Скачать книгу

– stwierdził. – Ale ja też nie zamierzam szybko się żenić. Jest przecież tyle pięknych kobiet…

      – Ty jesteś jeszcze młody – powiedziała pobłażliwie mama Riggio. – Ale twojej siostrze wcale nie ubywa latek!

      Na szczęście do rozmowy włączyła się jak zwykle Melody, starając się załagodzić sytuację.

      – M.C. nie powinna się spieszyć. Życie jest zbyt krótkie, żeby angażować się w byle jakie, przelotne związki.

      – Mówisz z doświadczenia? – spytał Tony i posłał jej promienny uśmiech.

      Melody nie dała się sprowokować.

      – Jasne, bo wyszłam za najwspanialszego faceta na świecie.

      Zgromadzeni mężczyźni wydali pełen aprobaty pomruk i zaczęli trącać Neila łokciami. Matka zajęła się czymś innym, a M.C. zaczęła pospiesznie połykać kolejne kęsy posiłku.

      – Było mi bardzo miło, ale muszę już lecieć – powiedziała, wstając.

      – Ale przecież nie zjedliśmy jeszcze deseru! Mam canoli od Cepellego.

      Canoli od Cepellego to była zupełnie wyjątkowa sprawa. Prawdziwa uczta dla smakoszy.

      Jednak teraz, kiedy po raz kolejny wdała się w utarczkę z matką, M.C. nie mogła zostać dłużej. Nie zniosłaby kolejnych uwag na swój temat. Ucałowała więc matkę, braci i Melody.

      Kiedy wyszła na werandę, dogonił ją zaniepokojony Michael.

      – Coś się stało? – spytał.

      – Niby dlaczego?

      – Przecież nie zjadłaś deseru – zauważył. – Nikt z rodziny nigdy tego nie robi.

      – Mam już dosyć – rzuciła.

      Domyślił się, że nie chodzi jej o jedzenie.

      – Przecież wiesz, że mama naprawdę cię kocha.

      – Nie powinna wtrącać się w moje sprawy! Jestem już dorosła, jak sama raczyła zauważyć.

      – To prawda – przyznał – ale…

      Urwał gwałtownie, a ona zmarszczyła brwi.

      – No co?

      – Chyba mnie nie pobijesz, prawda?

      – Jasne, że nie. Po prostu cię zastrzelę, jeśli nie skończysz tego, co zacząłeś…

      – No dobra, wiesz przecież, że do kłótni trzeba dwojga…

      – To znaczy?

      – Musisz pogodzić się z tym, że mama już taka jest…

      – Ale ona nawet nie stara się mnie zrozumieć!

      – A ty próbujesz?

      Mary Catherine, jak cała jej rodzina, była obdarzona ognistym temperamentem. Na szczęście nauczyła się nad nim panować.

      Czasami jednak miała z tym trudności. Na przykład teraz poczuła, że krew znów nabiegła jej do policzków. Szerokim gestem wskazała wnętrze domu.

      – Przecież przyjeżdżam tu w te cholerne środy! Co jeszcze mam robić?! Przywozić ze sobą tłumy wielbicieli?!

      Nie odpowiedział, a ona spojrzała na niego groźnie.

      – Łatwo wam gadać – ciągnęła. – Tobie i tym cholernym typom. Jesteście przecież jej ukochanymi synkami. Jesteście tacy, jak sobie wymarzyła!

      – A ty zawsze byłaś rodzinną bidulką – mruknął Michael.

      – Dobra, możesz zapomnieć o całej rozmowie. Myślałam, że przynajmniej ty mnie rozumiesz.

      Przeszła do samochodu, wskoczyła do środka i z hukiem zatrzasnęła drzwiczki. Odjeżdżając, obejrzała się jeszcze za siebie i stwierdziła, że brat wciąż stoi na werandzie.

      Pomachał jej i uśmiechnął się.

      Zmełła w ustach przekleństwo i przystanęła. Opuściła szybę i spojrzała w jego stronę.

      – No dobra, spróbuję! – krzyknęła. – Ale gdybyś był dobrym bratem, to przyniósłbyś mi szybko trochę canoli.

      ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

      Środa, 8. marca 2006

      godz. 21.10

      Bar Bustera znajdował się w miejscu nazywanym Five Points, gdyż krzyżowało się tu pięć najważniejszych dużych ulic Rockford. Ten obszar na przemian kwitł i podupadał, w zależności od tego, czy przedsiębiorcy decydowali się otwierać nowe bary, restauracje i kluby.

      Jednak bar Bustera przetrwał wszelkie przeciwności. Wybór dań nie był duży, ale serwowano tu solidne i smaczne posiłki oraz alkohol. Poza tym w niektóre dni tygodnia można było wieczorami posłuchać muzyki na żywo lub obejrzeć inne występy.

      M.C. była zbyt poruszona, żeby jechać od razu do domu, dlatego postanowiła wstąpić do Bustera. Trochę zaniedbany bar nie cieszył się popularnością wśród policjantów, ale często można tu było spotkać przynajmniej kilku oficerów. W tej chwili potrzebowała drinka i rozmowy o pracy, żeby się trochę uspokoić.

      Weszła do budynku, wciągając w nozdrza zapach papierosów, hamburgerów i piwa. Przy barze siedział Brian wraz z dwoma kumplami – śledczymi Scottem Snowe’em i Nickiem Sorensteinem. Rozmawiali z jakimś mężczyzną, którego nie znała.

      Podeszła do kontuaru. Snowe zauważył ją pierwszy i od razu pomachał ręką.

      – Bardzo mi miło, że cię widzę – rzuciła.

      – Naprawdę? – Snowe wypił łyk piwa.

      Skinęła głową i zamówiła wino.

      – Tak, chciałam się dowiedzieć, co nowego w sprawie Entzel.

      – Ee, myślałem, że chodzi ci o mnie…

      – To później – powiedziała ze śmiechem.

      – No dobra, zwłaszcza że mam niewiele do opowiedzenia. Na oknie były tylko odciski palców rodziców i tej małej. Morderca z całą pewnością nosił rękawiczki.

      – Jakieś skrawki materiału albo włosy?

      – To nie moja działka. Spytaj o zdjęcia.

      – No dobra, co ze zdjęciami?

      – Zostawiłem je na twoim biurku, kiedy wychodziłem z pracy. Gdzie byłaś? W toalecie?

      M.C. zignorowała to pytanie.

      – I jak wyszły?

      – Prawdziwe dzieła sztuki. Czego się spodziewałaś po mistrzu?

      Mary Catherine przewróciła oczami.

      – Gratuluję dobrego samopoczucia – mruknęła.

      – Hej, Riggio – wtrącił Sorenstein. – Nie boisz się tej speluny?

      – Odwal się, stary.

      Nick Sorenstein był policyjnym entomologiem. Z prawdziwą pasją grzebał w trupach i wyłuskiwał z nich przeróżne larwy i owady. Wymagało to przygotowania i olbrzymiej wiedzy, a jednocześnie narażało na zaczepki i żarty kolegów.

      Snowe znowu napił się piwa.

      – M.C. pytała właśnie, czy znaleźliśmy coś w pokoju Entzel.

      – A owszem, bardzo ciekawe czarne nitki – ożywił się Sorenstein. – Były na oknie i w łóżku małej. Morderca pewnie nosi się na czarno.

      – To nic nowego.

      – Dużo

Скачать книгу