Скачать книгу

żeby odgonić przykry zapach.

      – Inger była miłą, ładną i dość głupią dziewczyną, która wyobrażała sobie, że możemy być razem szczęśliwi. – Evans popatrzył w sufit, a potem zadowolony znów zachichotał. –Myślę, że właśnie to jest dobre podsumowanie – stwierdził.

      – Czy domyśla się pan, jak została zamordowana i kto mógł to zrobić?

      – No cóż, tu, w Nimbin, też mamy gazety i wiem, że została uduszona. Ale przez kogo? Pewnie przez jakiegoś dusiciela. – Odrzucił głowę w tył i roześmiał się. Lok kręconych włosów opadł mu na czoło, w opalonej twarzy błysnęły białe zęby, a zmarszczki od uśmiechu wokół oczu rozciągnęły się w stronę uszu, w których wisiały pirackie obręcze.

      Andrew chrząknął.

      – Panie White, kobieta, którą pan dobrze znał i z którą łączył pana intymny związek, została niedawno zamordowana. Pana osobiste odczucia w związku z tą sprawą to nie nasz interes. Ale jak pan zapewne rozumie, szukamy zabójcy i jeśli pan nie spróbuje nam pomóc tu i teraz, będziemy zmuszeni doprowadzić pana na posterunek w Sydney.

      – Wybieram się do Sydney tak czy owak, więc jeśli to oznacza, że zapłacicie za bilet lotniczy, to w niczym mi nie przeszkodzicie. – Evans pogardliwie wzruszył ramionami.

      Harry nie wiedział, co o tym myśleć. Czy Evans White naprawdę był takim twardzielem, jakiego próbował udawać, czy też cierpiał na tak zwany „niedorozwój duszy”? Typowo norweskie określenie, pomyślał Harry. W żadnym innym kraju na świecie sąd nie ocenia jakości duszy.

      – Jak pan sobie życzy, panie White – powiedział Andrew. – Bezpłatny bilet lotniczy, bezpłatne mieszkanie i wyżywienie, bezpłatny adwokat, bezpłatna reklama. I status podejrzanego w sprawie.

      – Też mi problem. Wyjdę w ciągu czterdziestu ośmiu godzin.

      – A wtedy zaproponujemy bezpłatne śledzenie przez całą dobę na okrągło. Bezpłatne budzenie w nocy w celu sprawdzenia, czy jest pan w domu, może nawet dwie, trzy bezpłatne rewizje. Ciekawe, co wtedy znajdziemy?

      Evans wypił piwo do końca i zaczął zdrapywać etykietkę z butelki.

      – A co was interesuje? – spytał niechętnie. – Wiem tylko, że ona pewnego dnia nagle zniknęła. Miałem jechać do Sydney, więc próbowałem do niej dzwonić, ale nie było jej ani w pracy, ani w domu. Przyjeżdżam do miasta i tego samego dnia czytam w gazecie, że została zamordowana. Przez dwie doby chodzę jak zombi. Bo czy to normalne, że ktoś z twojego otoczenia zostaje uduszony?

      – Nie bardzo. Ale to znaczy, że pan ma alibi na czas, kiedy dokonano zabójstwa. To dobrze… – Andrew coś zanotował.

      Evans jednak drgnął.

      – Alibi? O co chodzi? Chyba nie jestem, do cholery, o nic podejrzany? A może chcecie mi powiedzieć, że gliny miały na tę sprawę ponad tydzień i nie natrafiły na żaden porządny ślad?

      – Sprawdzamy wszystkie ślady, panie White. Może mi pan powiedzieć, gdzie pan spędził dwa dni przed przyjazdem do Sydney?

      – Byłem tu, na farmie, oczywiście.

      – Sam?

      – Nie całkiem. – Evans wyszczerzył zęby i uniósł pustą butelkę nad głowę. Poszybowała przez powietrze eleganckim łukiem i bezszelestnie zniknęła w wiadrze ze śmieciami pod kuchennym blatem. Harry z uznaniem pokiwał głową.

      – Mogę spytać, kto był razem z panem?

      – Owszem, no dobrze, nie mam nic do ukrycia. Kobieta. Angeline Hutchinson. Mieszka tu, w Nimbin.

      Harry zapisał.

      – Kochanka? – spytał Andrew.

      – Coś w tym rodzaju – odparł Evans.

      – Może pan nam opowiedzieć o Inger Holter? Jaka ona była?

      – E, nie znaliśmy się zbyt długo. Poznałem ją w Sydney, w barze, w którym pracowała. The Albury. Zaczęliśmy rozmawiać, powiedziała mi, że zbiera pieniądze na wyjazd do Byron Bay. To kilkadziesiąt kilometrów stąd, więc dałem jej swój numer telefonu w Nimbin. Kilka dni później zadzwoniła z pytaniem, czy mogłaby zatrzymać się na jedną noc na farmie. Została ponad tydzień. Później spotykaliśmy się w Sydney, kiedy tam przyjeżdżałem. Pewnie ze dwa, trzy razy. Jak rozumiecie, nie zdążyliśmy stać się starym małżeństwem. A poza tym czułem już jej oddech na karku.

      – Oddech na karku?

      – Tak, zakochała się w moim synku, Tom-Tomie, i snuła bajki o rodzinie i domku na wsi. Mnie to nie bardzo pasowało, ale pozwoliłem jej robić to dalej.

      – Co robić?

      Evans zaczął kręcić.

      – Ona była z rodzaju tych, co w pierwszej chwili są bardzo twarde, ale miękną, kiedy się je podrapie pod brodą i powie, że trochę się je lubi. Wtedy gotowe są zrobić dla ciebie wszystko.

      – To znaczy, że była troskliwą dziewczyną? – spytał Harry.

      Evansowi najwyraźniej nie spodobał się kierunek, jaki przybrała rozmowa.

      – Może i tak. Przecież mówiłem, nie znałem jej zbyt dobrze. Ona już od jakiegoś czasu nie widziała się ze swoją rodziną w Norwegii, więc możliwe, że była po prostu spragniona… ludzi. Kogoś bliskiego, prawda? Wiem, cholera, że tak było. Mówiłem wam, że to była głupia, romantyczna dziewczyna. Nie miała w sobie nic złego…

      Głos Evansa lekko zadrżał. W kuchni zapadła cisza. Harry pomyślał, że albo Evans jest dobrym aktorem, albo mimo wszystko posiada jakieś ludzkie uczucia.

      – Skoro nie widział pan żadnej przyszłości dla tego związku, to dlaczego pan od niej nie odszedł?

      – Właśnie odchodziłem. Właściwie stałem już w drzwiach i mówiłem „cześć”. Ale nie zdążyłem tego zrobić, bo ona zniknęła. O, tak… – Pstryknął palcami.

      Rzeczywiście głos mu się zmienił, uznał Harry.

      Evans popatrzył na swoje ręce.

      – Niezły sposób na zniknięcie, co?

      5. MATKA, WIELKI PAJĄK I BUBBUR

      Wspinali się po krętych, stromych górskich drogach. Drogowskaz wskazywał drogę do Kryształowego Zamku.

      – Pytanie brzmi: czy Evans White mówi prawdę? – powiedział Harry.

      – Pozwól, że podzielę się z tobą odrobiną doświadczenia. Od ponad dwudziestu lat rozmawiam z ludźmi, którzy mają rozmaite powody do tego, żeby kłamać albo mówić prawdę. Z winnymi i niewinnymi, z mordercami, kieszonkowcami, z kłębkami nerwów i z zimnymi rybami. Z tymi o niewinnych buziach dziecka i tymi o pełnych blizn twarzach łotrów, z socjopatami, psychopatami, filantropami… – Andrew szukał dalszych przykładów.

      – Rozumiem, Andrew.

      – …z Indianami i białymi. Wszyscy opowiadali swoją historię w jednym tylko celu: żeby im uwierzono. I wiesz, czego się nauczyłem?

      – Że nie da się powiedzieć, kto kłamie, a kto nie.

      – Właśnie, Harry! – Andrew się ożywił. – W tradycyjnej literaturze kryminalnej każdemu szacownemu detektywowi nieomylny nos pozwala wyczuć, kiedy ludzie kłamią. Bzdura! Ludzka natura jest jak wielki nieprzenikniony las, którego dogłębne poznanie nikomu nie jest dane. Nawet matka nie zna najgłębszych

Скачать книгу