Скачать книгу

Suche, całkiem suche! – krzyknęła radośnie.

      – Jak tak, to masz szczęście.

      – Zabierzecie mnie? – Ewa spojrzała na nich prosząco.

      – Zabierzemy. – Róża uśmiechnęła się. – Ale teraz idź się przespać, żebyś na mszy potem nie chrapała, bo wstyd będzie na całą wieś.

      – Ja nie chrapię – zaprotestowała dziewczynka, ale posłusznie poszła do pokoju.

      Róża spojrzała na gospodarza.

      – Wydawało jej się, że jest w rodzinnym domu…

      – Może to i lepiej. – Mężczyzna machnął ręką. – Przynajmniej nie pamięta tych wszystkich okropnych rzeczy.

20662.jpg

      – I wiesz, Zofio, ja mu nawet przyznałam rację. – Róża pokiwała głową. – Mojej siostrze chyba lepiej było we własnym świecie. I cóż to szkodziło? Skoro nie umiała żyć z tym wszystkim, co nas spotkało, to lepiej, że wróciła do czasów, w których była szczęśliwa.

      – Ale jak to tak? Niczego nie pamiętała?

      – Różnie z tym bywało. Czasami zachowywała się normalnie, ale wraz z upływem kolejnych miesięcy coraz rzadziej. Zresztą w okresach, kiedy była z nami, dręczyły ją w nocy koszmary. A gdy jej umysł odrzucał rzeczywistość, przynajmniej spała spokojnie.

      – Nie mogliście pójść do lekarza?

      – Oczywiście, poszliśmy. Zapisał tabletki, ale po nich to już w ogóle nie można się było z nią dogadać. Widzisz, wtedy jeszcze nie było takich lekarstw jak teraz. Potem już nie chciałam jej nigdzie wozić, bo bałam się, żeby jej do szpitala nie zabrali. Wolałam, żeby z nami w domu była.

      – I co się z nią stało?

      – Cóż, pewnego dnia wzięła wszystkie tabletki, jakie zostały, i zasnęła. Już się nie obudziła. – Róża pochyliła się nad kubkiem z herbatą. – Ja nie myślę, że chciała się zabić. Po prostu nie wiedziała, co robi.

      – To niewesołe masz wspomnienia, Różo. – Zofia położyła rękę na dłoni przyjaciółki.

      – Jak to w życiu. – Staruszka uśmiechnęła się lekko. – Raz jest radośnie, a innym razem smutno. Ale nie myśl, że to mnie tak bardzo przygnębia. Dużo trudniej było patrzeć, jak się ode mnie oddala. Kiedy odeszła, pomyślałam, że może spotka swojego męża i będzie znowu szczęśliwa.

      – Niechby tak było – zgodziła się Zofia. – I może do rodzinnego domu wróciła?

      – A tak – zgodziła się Róża. – Bo u nas to dopiero było Boże Narodzenie!

20667.jpg

      Okna dworku świeciły w ciemnościach niczym oczy ukrytego w lesie zwierzęcia. Przed wejściem, między kolumienkami, rozpalono latarnie, żeby oświetlić podjazd, na którym zatrzymywały się sanie.

      – Julio, Zuzanno, czy panienki nie mogą się zachowywać, jak należy? – Matka zgromiła wzrokiem dziewczynki, które raz po raz podbiegały do okna, żeby zobaczyć, co też dzieje się na zewnątrz. – A gdzie dobre maniery?

      Obie zatrzymały się i dygnęły grzecznie.

      – Przepraszamy – powiedziała Julia. – Niech mama wybaczy, ale tyle interesujących rzeczy się dzisiaj dzieje, że doprawdy trudno zachować powagę.

      – Dobrze już. – Kobieta machnęła ręką. – Ale przy gościach powściągnijcie trochę temperament.

      – Tak, mamo – odparła potulnie Zuzanna.

      Jednak gdy tylko matka zamknęła za sobą drzwi, od razu z powrotem podbiegły do okna.

      – Nic nie widać!

      – Bo światło przeszkadza. Przybliż twarz do szyby.

      – W żadnym wypadku! Mama znowu zobaczy i jeszcze nam za karę zabroni wyjazdu – zaprotestowała Zuzanna.

      – Może tobie. Ja mam już narzeczonego, więc muszę jechać. – Julia wydęła usta. – Jak by to wyglądało, gdyby sam w saniach jechał?

      – Może ktoś inny by się do niego dosiadł. – Zuzanna wystawiła siostrze język.

      – Nawet nie mów takich rzeczy! On jest mój, już na wieki.

      Odeszły od zimnej szyby i usiadły na łóżkach. Od zawsze dzieliły sypialnię. Nawet gdy były już starsze i matka zaproponowała ojcu, żeby je rozdzielić, same odmówiły. Lubiły wieczorne rozmowy, zwierzały się sobie i dzieliły wrażeniami. Tak jak teraz.

      – Już się nie mogę doczekać – wyznała Julia. – I wiesz, co sobie myślę? Że on mnie na pewno będzie trzymał za rękę.

      – Oj, poczekaj, niech tylko papa to zobaczy!

      – Nie zobaczy. Właśnie w tym rzecz. Pojedziemy tak szybko, jak się da. – Julia rzuciła się na poduszkę i popatrzyła na drewniane belki stropu. – Nikogo przed nami, nikogo za nami. Tylko pęd wiatru, rżenie koni i my dwoje…

      – Odkąd ty jesteś taka romantyczna? – Zuzanna roześmiała się.

      – Dziecko z ciebie i nic nie rozumiesz. Jak się zakochasz, to sama poczujesz…

      – A ty jesteś zakochana?

      – Jeszcze jak! Nie ma wspanialszego mężczyzny na świecie. W ogień bym za nim skoczyła – zapewniła.

      – A mnie się on tak znowu bardzo nie podoba. Nos ma za długi i uszy jakby trochę odstające…

      – Uszy odstające? Tobie chyba na wzrok padło! – oburzyła się Julia. – Ma śliczne uszy, niczego im nie brakuje.

      – Przeciwnie, jest ich o wiele za dużo – przekomarzała się Zuzanna.

      – O, ty podła istoto! – Julia zrozumiała, że siostra z niej żartuje. – Jak możesz! To tylko dowód na to, że wciąż jesteś dziecinna i w ogóle nie znasz się na miłości.

      – Skoro on ci się podoba, to znaczy, że miłość z rozumem niewiele ma wspólnego. – Zuzanna nie przestawała droczyć się z siostrą.

      – Och, zobaczysz kiedyś sama. Miłość to cudowne uczucie. A jak spotkasz swojego jedynego, od razu poznasz, że to on.

      – Tak? Ty poznałaś?

      – Żebyś wiedziała. Serce od razu tak mocno mi zabiło, że aż się bałam, czy nie wyskoczy z piersi. A potem poczułam taką dziwną słabość – opowiadała z przejęciem Julia. – Kolana się pode mną ugięły, aż musiałam chwycić oparcie krzesła. A kiedy nas sobie przedstawili i on pocałował mnie w rękę, to ciepło bijące od jego ust popłynęło aż do mojego serca.

      Zuzanna przysłuchiwała się słowom siostry. Brzmiało to tak słodko i romantycznie, że aż sama zapragnęła się zakochać.

      – To prawdziwy cud, że i on mnie pokochał – powiedziała Julia. – Bo nie umiałabym bez niego żyć…

      – Na szczęście jesteście już po zaręczynach i nie musisz się o nic martwić. – Zuzanna nie potrafiła zbyt długo poważnie rozmawiać. – A dzisiaj będziecie się świetnie bawić!

      – Tak, bez wątpienia!

      Kulig należał do bożonarodzeniowej tradycji Leszczyńskich. Od dziesiątek lat w pierwszy dzień świąt zjeżdżała tu arystokracja z okolicy, żeby oddać się tej przyjemności.

Скачать книгу