Скачать книгу

ho! ho! ho! Jest i grubas. Sługa pana doktora, wesele w komplecie. Dzień dobry, dzień dobry, najmilszy z doktorów. Czy to mój ślub sprowadza pana do zamku?

      BARTOLO

      wzgardliwie

      Nie, mości Figaro, bynajmniej.

      FIGARO

      To byłoby bardzo szlachetnie!

      BARTOLO

      Zapewne; szlachetnie i głupio.

      FIGARO

      Ja, który miałem nieszczęście zmącić pańską uroczystość weselną…

      BARTOLO

      Czy masz mi co innego do powiedzenia?

      FIGARO

      Nie wiem, czy zaopiekowano się pańskim mułem.

      BARTOLO

      w złości

      Gaduło przeklęty! Zostawże nas.

      FIGARO

      Gniewasz się, doktorze? Ludzie pańskiego rzemiosła mają bardzo twarde serca! Cienia litości dla biednych bydlątek… w istocie… zupełnie, jak gdyby to byli ludzie! Bądź zdrowa, Marcelino; wciąż masz ochotę procesować się ze mną?

      Gdy się nie kocha, trzebaż44 nienawidzić?…

      Odwołuję się do doktora.

      BARTOLO

      Cóż to takiego?

      FIGARO

      Jejmość opowie panu resztę.

      wychodzi

      SCENA CZWARTA

      Marcelina, Bartolo

      BARTOLO

      patrzy za odchodzącym

      Hultaj zawsze ten sam! Umrze w skórze największego bezczelnika, o ile go z niej nie obedrą żywcem.

      MARCELINA

      okręca nim

      Jesteś wreszcie, wiekuisty doktorze? Zawsze tak poważny i flegmatyczny, że można by umrzeć czekając twej pomocy, tak jak się wzięło ślub niegdyś mimo twych przezorności.

      BARTOLO

      Zawsze cierpka i dokuczliwa. Więc cóż? Na cóż moja obecność w zamku tak potrzebna? Hrabia miał jaki wypadek?

      MARCELINA

      Nie, doktorze.

      BARTOLO

      Może Rozyna, jego przewrotna żona, czuje się niezdrowa, co daj Boże?!

      MARCELINA

      Tęskni i wzdycha.

      BARTOLO

      Czego?

      MARCELINA

      Mąż ją zaniedbuje.

      BARTOLO

      z radością

      Ha! Godny małżonku, mścisz się mojej krzywdy!

      MARCELINA

      Nie wiadomo, jak określić hrabiego: zazdrosny i płochy.

      BARTOLO

      Płochy z nudów, zazdrosny z próżności: cóż naturalniejszego?

      MARCELINA

      Dziś, na przykład, wydaje Zuzię za swego Figara i z racji tego związku…

      BARTOLO

      Który jego ekscelencja uczynił koniecznym?

      MARCELINA

      Niezupełnie; ale który pragnąłby uświęcić po trosze z oblubienicą…

      BARTOLO

      Pana Figara? Hm, o to można dobić targu z nim samym.

      MARCELINA

      Bazylio twierdzi, że nie.

      BARTOLO

      I ten opryszek tutaj? Ależ to istna jaskinia! Cóż on tu robi?

      MARCELINA

      Tyle złego, ile tylko zdoła. Najgorsze w tym wszystkim to nudne amory, jakimi płonie dla mnie od dawna.

      BARTOLO

      Na twoim miejscu byłbym się już dwadzieścia razy uwolnił od natręta.

      MARCELINA

      A to jak?

      BARTOLO

      Wychodząc zań.

      MARCELINA

      Niesmaczny, okrutny szyderco, czemuż ty nie uwolnisz się za tę samą cenę od moich nalegań? Czyż to nie jest twoim obowiązkiem? Gdzież pamięć przyrzeczeń? Co się stało ze wspomnieniem małego Emanuela, owocu zapomnianej miłości, która miała nas zawieść do ołtarza?

      BARTOLO

      zdejmując kapelusz

      Czy po to, aby mi kazać słuchać tych smalonych dubów, sprowadziłaś mnie z Sewilli?… Ten paroksyzm małżeński, który przypiera cię tak nagle…

      MARCELINA

      Dobrze więc! Nie mówmy o tym. Ale jeśli nic nie zdoła ciebie samego skłonić do spełnienia obowiązku, pomóż mi bodaj zdobyć innego.

      BARTOLO

      To najchętniej: możemy pogadać. Ależ któryż śmiertelnik opuszczony od niebios i od kobiet…

      MARCELINA

      Ach, któż by inny, doktorze, jeśli nie piękny, wesoły, rozkoszny Figaro!…

      BARTOLO

      Ten ladaco?

      MARCELINA

      Nigdy markotny; zawsze w dobrym humorze, zawsze cieszący się chwilą, bez troski o przeszłość, jak o przyszłość; pełen życia, szczodry! Och, szczodry…

      BARTOLO

      Jak złodziej.

      MARCELINA

      Jak wielki pan. Uroczy, jednym słowem; ale z tym wszystkim istny potwór!…

      BARTOLO

      A Zuzia?

      MARCELINA

      Nie dostanie go, niecnota, jeśli zechcesz, doktoreńku, pomóc mi wyzyskać pewne zobowiązanie, które ma wobec mnie.

      BARTOLO

      W dzień ślubu?

      MARCELINA

      Och, rozchodzą się ludzie i od ołtarza! Gdybym się nie lękała odsłonić małej kobiecej tajemnicy…

      BARTOLO

      Czyż kobiety mają tajemnice dla lekarza?

      MARCELINA

      Ach, wiesz dobrze, że nie mam ich dla ciebie! Płeć, do której należę, jest namiętna, lecz lękliwa: próżno jakiś czar wabi nas ku rozkoszy, najzuchwalsza kobieta czuje w sobie głos, który ostrzega: „Bądź piękną, jeśli możesz, cnotliwą, jeśli chcesz; ale bądź szanowaną

Скачать книгу


<p>44</p>

trzebaż – konstrukcja z partykułą wzmacniającą -że, skróconą do -ż; znaczenie: czy trzeba. [przypis edytorski]