Скачать книгу

wyrzuty sumienia, które zawsze potrafił u niej wywołać. Rzeczywiście nigdy nie kłócili się o prace domowe, Bjørn zbyt szybko rozprawiał się ze zmywaniem, myciem schodów, praniem, sprzątaniem łazienki i wietrzeniem pościeli, bez najmniejszych wyrzutów czy uwag. Jak ze wszystkim innym. W ciągu roku wspólnego mieszkania nie doszło do ani jednej cholernej kłótni, on zawsze umiał się od tego wykręcić. A kiedy ona zawodziła albo nie miała siły, był przy niej, troskliwy, ofiarny, niestrudzony, jak jakaś pieprzona irytująca maszyna, która kazała jej się czuć idiotyczną królewną tym mocniej, im wyższy piedestał dla niej budował.

      – Skąd wiesz, że to włosy mężczyzn? – westchnęła.

      – Dla samotnej kobiety, która ma tak wyczerpującą pracę… – zaczął Bjørn, nie patrząc na nią.

      Katrine założyła ręce na piersiach.

      – Co próbujesz teraz powiedzieć, Bjørn?

      – Co? – Jego blada twarz lekko poczerwieniała, a oczy wytrzeszczyły się odrobinę bardziej niż zwykle.

      – Pijesz do mnie? Okej, jeśli chcesz wiedzieć, to…

      – Nie. – Bjørn uniósł ręce, jakby się bronił. – Nie o to mi chodziło. To był po prostu kiepski żart.

      Katrine wiedziała, że powinna odczuwać współczucie. Trochę nawet je czuła. Ale nie ten rodzaj, który każe kogoś objąć. To współczucie przypominało raczej pogardę, wzbudzającą w niej ochotę, żeby go uderzyć, upokorzyć. I właśnie dlatego, że nie chciała widzieć Bjørna Holma, tego wspaniałego człowieka, upokorzonego, właśnie z tego powodu go opuściła.

      Odetchnęła głęboko.

      – Czyli mężczyźni?

      – Większość tych włosów była krótka – wyjaśnił Bjørn. – Zobaczymy, czy analizy to potwierdzą. W każdym razie mamy dość DNA, żeby zapewnić Instytutowi Medycyny Sądowej robotę na kilka ładnych dni.

      – Okej. – Katrine znów odwróciła się do ciała. – Masz jakiś pomysł na to, czym mógł ją ukłuć? Czy raczej podziurawić, bo tych nakłuć jest sporo i są dość gęste.

      Bjørn z widoczną ulgą przyjął powrót do rozmowy o pracy. Cholera, ależ ja jestem pokręcona, pomyślała Katrine.

      – Niełatwo to dostrzec, ale układają się w pewien wzór – powiedział Bjørn. – A raczej w dwa wzory.

      – Słucham?

      Bjørn podszedł do ofiary i wskazał na szyję widoczną pod krótkimi jasnymi włosami.

      – Zobacz, te nakłucia tworzą lekko zaokrąglone czworokąty, które na siebie zachodzą. Jeden tu, a drugi tu.

      Katrine przechyliła głowę.

      – Kiedy tak mówisz…

      – Jak dwa ugryzienia.

      – Jasna cholera – wyrwało się Katrine. – Zwierzę?

      – No właśnie. Wyobraź sobie, jak ściśnięta skóra układa się w fałd, kiedy szczęki się zaciskają. Wtedy zostaje taki ślad jak na tym… – Bjørn wyjął z kieszeni kawałek półprzezroczystego papieru, który Katrine natychmiast rozpoznała. Używał go do pakowania drugiego śniadania – szykował je sobie codziennie przed wyjściem do pracy. Na papierze widać było zagłębienia układające się w kształt takiego samego czworokąta z lekko zaokrąglonym górnym i dolnym brzegiem. Bjørn przytrzymał papier tuż nad śladami na szyi ofiary. – W każdym razie pasuje do śladów zębów kogoś z Toten.

      – Ludzkie zęby nie mogły zostawić takich śladów na szyi.

      – Zgadzam się. Ale odcisk kształtem przypomina odcisk ludzkiej szczęki.

      Katrine zwilżyła językiem wargi.

      – Są ludzie, którzy specjalnie piłują zęby, żeby je zaostrzyć.

      – Jeśli to były zęby, to może znajdziemy ślinę w okolicach rany. Wszystko jedno, jeżeli stali na tym chodniku w przedpokoju, kiedy ją ugryzł, to ślad świadczy o tym, że zabójca stał za nią i że jest od niej wyższy.

      – Lekarka sądowa nie znalazła nic pod paznokciami, więc podejrzewam, że przytrzymał i unieruchomił ofiarę – stwierdziła Katrine. – Silny mężczyzna o wzroście średnim albo więcej niż średnim, z zębami drapieżnika.

      W milczeniu przyglądali się zwłokom. Jak na wystawie sztuki para zakochanych, która przygotowuje sobie refleksje po to, by zaimponować tej drugiej osobie, przemknęło przez głowę Katrine. Z tą tylko różnicą, że Bjørn nie myślał o imponowaniu ludziom. To ona o tym myślała.

      Usłyszała kroki w przedpokoju.

      – Niech nikt więcej tu teraz nie wchodzi! – zawołała.

      – Chciałem zameldować, że zastaliśmy sąsiadów tylko w dwóch mieszkaniach i nikt niczego nie widział ani nie słyszał – dobiegł ją jasny głos Wyllera. – Ale właśnie rozmawiałem z dwoma chłopakami, którzy widzieli Elise Hermansen, jak wracała do domu. Twierdzą, że była sama.

      – A ci chłopcy to…

      – Nie byli wcześniej karani i mieli rachunek z taksówki potwierdzający, że wyszli stąd nieco po dwudziestej trzeciej trzydzieści. Mówią, że denatka przyłapała ich na oddawaniu moczu w bramie. Mam ich ściągnąć na przesłuchanie?

      – To nie oni, ale ich ściągnij.

      – Dobrze.

      Kroki Wyllera się oddaliły.

      – Wróciła sama i nie ma żadnych śladów włamania – powiedział Bjørn. – Myślisz, że wpuściła go dobrowolnie?

      – Pod warunkiem że go dobrze znała.

      – Tak?

      – Elise pracowała jako adwokatka pokrzywdzonych. Znała ryzyko, jakie się z tym łączy. A łańcuch na drzwiach wygląda na całkiem nowy. Wydaje mi się, że była ostrożną kobietą.

      Katrine kucnęła przy zwłokach. Przyjrzała się drzazdze, ledwie wystającej ze środkowego palca dłoni Elise. I zadrapaniu na przedramieniu.

      – Adwokatka pokrzywdzonych – mruknął Bjørn. – Gdzie?

      – Chyba w kancelarii Hollumsen i Skiri. To oni zaalarmowali policję, ponieważ nie stawiła się w sądzie i nie odbierała telefonu. Groźby wobec adwokatów ofiar nie są niczym niezwykłym.

      – Myślisz, że ktoś…

      – Nie, tak jak mówiłam, nie sądzę, żeby kogoś wpuściła. Ale… – Katrine zmarszczyła czoło. – Zgodzisz się ze mną, że ta drzazga jest białoróżowa?

      Bjørn nachylił się nad nią.

      – W każdym razie biała.

      – Białoróżowa – powtórzyła Katrine, podnosząc się. – Chodź.

      Wyszli do przedpokoju. Katrine otworzyła drzwi i pokazała podrapaną futrynę na zewnątrz.

      – Białoróżowa.

      – Skoro tak mówisz – powiedział Bjørn.

      – Naprawdę tego nie widzisz? – spytała z niedowierzaniem.

      – Badania wykazują, że kobiety generalnie widzą więcej odcieni niż mężczyźni.

      – Ale to widzisz. – Katrine podniosła łańcuch wiszący przy drzwiach.

      Bjørn się pochylił. Katrine, czując jego zapach,

Скачать книгу