Скачать книгу

obok siebie i dopóki nie rozpoczną się zajęcia, rozmawiamy. Nagle sala z głośnej robi się cicha. Cholera, co się dzieje? Rozglądam się po ludziach za sobą. Słyszę, jak dziewczyny gwałtownie wciągają powietrze. Nieświadoma, zaczynam się z tego śmiać, a ktoś obok mnie odchrząkuje. Zdezorientowana odwracam się i… Cholera. To nie może znów być ten koleś. Ten mroczny wzrok przewierca mnie na wskroś. W jednej chwili robi mi się gorąco, ale nie pokazuję tego po sobie. Tym razem muszę być twarda.

      – Bawię cię? – pyta boski koleś.

      – Zależy, o co pytasz – odpowiadam mu wymijająco.

      Salę zalewają szepty. Chłopak nachyla się, tak że czuję jego rześki, miętowy zapach.

      – Mówiłem ci, nie igraj z ogniem – szepcze mi do ucha. Odsuwa się i siada na samej górze. Jednak ja nadal czuję na sobie jego palący wzrok. Z całą pewnością obserwuje mnie.

      – Co to miało być? – pyta Sam, chłopak, z którym tu przyszłam.

      – Nic, koleś jest dziwny i tyle. – Wzruszam ramionami. No co mam mu powiedzieć? „Ej, słuchaj, podoba mi się, ale jest jakiś dziwny”?

      – Rzadko rozmawia z pierwszakami – wyraża swoje zdziwienie Sam.

      – A to jest grupa mieszana? – pytam.

      – Tak, ja jestem na drugim roku.

      Mieszane grupy, super.

      – Tak samo jak Knox i reszta jego hołoty – informuje mnie Sam.

      – Nie przepadasz za nim, co? – pytam zaciekawiona.

      – Tak, on z Nico i Artemem są tu prawem.

      Chcę zadać jeszcze jakieś pytanie, ale wchodzi profesor. Muszę to zostawić na później.

      Nie jest mi jednak dane dowiedzieć się więcej o tej dziwnej elicie szkolnej, ponieważ Sam bardzo śpieszy się na jakieś swoje spotkanie.

      *

      Spotykamy się z Lizz w kampusowej kawiarni.

      – Jak tam zajęcia? – pyta.

      – Znośnie, ale znów spotkałam tę grupkę.

      Patrzy na mnie zaciekawiona.

      – Cała sala zamarła, jak weszli na aulę, a ja zaczęłam się z tego śmiać. Zagadał do mnie, powiedział, żebym nie igrała z ogniem. Rozumiesz coś z tego? Bo ja ani trochę.

      – Opiera się pokusie – kwituje Lizz.

      – Kto opiera się pokusie? – pyta Kim, opadając na krzesło obok mnie, a Erin siada obok Lizz.

      – Nic, nasza Lexi ma chętnego kolesia na nią, tylko on dziwnie to okazuje.

      Walę Lizz po głowie za te durne insynuacje.

      – Fiu, fiu, kilka dni i już jakiś koleś na ciebie leci? – Gwiżdże Erin.

      – Zejdźcie ze mnie. – Piorunuję je wzrokiem.

      – Moje pierwsze zajęcia były istną katorgą. – Ratuje mnie Kim, puszczając mi przy tym oczko.

      W ten sposób rozmowa schodzi na rzeczy przyziemne. Do końca lunchu nie wspominamy już o mojej rozmowie.

      *

      Dziewczyny zabierają mnie na pierwszy sezonowy mecz hokeja. Z tego, co się dowiedziałam, jest to ulubiony sport na tej uczelni. Tutejsza drużyna zdobywa mistrzostwo od kilku lat. Dzięki kilku utalentowanym chłopakom z drużyny. Kim chce zobaczyć się z kimś przed samym meczem, przez co jesteśmy na stadionie godzinę wcześniej. Razem z Erin zostawiają mnie i Lizz na trybunach. Na środku znajduje się ogromne lodowisko otoczone przez szklane szyby. Widok jest imponujący, zapiera mi dech w piersi.

      – Cholera, muszę do łazienki – mówię do Lizz.

      – To idź, ja zaczekam tu na dziewczyny.

      Zgadzam się, po czym kieruję się w stronę wyjścia. Na korytarzu rozglądam się za łazienkami. Idę prosto przed siebie i w końcu je znajduję. Załatwiam szybko swoją potrzebę i wychodzę, wpadając wprost na masywną, szeroką postać.

      – Patrz, kurwa, gdzie leziesz – mówi wściekły koleś.

      – Przepraszam. – Chcę go minąć, ale ten łapie mnie za łokieć, obracając i przyciskając do swojej klaty.

      – Knox, patrz, kogo tu dla ciebie mam. – Koleś śmieje się do mojego ucha.

      – Puść mnie, idioto. – Szarpię się z nim, ale jest silniejszy.

      – Kurwa, powiedziałem ci już, żebyś nie igrała z ogniem.

      Knox. Czyli tak ma na imię to ciacho.

      – Mam się nią zająć? – pyta koleś za mną.

      – Odprowadź ją do wyjścia – rozkazuje Knox.

      – Co?! – krzyczę i tym razem kopię kolesia, który mnie przytrzymuje.

      Puszcza mnie i łapie się za kostkę.

      – Wojowniczka z niej, nie ma co, może by tak dodać ją do listy? – proponuje chłopak w czapce.

      Czy on zawsze nosi czapki z daszkiem? Ciekawe, ile ich ma.

      – Connor, wyprowadź ją z tego pieprzonego stadionu! – drze się na kolesia Knox.

      – Pierdol się, Knox! – krzyczę, biegnąc do dziewczyn.

      – Jeszcze z tobą nie skończyłem! – Słyszę te słowa, zanim wpadam za róg.

      Wyglądam zza niego, ale ich już tam nie ma. Całe szczęście musieli odejść. Uwalniam wstrzymany oddech. Serce wali mi jak szalone. Czemu nie chciał, abym została na stadionie? O co chodzi temu kolesiowi?

      Mecz kończy się wygraną naszej drużyny. Jeszcze nigdy nie widziałam aż tak brutalnego sportu. Kolesie wpadają na siebie z taką prędkością, aby tylko odebrać sobie krążek. Ta gra jest beznadziejna.

      – Dobra, teraz czas na imprezę – mówiąc to, Kim klaszcze w dłonie.

      – Jaką imprezę? – pyta zaciekawiona Lizz. Jasne, jej nie może zabraknąć na żadnej balandze.

      – Bractwa mojego brata – oznajmia, na co ja wybałuszam oczy.

      – Masz brata? – pytam zdziwiona.

      – Tak, jest na drugim roku – odpowiada. – Niestety, nie ma czym się chwalić. Jesteśmy blisko, ale nie popieram tego, co robi i jak się zachowuje.

      – Skończ ględzić o K, idziemy na imprezę. – Erin popycha nas ku wyjściu. – Wygrali, to teraz alkohol będzie lał się strumieniami. Mam ochotę się dziś upić.

      – Twój brat jest w drużynie? – Nie daję za wygraną. Zaciekawiła mnie tym bardzo.

      – Tak, tak samo jak i jest kapitanem drużyny – mówi Erin. – Jest jak pieprzona gwiazda. On jest tu prawem. On tu rządzi. Wszyscy chcą go znać, a jeszcze bardziej każdy chce się z nim przyjaźnić. A laski, one są najgorsze. Chcą go tylko dla siebie.

      – Erin, skończ, to mój brat! – warczy na nią Kim.

      – Dobra, pijecie ze mną? – Lizz szybko zmienia temat.

      Wszystkie chórem odpowiadamy: „tak”.

      Docieramy na miejsce i widzimy, że impreza już dobrze się rozhulała. Dom bractwa jest spektakularny. Wydobywają się z niego głośne, basowe dźwięki. Ludzie kręcą się tak na zewnątrz, jak i w środku. Cały dom rozświetlony jest jak bożonarodzeniowa choinka. Kim ciągnie mnie za rękę w stronę kuchni. Przepychamy się przez gęsty tłum, aby dostać się jak najbliżej barku

Скачать книгу