Скачать книгу

rozejrzała się po pokoju. Nikogo w tej chwili tu nie było. Wszyscy mieli jakieś zadania albo po prostu wyszli na lunch. Wstała i pomachała ręką, licząc na to, że zwróci na siebie uwagę kolegów, którzy będą akurat przechodzić korytarzem. Nie mogła stracić tego śladu.

      – Chcę, żebyście złapali tę wstrętną małpę.

      – Bardzo chętnie panu pomogę, ale mam właśnie następną rozmowę. – Musiała za wszelką cenę podążać tym tropem.

      – I kto sobie tutaj stroi żarty! – Usłyszała jego śmiech. – Oto zasady współpracy. Nie będę się kontaktować z nikim poza tobą, Kitt. Mogę ci mówić Kitt?

      – Jasne. A jak ja mam się do ciebie zwracać?

      Nawet nie skomentował tego pytania.

      – Ładne imię. Kitt, Kitty, prawie jak Kicia. Bardzo kobiece i seksowne, chociaż nie pasuje do gliny. – Znowu zrobił przerwę, żeby zaciągnąć się papierosem. – Oczywiście wszyscy mówią do ciebie „pani porucznik”, co?

      – Oczywiście – odparła. – Problem polega na tym, że nie zajmuję się sprawą Julie Entzel. Zaraz połączę cię z właściwym zespołem.

      Znowu zignorował jej słowa.

      – Druga zasada: nie myśl, że dam ci coś za darmo i że będzie ci łatwo. Sam ustalę cenę.

      Miał głęboki, stosunkowo młody głos, nieco zmieniony przez papierosy. Mógł mieć od dwudziestu pięciu do trzydziestu pięciu lat.

      – Czy jest jeszcze trzecia zasada? – spytała.

      – Możliwe. Muszę pomyśleć.

      – A jeśli nie zastosuję się do tych zasad?

      Znowu się zaśmiał.

      – Na pewno się zastosujesz albo… zginą kolejne dziewczynki.

      Cholera! Gdzie się wszyscy podziali?

      – Dobrze, udowodnij, że to ty zrobiłeś. Tak, żebym mogła pójść z tym do szefa…

      – Na razie, Kiciu.

      Rozłączył się. Natychmiast zadzwoniła do Centralnego Biura Śledczego. Ponieważ każda rozmowa wydziału policji w Rockford przechodziła przez centralkę, nie można było odszukać dzwoniącego numeru automatycznie. Oczywiście wszystkie telefony były rejestrowane.

      – Tu porucznik Lundgren z wydziału zabójstw. Ktoś do mnie przed chwilą dzwonił, chcę mieć jak najszybciej jego numer.

      Odłożyła słuchawkę i czekała dwie minuty na telefon z Centralnego Biura Śledczego. Zadzwonił sam Brian.

      – To był numer komórki. Co się dzieje, Kitt?

      Telefon komórkowy. Namierzenie stacjonarnego zajmowało dziesięć sekund, ale w przypadku komórki trzeba było rozmawiać co najmniej przez pięć minut. Jeśli ten facet jest sprytny, na pewno wie, że nowe aparaty mają wmontowane chipy z GPS-em, co pozwala odnaleźć rozmówcę w ciągu dziesięciu minut. W przypadku starszych modeli zajmuje to parę godzin.

      Spojrzała na zegarek. Rozmowa trwała najwyżej trzy minuty, co znaczyło, że mężczyźnie nie są obce zawiłości współczesnej techniki.

      – Miałam telefon od faceta, który twierdzi, że to on jest Mordercą Śpiących Aniołków. Prawdziwym mordercą. Ten wczorajszy to podobno tylko naśladowca – wyjaśniła.

      Brian aż gwizdnął.

      – Oczywiście chcesz, żebyśmy ustalili nazwisko i adres właściciela komórki?

      – I to jak najprędzej. – Spojrzała w stronę pokoju sierżanta i stwierdziła, że wciąż go nie ma. – Zadzwoń na moją komórkę.

      Rozłączyła się, zebrała dokumenty i pospieszyła w stronę pokoju. Zatrzymała się na widok Riggio i White’a, którzy właśnie weszli do środka, i wskazała gabinet szefa.

      – Chodźcie, to powinno was zainteresować.

      Pierwsza dotarła do otwartych drzwi i zapukała we framugę. Sal popatrzył na nich i dał gestem znak, żeby weszli. Kitt zaczęła prosto z mostu:

      – Przed chwilą rozmawiałam z kimś, kto podaje się za Mordercę Śpiących Aniołków. – Rozejrzała się dookoła, a widząc, że wszyscy zamienili się w słuch, dodała: – Twierdzi też, że to nie on zabił Julie Entzel.

      – Dlaczego dzwonił właśnie do ciebie? – spytała Riggio, która nagle zapomniała o oficjalnych formach. Wszyscy w wydziale mówili do siebie po imieniu, co Kitt w pełni aprobowała.

      Teraz spojrzała koleżance prosto w oczy.

      – Ponieważ chce, żebym złapała naśladowcę.

      – Ty?

      – Tak.

      – Dlaczego?

      – Nie wiem.

      Sal zmarszczył brwi.

      – Co jeszcze ci powiedział?

      – Może zacznę od tego, co zauważyłam. Prawie na pewno pali i sądząc po głosie, ma od dwudziestu pięciu do trzydziestu pięciu lat. Powiedział – zerknęła na swoje notatki – że ktoś to po nim… zmałpował i że wcale mu się to nie podoba. I że chce, żebym złapała tę wstrętną małpę.

      – Małpę? – zdziwiła się M.C.

      – To od małpowania. Dzieci tak mówią – wyjaśniła Kitt, przypominając sobie z bólem córkę.

      Sal skinął głową.

      – Czy ktoś zaczął go namierzać?

      – Wszyscy poszli na lunch albo akurat robili co innego – odparła. – Kiedy chciałam, żeby chwilę zaczekał, powiedział, żebym nie żartowała.

      – Zgłosiłaś to w Centralnym Biurze Śledczym?

      – Właśnie sprawdzają ten numer. Dzwonił z komórki, więc trochę to potrwa. Obiecali ustalić jego nazwisko i adres.

      – Czy powiedział coś jeszcze?

      – Podał dwie zasady. Jeśli się do nich nie zastosujemy, zginą kolejne dziewczynki.

      W tym momencie włączył się White, który do tej pory tylko śledził rozmowę.

      – Jeśli nawet twierdzi, że nie zabił Julie Entzel, to skąd wie, że zginą kolejne dziewczynki?

      – Tego mi nie powiedział, a wolałabym nie snuć domysłów.

      – Może zna tego naśladowcę? – dodał White.

      – Możliwe – rzuciła Riggio. – Oczywiście zakładając, że w ogóle mu wierzymy…

      Kitt czuła, że koleżanka coraz bardziej ją irytuje. Posłała jej niechętne spojrzenie.

      – Chcecie wiedzieć, co jeszcze powiedział, czy nie?

      M.C. skinęła niechętnie głową.

      – Pierwsza zasada – chce rozmawiać tylko ze mną.

      – No proszę. – Natychmiast zareagowała zgryźliwą uwagą Riggio.

      – A druga? – spytał Sal.

      – Niczego nie dostaniemy za darmo i nie przyjdzie nam to łatwo. On sam ustali cenę.

      – Chodzi mu o pieniądze? – spytał White.

      Kitt spojrzała w jego stronę.

      – Nie wydaje mi się, ale niczego jeszcze nie zażądał.

      – Właśnie że tak. – Sal spojrzał

Скачать книгу