ТОП просматриваемых книг сайта:
Napraw mnie. Anna Langner
Читать онлайн.Название Napraw mnie
Год выпуска 0
isbn 978-83-66654-31-0
Автор произведения Anna Langner
Жанр Остросюжетные любовные романы
Издательство OSDW Azymut
– Czy mi się zdaje, czy z twojej torebki wystaje paczka żelków? – Becky zmienia temat naszej rozmowy i wskazuje podłogę, gdzie rzuciłam swoją rozpiętą torbę.
Właściwie to są tam cztery paczki. Ale ona nie musi tego wiedzieć. Była promocja.
– Nie odpuścisz mi, co? Lubię jedzenie. Dlaczego mam się ograniczać? – Wzdycham i ładuję sobie do ust kilka oliwek, ale Becky zabiera mi słoik z rąk.
– Bo to wymyka się spod kontroli, a jedzenie nie powinno być twoim sposobem na zapomnienie. I nie chodzi tylko o kilka dodatkowych kilogramów.
– Powiedział, że jestem gruba. To znaczy nie wprost. Powiedział, że się zmieniłam, ale to chyba mówi samo za siebie. I ciągle gapił się w mój dekolt. – Zerkam tęsknie na swoją torbę i kryjące się w niej przysmaki. Tak bardzo ich teraz potrzebuję.
– Hej, pewnie zauważył, że twoje piersi są większe. To już coś! – Becky rozpromienia się na moment, po czym znów rzednie jej mina. – Ale nie zapominajmy, że to teraz nasz wróg numer jeden i nie tknie cię nawet palcem, już ja o to zadbam! Swoją drogą, to na pewno przez narkotyki. Wyżarły mu mózg! No bo jak inaczej wytłumaczysz fakt, że wyjeżdża bez słowa, zostawia cię dla jakiejś szmaty, a potem wraca jak gdyby nigdy nic i jeszcze ma do ciebie pretensje?
– Nie wiem. Nie mam pojęcia, ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej wydaje mi się to bez sensu. Zostawmy to. Skupmy się na pizzy. Jak myślisz, czy żelki na podwójnym cieście, zapiekane z serem i tymi wszystkimi dodatkami mogłyby dobrze smakować?
– Nie, Amy. Koniec tematu „żarcie”! Czas na temat „Barry”. – Becky ciska miską z serem o stół, chcąc podkreślić swoją stanowczość.
Kurde, a byłam o krok od wynalezienia nowej, orgazmicznej pizzy słono-słodkiej. To wielka strata dla ludzkości.
– Skoro masz z nim pracować, musisz przeanalizować sytuację. Choć słowo „analizować” nabiera dla mnie w tym kontekście dziwnie podwójnego znaczenia. Jakby co, mam też wibrator z dwiema końcówkami.
– Becky, przestań! Nie odbieraj mi apetytu!
– Taki właśnie mam plan.
– Powiedział, że jeśli będę niegrzeczna, to zamieni moją pracę w piekło. Ale był pijany, pewnie dzisiaj nic już nie pamięta. – Staram się brzmieć beztrosko, ale przed oczami nadal mam zniewalający i jednocześnie złowrogi uśmiech Barry’ego.
– Jeśli nadal będzie ci grozić, to powiedz mu, że ciocia Becky chętnie się nim zajmie. Jak myślisz? Jak wyglądałby jego odcięty penis w mojej kolekcji wibratorów? – Moja szalona przyjaciółka zaciera ręce, bierze do ręki największy nóż i przecina na pół dużą cukinię.
– Jestem już dorosła. Poradzę sobie z nim sama. – Tymi słowami gaszę diaboliczny uśmiech, który pojawia się na jej twarzy, ilekroć planuje zemstę na Barrym.
– Właśnie widzę, jak sobie z nim radzisz. Mozzarella, oliwki i żelki. Pfff…
– Dam radę, okej? Zależy mi na tej robocie i tylko dlatego zgodziłam się z nim pracować – mówię pewnym siebie głosem, chcąc zakończyć ten niewygodny temat.
No, może jest też parę innych powodów. Na przykład gdy przejdzie obok mnie na korytarzu, mogłabym zaciągnąć się jego zapachem. Albo podczas konferencji obserwować, jak podwija rękawy koszuli i ukazuje umięśnione przedramiona pokryte tatuażami.
Oczywiście nienawidzę go, żeby nie było.
– To przestań ciągle przed nim uciekać i zażądaj wyjaśnień. A jeśli on nie potrafi tego wyjaśnić, to znaczy, że wyżarło mu mózg i pora go olać. Ale tak definitywnie. – Becky wkłada pizzę do piekarnika i uśmiecha się triumfalnie. – A teraz opowiadaj mi o tym przystojniaku. Jak mu tam było? Ollie? Założę się, że jest nieźle wyposażony, jak prawdziwy wiking. Jak myślisz, po której randce pozwoli ci postawić swój żagiel do pionu?
Przewracam oczami. Erotyczne metafory Becky są jak zawsze oryginalne. Powinna zatrudnić się w Black Library. Steve byłby zachwycony jej kreatywnością, a Ollie z pewnością doceniłby jej pozostałe zalety.
Koniec końców opowiadam jej o pracy i ludziach, z którymi dzielę biuro, ale myślami odpływam gdzie indziej.
***
W nocy budzę się z walącym sercem. On miał rację. Wydawało mi się, że jest zadufanym w sobie dupkiem, z olbrzymią pewnością siebie, który złamał mi serce. Tym razem jednak trafił w sedno. Gdy zamykam oczy, widzę Barry’ego, a nie Olliego, Ryana Goslinga ani nawet Stephena Jamesa (wyguglujcie go, po Stephenie Jamesie nic już nie jest takie samo).
Przed chwilą mi się przyśnił, co nie mogło być zbiegiem okoliczności. Wprowadził się do mojego umysłu i nie ma zamiaru go opuścić. Mój mózg podtyka mu pod nos karteczkę z napisem „natychmiastowa eksmisja”, ale zaraz potem zmienia wiadomość na „przeleć mnie na kserokopiarce”. Więc ostatecznie Barry zostaje, a ja miotam się na łóżku, próbując wyrzucić go ze swojej głowy.
W moim śnie miał na sobie koszulę w tukany, dokładnie taką jak Steve, i… nic poza tym. Mój sen uwzględnił wszystkie anatomiczne szczegóły.
Matko, już wiem, że do rana nie zasnę!
No chyba że użyję WMGM. To skrót od Włóż Mnie Głęboko, Mała. Leży grzecznie w mojej szufladzie, pod stertą majtek. Nie pytajcie, skąd się tam wziął. Becky ciągle o nim gadała, no i był w promocji.
Być może moja egzystencja była beznadziejna i toczyła się od jednego żelka do drugiego. Być może gdyby Barry nie wrócił, nadal żyłabym od weekendu do weekendu, z nastawieniem „jakoś to będzie”.
Ale nie. On musiał wleźć z butami w moje życie po raz drugi. Robić mi psychoanalizę po pijaku i oczywiście mieć rację.
Ja kontra Pieprzony Pan Jestem Zajebisty – 0:1.
Rozdział 3
Niedziela mija mi na wyrzutach sumienia i pogardzie wobec samej siebie.
Nienawiść do kogoś nie polega na masturbowaniu się i myśleniu o tym kimś (ubranym tylko w koszulę w tukany). Nie polega też na zadawaniu sobie pytań typu: Czy przyjdzie do pracy? Czy miniemy się gdzieś na korytarzu?
Tej nocy nic mi się nie śni, ale tylko dlatego, że zwędziłam tabletki nasenne mojej siostrze. To cud, że w poniedziałkowy poranek w ogóle usłyszałam budzik.
Niestety, Ziemia nadal się kręci, nastaje kolejny dzień i muszę się zwlec z łóżka. Nie mam ochoty iść do pracy, oglądać naćpanego entuzjazmem Steve’a i ciągle napalonego Olliego. A już na pewno nie mam ochoty stanąć twarzą w twarz z Barrym, który za pomocą swojego wzroku potrafi sterować moimi sutkami jak pokrętłami w radiu. I co gorsza, doskonale o tym wie.
Poniedziałek to dzień, w którym obowiązuje dress code, więc muszę wyglądać profesjonalnie. Nie lubię tego typu ciuchów i mam nadzieję, że luźne czwartki i piątki wkrótce zamienią się w luźny tydzień.
Becky doradziła mi, abym założyła najbardziej dopasowaną spódnicę i koszulę, by Barry’emu opadła szczęka.
Bardzo zabawne! Odkąd przytyłam, w mojej szafie wszystkie ubrania zmieniły status na „dopasowane”.
Nie chcę wyglądać jak parówka ściśnięta w folii, więc do ołówkowej spódnicy zakładam luźniejszą górę, ale odpinam kilka guzików koszuli i używam nieco black opium. Tak robią tylko zdesperowane kobiety. I wszyscy dobrze wiemy, dlaczego ja tak robię.