Скачать книгу

– odezwał się głos w słuchawce.

      W Magdzie obudził mieszane odczucia. Nie była już Oliwią, ale nadal miała jej wspomnienia, nadal darzyła jej mamę jakimś sentymentem.

      – Dzień dobry, nazywam się Magda, jestem koleżanką Tosi – przedstawiła się. – Wie pani, jak bym mogła się z nią skontaktować? Bo nie odbiera…

      – Pewnie rozładował jej się telefon. Tosia jest w Wiatrołomie, gdzie chyba nadal nie ma prądu.

      – To nie wróciła do domu?

      – Nie, przez całe wakacje ma tam pracować.

      – Aha, okej, dziękuję za informacje.

      Rozłączyła się i z zastanowieniem stuknęła kilka razy telefonem o dłoń.

      – Co ona znowu wymyśliła? – zastanowiła się, starając się stłumić w sobie ukłucie strachu.

      – Klara wsadziła ją wczoraj do pociągu – powiedział Adrian, jakby chciał się usprawiedliwić. – Późnym wieczorem powinna była dotrzeć do domu.

      – Wie, gdzie Feliks mnie pochował? To znaczy ciało Oliwii?

      Kuzyn pokiwał głową.

      – Nawet mu w tym pomagała.

      – Czyli raczej nie tam poszła. Gdzie więc mogło ją wywiać?

      – Na moje oko to ta mała podkochiwała się w Pierwszym – odezwał się Waldemar zza baru.

      – Przecież on był stary i obleśny! – zaprotestował Adrian.

      Magda zmarszczyła brwi. No tak, ona zdążyła się już przyzwyczaić do całkiem przystojnego Pierwszego, którego spotkała w Nawii.

      – A co to szkodzi? – Lekarz wzruszył ramionami. – Wiem, że we mnie podkochuje się niejedna kobieta, a do Adonisa też mi daleko. Jak się ma charyzmę i urok osobisty…

      – Chyba muszę rozgłosić po całej tej dziurze, że mieszkasz pan u nas, to babki będą walić drzwiami i oknami do baru – stwierdził z przekąsem Adrian. – A przydałoby się trochę klientów.

      – Przyjdą, zobaczysz – powiedziała zamyślona Magda. – Będą chcieli zrozumieć… Szczególnie po dzisiejszej nocy.

      – Co stanie się dziś w nocy? – zapytał podejrzliwie bliźniak.

      – Zapewne Nija będzie chciał się zemścić na mnie za to, że przebiłam jego serce.

      Waldemar i Adrian wymienili spojrzenia.

      – Wpiszcie mi swoje numery. – Magda podała im telefon. – Wyślę wam listę rzeczy, których będę potrzebowała.

      – To znaczy? – zainteresował się jej kuzyn.

      – Zioła, broń, zwykłe zakupy…

      – Ty chyba nie myślisz, że będę twoim chłopcem na posyłki! – oburzył się lekarz.

      – Nie, pan zostanie w barze, opatrzy każdego, kto będzie szukał tu pomocy, i w delikatny sposób wyjaśni mu istnienie demonów oraz poda kilka sposobów na zabezpieczenie domów.

      Magda wypiła ostatni łyk piwa i wstała od stolika.

      – Wpadnę do was jeszcze przed wieczorem – obiecała, kierując się do drzwi.

      – Ci żniwiarze tak szybko się zmieniają, że człowiek nie nadąża – usłyszała jeszcze westchnięcie Waldemara.

      ¢

      Janina weszła do księgarni jak do siebie. W końcu to interes Wojnów, a ona w ostatnich dniach zaczęła postrzegać siebie jako nestorkę całej rodziny. Gauza szedł tuż za nią, w każdej chwili gotów spełnić każde jej życzenie. Tak przynajmniej siebie przekonywała.

      W dużym pomieszczeniu ziało pustkami. Po wielkiej wichurze i braku prądu przez sześć dni mało kto miał ochotę na książkowe zakupy. Zza lady wychyliła się Emilia z szerokim uśmiechem.

      – Dzień dobry, kochana – zagaiła Janina.

      – Dzień dobry. – Kobieta wciąż nie przestawała się uśmiechać.

      – Skąd taki dobry humor?

      Może zwariowała? W końcu w tej rodzinie nie byłby to pierwszy taki przypadek…

      – Piękny dzień mamy, a moja córka wróciła.

      – Jak to? Magda żyje? – zapytała podejrzliwie staruszka.

      Emilia pokiwała głową.

      – Dzięki Bogu – westchnął Gauza.

      Janina w ekspresowym tempie przeanalizowała nową sytuację. Nigdy nie przepadała za tą dziewczyną. Była krnąbrna, zarozumiała i wyszczekana. Diabli wiedzą, dlaczego wszyscy wokół tak ją uwielbiali. Ale trzeba też jej przyznać, że potrafiła wykazać się odwagą i dbała o rodzinę, a to już coś.

      – Dobrze. – Skinęła w końcu głową. – Przyda nam się.

      – Przyda? Do czego? – zdziwiła się Emilia.

      – Dziecko, wiem, że żniwiarze trzymają was na dystans, jeżeli chodzi o ich sprawy, ale na Boga, czasem mogłabyś się zainteresować tym, co wyprawiają – ofuknęła ją staruszka.

      Westchnęła, jakby miała do czynienia z kimś niespełna rozumu. Mało kto potrafił docenić Janinę i jej poczynania.

      – Mam nadzieję, że twoja córka znalazła sobie ładne ciało…

      – Słucham?!

      – Ładnej dziewczyny tak szybko nie ukamieniują.

      – Co ty wygadujesz?! – uniosła się Emilia.

      – Wczoraj w nocy chcieli powiesić Feliksa.

      Kobieta zaniemówiła.

      – Kto? Jak to? – Zmarszczyła brwi.

      – Ano widzisz, przestraszeni tubylcy stwierdzili, że wasz ukochany żniwiarz jest źródłem całego zła w tej mieścinie i należy się go pozbyć.

      – Ale powiesić?! Nic mu nie jest?

      Janina westchnęła znacząco. Czy naprawdę tylko ona wiedziała, co dzieje się w Wiatrołomie? Jej rodzina to najwyraźniej banda ignorantów.

      – Z tego, co słyszałam, w porę się opamiętali i rozeszli, ale sytuacja jest bardzo napięta. Niewiele trzeba, żeby ktoś znów rzucił kamieniem.

      – Matko… Ale co my możemy z tym zrobić?

      – Może i chłopak zna się na demonach, ale z rozwścieczonym tłumem nie ma szans. Za to ja wiem, jak bronić kogoś niesłusznie oskarżonego o straszne zbrodnie.

      Cóż, nieraz przecież musiała stawać w obronie swoich chłopców, kiedy ktoś znów się na nich uwziął.

      ¢

      Tosia otworzyła oczy i zapatrzyła się na muchę wędrującą po ścianie. Uniosła rękę do twarzy i syknęła z bólu, kiedy dotknęła guza na czole. Poprzedniego wieczoru był taki moment, że w jednej chwili pożałowała większości swoich decyzji podjętych w ciągu ostatnich miesięcy. Była przekonana, że właśnie nadeszła chwila jej śmierci. Ujrzała ostrze noża wycelowane prosto w nią i błysk w czarnych, morderczych oczach. A potem poczuła uderzenie w plecy, poleciała wprost na stół kuchenny i przywaliła w niego głową.

      Pierwszy wcale nie chciał jej zabić. Rzucił się na demona, który wszedł do domu tuż za nią.

      Wstała z łóżka i wyjrzała za okno. Na trawie leżała bura, bezkształtna masa. Dziewczynie zrobiło

Скачать книгу