Скачать книгу

angielskim.

      – Good day – odparli szeryf i asystent, którzy najwyraźniej nie czytali norweskich gazet.

      – Jestem Kensington, a to Holy. Zakładam, że dzwonili z Sydney i wyjaśniali, dlaczego tu jesteśmy.

      – I tak, i nie – odparł ten z mężczyzn, który najwidoczniej był szeryfem. Niebieskooki, ogorzały, w wieku około czterdziestu lat, o jowialnym wyglądzie i mocnym uścisku ręki. Przypominał Harry’emu postać ojca z australijskich filmów dla dzieci o kangurku Skippym lub delfinie Flipperze, jednego z tych ubranych w khaki, spokojnych, nienagannych moralnie australijskich bohaterów dnia codziennego, którzy potrafili znieść tyle trudów. – Ci z Sydney wyrażali się dość niejasno. Zrozumieliśmy, że szukacie jakiegoś faceta, ale nie chcieliście, żebyśmy go tu sprowadzili. – Szeryf wstał i podciągnął spodnie. – Boicie się, że się wygłupimy? Myślicie, że nie znamy się na swojej robocie?

      – Bez obrazy, szefie. Wiemy, że macie pełne ręce roboty z tym nakreślaniem mapy marihuany. Pomyśleliśmy więc, że możemy odszukać tego faceta bez zawracania wam głowy. Zdobyliśmy jakiś adres i właściwie chcemy tylko zadać mu kilka pytań.

      Andrew wysunął dolną wargę na znak, że wszystko to jedynie błahostka.

      – Sydney i Canberra to jedna sitwa – burknął niezadowolony szeryf. – Wydają rozkazy i przysyłają ludzi, a my, którzy siedzimy na miejscu, jako ostatni dowiadujemy się, o co chodzi. A na kogo spada wina, jak coś pójdzie nie tak?

      – Amen – mruknął asystent zza biurka.

      Andrew pokiwał głową.

      – Szkoda gadać. Mamy z tym do czynienia na co dzień – stwierdził. – Gdziekolwiek się obrócisz, okazuje się, że szefowie wdepnęli tam już wcześniej. Tak się porobiło. My pracujemy w terenie i wiemy, jak co działa, a kierują nami szczury biurowe z marnym dyplomem prawa, które marzą jedynie o wydostaniu się stąd i robieniu kariery.

      Harry czym prędzej twierdząco pokiwał głową i ciężko westchnął.

      Szeryf przyjrzał się im badawczo, ale na twarzy Andrew nie dopatrzył się ironii. Zdecydował więc, że wątpliwości przemówią na korzyść oskarżonych, i zaproponował im kawę.

      – Niezły macie tu ekspres. – Harry wskazał na potwora w kącie.

      Dobrze trafił.

      – Parzy litr kawy na minutę – oznajmił szeryf z dumą i dokonał krótkiego wprowadzenia w szczegóły techniczne urządzenia.

      Po paru filiżankach kawy doszli do wniosku, że klub North Sydney Bears z ligi rugby to cholerne snoby i że norweski panczenista, narzeczony pływaczki Samanthy Riley, to z całą pewnością gość w porządku.

      – Widzieliście na mieście plakaty zapowiadające demonstrację? – spytał asystent. – Namawiają ludzi, żeby przyszli jutro na lądowisko i wywrócili nasz helikopter. Uważają, że fotografowanie prywatnych posiadłości jest sprzeczne z konstytucją. Wczoraj pięć osób się do niego przykuło. Nie mogliśmy podnieść sieczkarni w powietrze do późnego popołudnia.

      Szeryf i asystent zachichotali. Wyraźnie było widać, że nie jest im z tego powodu przykro.

      Po jeszcze jednej filiżance kawy Andrew i Harry wstali, stwierdzając, że najwyższy czas porozmawiać chwilę z Evansem White’em, i podaniem ręki podziękowali za poczęstunek.

      – Aha, jeszcze coś – przypomniał sobie Andrew, zatrzymując się w drzwiach. – Doszły mnie słuchy, że ktoś w Nimbin sprzedaje herę. Chudy ciemny gość. Wygląda jak wampir na strajku głodowym.

      Szeryf gwałtownie poderwał głowę.

      – Herę?

      – Chyba chodzi mu o Mondale’a – stwierdził asystent.

      – Mondale, ten pieprzony degenerat! – wściekł się szeryf.

      Andrew uchylił nieistniejącego kapelusza.

      – Pomyślałem sobie, że pewnie chcielibyście o tym wiedzieć.

      – Jak kolacja z naszym świadkiem ze Szwecji? – spytał Andrew po drodze do rezydencji White’a.

      – Smaczna. Mocno przyprawiona, ale smaczna – odparł natychmiast Harry.

      – Przestań, Harry! O czym rozmawialiście?

      – O wielu różnych rzeczach. O Norwegii i o Szwecji.

      – Aha, i kto wygrał?

      – Ona.

      – A co takiego ma Szwecja, czego nie macie w Norwegii? – zdziwił się Andrew.

      – Przede wszystkim najważniejsze: paru dobrych reżyserów filmowych. Bo Widerberga, Ingmara Bergmana…

      – Phi! Reżyserzy! – prychnął Andrew. – My też ich mamy. Natomiast Edvarda Griega macie tylko wy.

      – O rany! – zdziwił się Harry. – Nie wiedziałem, że jesteś znawcą muzyki klasycznej. Również.

      – Grieg był geniuszem. Weź na przykład drugą część symfonii c-moll, tam gdzie…

      – Przepraszam, Andrew – przerwał mu Harry. – Ja wyrosłem na punku, a do symfonii zbliżyłem się najbardziej przy Yes i King Crimson. Nie słucham muzyki z poprzednich stuleci, okej? Wszystko przed rokiem 1980 to epoka kamienna. Mamy zespół, który się nazywa Dumdum Boys, i…

      – Prawykonanie symfonii c-moll odbyło się w 1981 – odparł Andrew. – Dumdum Boys? To bardzo pretensjonalna nazwa.

      Harry się poddał.

      Evans White patrzył na nich półprzymkniętymi oczami. Włosy w strąkach zwisały mu na twarz. Podrapał się w krocze i demonstracyjnie beknął. Nie wyglądał na zaskoczonego ich widokiem. Nie dlatego, że się ich spodziewał, ale prawdopodobnie fakt, że ludzie go odwiedzają, nie był niczym nadzwyczajnym. Mimo wszystko siedział na najlepszym kwasie w całym dystrykcie, a Nimbin to niewielka miejscowość, w której plotki szybko się roznoszą. Harry liczył się z tym, że człowiek taki jak White nie zajmuje się detalem, a już na pewno nie handluje w drzwiach własnego domu, lecz z pewnością na farmie od czasu do czasu pojawiali się zainteresowani kupnem hurtowych ilości.

      – Źle trafiliście. Spróbujcie w mieście – oświadczył White i zamknął drzwi z moskitierą.

      – Jesteśmy z policji, panie White. – Andrew pokazał swoją odznakę. – Chcielibyśmy z panem porozmawiać.

      Evans odwrócił się do nich plecami.

      – Nie dzisiaj. Nie lubię glin. Wróćcie z nakazem aresztowania albo przeszukania czy czymś takim, zobaczymy, co da się zrobić. Na razie dobranoc.

      Trzasnął również wewnętrznymi drzwiami. Harry oparł się o framugę i zawołał:

      – Evans White! Słyszy mnie pan? Chcielibyśmy się dowiedzieć, czy to pan jest na tym zdjęciu, sir. A jeśli tak, to czy zna pan tę blondynkę, która siedzi obok pana. Nazywała się Inger Holter i już nie żyje.

      Przez chwilę panowała cisza. W końcu zaskrzypiały zawiasy i Evans wyjrzał.

      Harry przyłożył zdjęcie do siatki w drzwiach.

      – Nie wyglądała tak ładnie, kiedy policja z Sydney ją znalazła, panie White.

      W kuchni na stole leżały porozrzucane gazety, w zlewie nie mieściły się już brudne talerze i szklanki, a podłoga nie widziała wody z mydłem od kilku

Скачать книгу