Скачать книгу

do zobaczenia…

      Lekarz się rozłączył, a Feliks uśmiechnął do siebie. Chruszczyński był starą marudą, ale potrafił zrozumieć żniwiarza. Poza tym dobrze było mieć na miejscu specjalistę od demonicznych ran i urazów.

      ¢

      Magda wracała już do domu, kiedy jej uwagę przykuła szyszka leżąca na chodniku. Dziewczyna podniosła ją, a potem rozejrzała się wokół, lecz nie dostrzegła w pobliżu żadnego drzewa iglastego. Podrzucając swoje znalezisko w dłoni, przeszła kilka metrów najpierw w jedną stronę, potem zawróciła i odbiła w boczną uliczkę, szukając kolejnych śladów. Wkrótce dostrzegła następną szyszkę i jeszcze dwie na podjeździe jednego z domów.

      W nocy, podczas której zginęła, również znalazła szyszkę i ścigała przez pół miasta paskudnego latającego demona. Tym razem jednak doskonale wiedziała, że miała do czynienia z nocnicą. Stanęła na samym środku otwartej bramy i zastanowiła się, co robić. Nocnice cechowała raczej złośliwość, nie krwiożerczość, ale Magda nie była pewna, do czego mogły się posunąć wygłodniałe demony tuż po wydostaniu się z Nawii.

      Na podwórku nie było śladów walki. Dziewczynę zastanowiła jednak pusta buda z łańcuchem i rozpiętą obrożą leżącymi na ziemi. Psa nie było. Może to normalne, może gdzieś sobie biegał, a może… został zaatakowany.

      Nie przejmując się tym, że właśnie wtargnęła na cudzy teren, postanowiła sprawdzić całe obejście. Mieszkańcy pewnie i tak byli o tej porze w pracy. A jeśli ktoś ją tu przyłapie, na poczekaniu wymyśli jakieś kłamstwo. W końcu była ładną dziewczyną. Na taką nie można się gniewać, a co dopiero podejrzewać jej o kradzież czy włamanie.

      W ogrodzie znalazła jeszcze kilka szyszek, a na przykurzonym parapecie jednego z okien ujrzała ślady, jednak były tak niewyraźne, że mogły oznaczać dosłownie wszystko. Wtem w oknie pojawiła się twarz. Magda już sięgała po nóż, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że ją rozpoznała. Natychmiast okrążyła dom i zadzwoniła do drzwi. Oczywiście za pierwszym razem nikt jej nie otworzył, ale tak długo się dobijała, że w końcu drzwi uchyliły się lekko i ujrzała w nich mężczyznę, który brał udział w linczu, choć z tego, co pamiętała, nie był z tych, którzy najgłośniej krzyczeli.

      – W nocy coś pana zaatakowało – powiedziała prosto z mostu.

      Facet zawahał się. Czyli strzał w dziesiątkę.

      – Czego chcesz?

      – Porozmawiać.

      – Nie mam nic do powiedzenia.

      Już chciał zamknąć drzwi, ale na wszelki wypadek wsunęła między nie a framugę stopę, po czym pchnęła je dłonią. Przez chwilę się siłowali, aż mężczyzna odleciał do tyłu.

      Magda weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi.

      – Nie piłam jeszcze dziś kawy – oświadczyła i ruszyła przed siebie.

      Od razu odnalazła kuchnię i usiadła przy stole. Gospodarz z kolei stanął w progu i nie miał pojęcia, jak się zachować.

      – Sypaną, z cukrem i mlekiem poproszę – odezwała się.

      Nieznajomy był tak zszokowany jej bezczelnym zachowaniem, że posłusznie nalał wody do czajnika, wyjął z szafki kubek i nasypał do niego kawy.

      – Widział pan demona – powiedziała Magda.

      – Nie wiem, co widziałem – mruknął, stojąc do niej tyłem.

      – Był brzydki, miał długie, splątane włosy; mówią, że czesze je szyszkami.

      Gospodarz nie odwrócił się, ale znieruchomiał.

      – Miał błoniaste skrzydła i latał jak pijana czapla – kontynuowała Magda.

      – Skąd wiesz? – Facet w końcu spojrzał na nią.

      – Bo na co dzień zabijam demony. Chyba że przeszkodzą mi w tym jakieś świry, które usiłują powiesić mojego krewnego.

      Speszył się, jakby naprawdę było mu głupio z powodu tego linczu. Usłyszeli głośne sapnięcie i do kuchni wszedł ciężkim krokiem duży wilczur. Popatrzył na ludzi, a potem z głuchym łomotem uwalił się na środku pomieszczenia.

      – Opowie mi pan? – poprosiła.

      Zapadła długa cisza. Mężczyzna zaparzył kawę i podał jej kubek, a potem zaczął mówić. Z początku nieśmiało, jakby oczekiwał, że go wyśmieje, z czasem jednak jego głos był coraz bardziej pewny. Powiedział o tym, jak zobaczył „to coś” przez okno, myślał, że to złodzieje, chciał bronić psa, zaatakował intruza nogą od taboretu, a potem zorientował się, że to wcale nie człowiek.

      – Wykazał się pan odwagą – przyznała. – Choć nie było to zbyt mądre. Po zmroku lepiej nie opuszczać domu. Większość demonów nie włamuje się do środka. Ale cieszę się, że pan przeżył.

      – Jarek jestem. – Machnął ręką. – Jarek Damaszek.

      – Miło mi. Magda. – Skinęła mu głową.

      Zapadła cisza.

      – Tak, ta Magda, która zginęła tragicznie w starym hotelu. Wróciłam na ziemię, żeby zabijać demony i chronić ludzi.

      – Niemożliwe. – Spojrzał na nią nieufnie.

      – A jednak to ja.

      – Ale wyglądasz… inaczej.

      – Tak to działa. Feliks też jest tym starym Feliksem, którego wszyscy pamiętają.

      – Nie wierzę – sapnął.

      – Nie dziwię się.

      Na podwórko wjechał samochód

      – Moja żona – wyjaśnił Jarek.

      – Rozsyp sól na parapetach – poradziła Magda. – I przybij do nich pinezkami gałązki kłujących roślin. Głóg będzie najlepszy.

      – Po co?

      – Żeby demony nie wlazły do środka, jak będziecie spali. – Magda dopiła kawę, wstała i skierowała się do wyjścia. – Jakbyś miał jeszcze jakieś pytania, wal śmiało do kogokolwiek z rodziny Wojnów, na pewno pomogą.

      Minęła w drzwiach panią Damaszek, uśmiechnęła się do niej i ruszyła do domu.

      Jarosław nie dowierzał jej, tego była pewna, ale zbyt dobrze pamiętał, co przydarzyło mu się w nocy, i nie potrafił zrzucić tego na karb omamów. Może z czasem pójdzie po rozum do głowy i poszuka pomocy u Wojnów, a przynajmniej się z nimi skonsultuje. A jak nie, to cóż… Sam sobie będzie winien, jeśli znów zaatakują go demony i nie będzie umiał się przed nimi bronić.

      Z żywopłotu błysnęły na nią czerwone ślepia. Zagwizdała, ale nawet nie drgnęły.

      – Idę do domu – oświadczyła.

      Oczy mrugnęły, po czym zniknęły. Ciekawe, czy da się go nauczyć jakichś sztuczek? – zastanowiła się. Daj łapę, turlaj się czy coś…

8720.jpg

      Adrian rozejrzał się bezradnie po pustym barze. Nigdy nie był z bratem nierozłączny, ale teraz, gdy Sebastian siedział w areszcie, czuł się naprawdę samotny. A do tego jeszcze Feliks musiał wyrzucić z Wiatrołomu dziewczyny… Nie było nawet do kogo gęby otworzyć.

      Podłączył lodówkę i inne sprzęty do prądu i przez chwilę rozkoszował się cichym, jednostajnym buczeniem. Skoro wrócił

Скачать книгу