią Mysi zagnieździli się szarzy wojownicy.

      Biesiadowali przy ogniskach z pałacowych mebli, gdzie piekli na rożnach gryfy. Jedli do syta, się śmiali i wskazywali sobie toporami kroczącą Alabaster. Pogwizdywali z uznaniem, wymieniając między sobą sprośne uwagi. Chociaż gdy któryś wykonywał ruch w kierunku kobiety, gestem dłoni powstrzymywała go Mysia. Tym samym skrzydlata władczyni w towarzystwie żony Srebrona dotarła nie niepokojona aż do sercowej komnaty. Fuksję pozostawiła na gryfim placu pilnowaną przez smoki.

      – Hmh… – W sali białej rady Alabaster przywitało huczne przyjęcie, ale bynajmniej nie na jej cześć. Było tu pełno rubasznie zachowujących się wojowników, którzy gardłowo sobie podśpiewywali, pijąc białe wino, jej wino. Lało się ono nie tylko do szarych gardeł, również na parkiet. Ponadto wielka księżna dostrzegła siedem staruch w popielatych szatach i z poszarzałymi wiankami na głowach. Do kompletu na tronie zauważyła rozłożonego w pańskiej pozie potężnego mężczyznę z kielichem w dłoni, jej kielichem.

      – To on? – Wskazała Mysi postać na perłowym siedlisku ręką, mimo że miała ochotę uczynić to mieczem. Odpowiedziało jej skinięcie głową pyzatej dziewczyny. – Świetnie – skwitowała i pewnym krokiem poszła przed oblicze klanowego przywódcy. Po drodze potrąciło ją barkiem kilku wojowników, którzy tańczyli w takt szarych bębnów i fujarek, aż stanęła przed sercowym tronem. Mierzyła surowym wzrokiem Srebrona Etrawę, na podstawie wyglądu oceniając jego charakter. Po dokonanych oględzinach się uśmiechnęła z przekąsem. Zrobiła to w momencie, kiedy pożerający ją wzrokiem Srebron sam uniósł kąciki ust na prostokątnej jak kowadło twarzy.

      – Usiądziesz? – zaproponował miejsce koło siebie, zupełnie jakby się znali od dawna, będąc w dobrej komitywie. Zaś rozpoznał ją niewątpliwie po skrzydłach, z których słynęła.

      – Zmieścimy się? – wyraziła wątpliwość.

      – Spróbujmy. – Przywódca klanowy ponowił zaproszenie. Alabaster nie dała się więcej prosić, zajmując miejsce koło wyjątkowego mężczyzny. Ten objął ją ramieniem i gładził jej pióra w skrzydłach. Drugą rękę z trzymanym w niej kielichem przeniósł do swych ust. – Twoje zdrowie. – Opróżnił naczynie do dna, patrząc na skrzydlatą kobietę. Następnie zasugerował: – Wina? – Władczyni wyciągnęła dłoń. Za moment piła biały trunek razem ze Srebronem. Dłuższy czas bez słowa się przyglądali biesiadującym ludziom trawiastej północy. Wreszcie głos zabrała Alabaster:

      – Pobrudzą mi parkiet. – Wskazała kielichem na dokazujących wojaków, których obuwie nie należało do najczystszych.

      – Osobiście uważam, że kolor szary nie wygląda na białym źle. – Srebron spojrzał na białą posadzkę pełną szarych wojowników, a potem z góry na wielką księżną. Ona przechwyciła to męskie spojrzenie, odczytując w nim nutę pożądania. Zaś z treści słów wyłowiła dość jasną aluzję.

      – Czy ty chcesz mi coś zasugerować? – zapytała.

      – Być może.

      – Masz ambitne i dalekosiężne plany, nie powiem. – Alabaster z lekka powachlowała skrzydłami.

      – Rzekłbym raczej, że widoki mam zacne, a realizację celu nader bliską do wykonania. – Mężczyzna przykuł spojrzenie do głębokiego dekoltu władczyni, a ściślej krągłego zarysu jej piersi. Ona ze zrozumieniem powtórzyła uprzednie słowa Srebrona:

      – Szare na białym…

      – Nie inaczej – przytaknął i z zadziornym uśmiechem dodał: – Choć jestem też skłonny rozważyć czasem białe na szarym. Ot, tak dla urozmaicenia, że tak powiem. Twoje zdrowie, księżno. – Wychylił spory łyk wina, po czym zagaił na inny temat: – Zwiadowcy dopiero co zdążyli mi donieść, że na wschodzie zanosiło się na wielką bitwę. Odbyła się może?

      – Tak – przyznała władczyni.

      – Ho, ho… I kto wygrał?

      – Zmiażdżyłam wroga. – Alabaster ścisnęła w dłoni kielich. – Każdego przeciwnika miażdżę, zamrażam, rozcinam lub zaczarowuję ku jego zgubie. Tak już mam, dzięki czemu za każdym razem na powrót odzyskuję mą białą krainę, wedle potrzeb oczyszczając ją także z… szarości – stwierdziła.

      – Hu, hu… Czyżby więc ta kraina była już bez twych wrogów w postaci czerwonych magów i czarnych aniołów? – Mężczyzna się rozochocił.

      – Oczyściłam me włości z tych istot oraz barw.

      – Co zatem zawyrokujesz odnośnie do… szarych wojowników z klanu Srebrzystych Traw? – Srebron położył dłoń na kobiecym udzie, przesuwając ją z wolna w kierunku bioder.

      – Właśnie się zastanawiam.

      – Jakieś… wnioski? – Męskie palce zawędrowały w okolice krocza kobiety. Ona zabrała rękę wojownika ze sfery intymnej swego ciała. Jednak nie odrzuciła dłoni, a położyła ją sobie na kolanie, mówiąc:

      – Zanim wydam werdykt w kwestii szarości na bieli, pierwej się skonsultuję ze smokami.

      – W jakim celu?

      – Upewnię się, że białe smoki, jak szare, też się lubują w szarym mięsiwie, ludzkim i zapewne nieco trawiastym.

      – Ależ mamy dość białego i ptasiego, wystarczy także dla latających gadów! – Srebron machnął kielichem w kierunku porozstawianych na podłodze mis z mięsem gryfów. Potem zaproponował: – Może sama skosztujesz?

      – Nie jadam mięsa.

      – Może… czas zacząć? – Męska dłoń znowu się zaczęła przesuwać po kobiecym udzie i śliskim materiale sukni. W reakcji na ten ruch oraz uprzednie słowa Alabaster nieznacznie skinęła głową, wyrażając milczącą aprobatę. – Doskonale. Poproszę naszą służącą o wyjątkowo krwistą porcję. – Gestami mężczyzna wydał polecenia Mysi. W efekcie skrzydlata władczyni wkrótce się doczekała męskiej ręki tym razem już zagłębionej pod suknię i obłapiającej jej

Скачать книгу