Скачать книгу

już ulic spadzistych zakręty.

      Teraz przez tłumy brzegiem się przemyka,

      Ni go bandurki, co brzęczą do skoku,

      Ani miłosne dumy zatrzymają;

      Z wiatrem u uszu, z ponurością w oku

      Między ciekawą przemyka się zgrają.

      21

      Czy to cień jego po rzece żegluje?

      Że mimo częstych, wikłanych obrotów

      Tak nieodstępnie Kozaka pilnuje,

      Jakby co chwila u brzegów być gotów.

      To pianę wirów gwałtowniej roztrąca,

      To igra wolniej w odbiciu miesiąca,

      To znów spokojnie na falach się wiesza;

      W prawy bok, w lewy, w przód, w tył drogę miesza,

      A pierś się jego nie ozwie piosenką;

      Z cicha brzmi wiosło i pluska czółenko.

      Spomiędzy nurtów, co miesiącem świécą,

      Tak się w nierównym polocie wydaje

      Jak cień jastrzębia, gdy nad okolicą

      Krąży za łupem przez podniebne kraje.

      22

      Kozak w pochodzie razem49 się zatrzyma;

      Nadstawi ucho i strzeli oczyma:

      Za nim to, za nim złowrogie klaskanie!

      Więc razem w miejscu wstrzyma się i stanie,

      I rzecze z cicha: „Ha! Szatańskie plemię,

      Raz ty ostatni straszysz żywa ziemię!

      Próżno przeklęci piekłem ciebie zbroją,

      Skoro do skroni przyłożę pięść moją;

      Chociażby wszyscy grozili wleźć we mnie,

      Już ja się ciebie nie dotknę daremnie!

      Zaraz tu razem i z tobą ulecą;

      Tylko chodź bliżej, tylko bliżej nieco!”

      Otóż i marsem błysk oczu przymracza,

      Szyderskim śmiechem słodzi twarz surową;

      A tu tymczasem burkę precz odtacza

      I odwiedzioną trzyma pięść gotową.

      23

      Wesele Kseni musi być niemałe,

      Że obleciawszy w okrąg miasto całe,

      Znajduje wreszcie, co tak długo szuka;

      Wesele Kseni musi być niemałe,

      Bo raźniej skacze, bo donośniej huka;

      I kłami piekła dłonie larwy50 klaszczą,

      I oczy larwy skrzą się piekła paszczą.

      Jakże być wielkie musi jej wesele,

      Że bardziej zbliża krok i tak już bliski:

      Wszakże mu ona gotuje uściski,

      Widać w jej ruchach, widać to w jej oku.

      Kozak na wszystko odważa się śmiele;

      Nie zmruży powiek, nie cofnie się w kroku.

      Już, opętana, w konwulsyjnym rzucie

      Ma w jego ustach złożyć ust swych czucie,

      Już chwyta szyją51 dłońmi wywiędłemi,

      Już… i, omdlała, leży już na ziemi…

      Tylko pod pięścią skronie zachrupały,

      A na oblicze zdroje krwi buchały.

      „Ho-hop, szatanie, bierz teraz, co twoje!” —

      Mruknął ataman i szedł w drogę swoję52.

      24

      „Tam, tam! Gdzie widać ognie, pod tą puszczą,

      Do niej się kieruj; zawsze, zawsze do niéj!

      Tylko niech prędzej twoje wiosło goni,

      Tylko niech ciszej wody przy nas pluszczą.

      Przeprawa trudna, a drogi czas krótki,

      Ciszej, a prędzej!”. Tak Kozak ostrzega,

      Kiedy u brzegu wstępował do łódki,

      Kiedy pospiesznie odbijał od brzega.

      Woda dnieprowa poważnie się toczy,

      Częstym całunkiem o pierś łódki pluska;

      Na niespodzianej, na drżącej przeźroczy

      Łamie się księżyc jak ognista łuska.

      Za lotnym dębem53 drobne wiry gonią;

      Nadbrzeżne echa dźwiękiem wiosła dzwonią,

      Jakby na zbiegłych żeglarzy wołały.

      Szybko za nimi cofa się brzeg cały:

      Głuszej ich wrzawa dolata54 Kaniowa,

      Częściej po jarach światełko się chowa,

      Już i szum puszczy zawiał im donośnie.

      Cóż to za nimi coraz bardziej rośnie,

      Im bardziej z brzegiem umykają góry?

      Zamek to rośnie; zna go wzrok ponury,

      Co jeszcze z łódki popatrzył ku niemu.

      25

      O, jak wspaniale za nocy zasłoną,

      Jak rzęsnym światłem okna jego płoną!

      „Niech sobie płoną, niech i rzęśniej płoną!

      Jak mnie dziś, jutro przyjdzie ciemno jemu!

      Jutro, pojutrze zaświta inaczéj:

      Biedny, kto mojej zapragnął rozpaczy!”

      Aż mu się piekłem krew zajęła cała.

      Aż mu się czapka od włosów podniosła.

      Od jego dreszczu aż się łódź zachwiała.

      Aż się obejrzał rybak, co u wiosła —

      Kiedy te myśli, jak piekła zarzewie,

      Przeszły piorunem przez Nebaby głowę,

      A to gdy światła obaczył zamkowe.

      Już gniew ostyga w kipiącym przelewie:

      Ale jak piekieł mieszkańca zjawienie,

      Choć zniknie, długo powietrze zaraża,

      Tak choć przelotne, gniewu uniesienie

      Gorzkim jątrzeniem długo myśl rozraża55.

      „Lepiej by było, moja pani miła,

      Sto razy lepiej – jakem ci kochankiem56! —

      Abyś lat tysiąc czerepianym57 dzbankiem

      Tę wodę z rzeki dla siebie nosiła;

      Lepiej by było dla twej jasnej doli,

      W grubej siermiędze Скачать книгу


<p>49</p>

razem – tu: nagle. [przypis edytorski]

<p>50</p>

larwa (tu daw.) – straszydło, potwór. [przypis edytorski]

<p>51</p>

szyją – dziś popr. forma B. lp: szyję. [przypis edytorski]

<p>52</p>

swoję – dziś popr. forma B. lp: swoją. [przypis edytorski]

<p>53</p>

lotny dąb – przenośnia: szybka łódź z dębowego pnia. [przypis edytorski]

<p>54</p>

dolatać – dziś: dolatywać. [przypis edytorski]

<p>55</p>

rozrażać – rozpalać, jątrzyć, drażnić. [przypis edytorski]

<p>56</p>

jakem ci kochankiem – skoro jestem twoim ukochanym. [przypis edytorski]

<p>57</p>

czerepiany – gliniany. [przypis autorski]