Скачать книгу

Pewnie, że nie, ale założę się, że masz nazwisko eksperta w tym swoim czarnym notesiku.

      Brill przekrzywił głowę w zamyśleniu.

      – Tak się składa, że owszem, znam kogoś, ale już nie służy, przeszedł na emeryturę, a w niektórych kręgach uważany jest za czarną owcę.

      – A to czemu?

      – No, opublikował parę artykułów w magazynie sił bojowych Azylu na temat strategii i taktyki, podważył tradycyjne działania kanonierek jako samoniszczące i niebezpieczne. I właśnie po pierwszym takim artykule zmuszono go do przejścia na zieloną trawkę.

      Dla Emily brzmiało to coraz bardziej obiecująco.

      – W jakiej był randze, gdy przeszedł na emeryturę? – zapytała Hirama.

      – Kapitan. Został pominięty w awansie na wiceadmirała. Dwa razy. Zawsze miał opinię śmiałka, ale opinie o jego służbie były dobre, dopóki nie napisał tego pierwszego artykułu, wtedy nagle stracił sporo reputacji. – Hiram popatrzył na przyjaciółkę z namysłem. – Przesyłam ci te artykuły.

      – Mam się spotkać z admirał o osiemnastej. Udałoby się porozmawiać wcześniej z twoim znajomym?

      Hiram parsknął śmiechem.

      – Bogowie muszą cię wyjątkowo lubić, Tuttle. Ten człowiek nazywa się David Lior i właśnie przebywa na Atlasie. Ma nadzieję przekonać Flotę do wykorzystania nowej małej jednostki, która zastąpi kanonierkę. Przygotował nawet komplet planów technicznych i założenia taktyczne.

      Emily zamrugała z zaskoczenia.

      – Żartujesz, prawda?

      – Przyjdź do mojej kabiny, Em. Zjemy lunch i poznasz niesławnego kapitana Liora. Muszę cię jednak ostrzec, to trochę mruk, a w dodatku trudno go przekonać do zmiany zdania.

      – Wybaczę mu wszystko, jeżeli dostarczy mi potrzebnych informacji – zapewniła Emily.

      Umówili się, a potem Emily zajęła się rozpakowywaniem bagażu. Przerwał jej sygnał drzwi. Kiedy otworzyła, ujrzała w progu Granta Skiffingtona. Był rozgniewany. Rzadko się widywali od rozpaczliwej ucieczki z Kornwalii do Azylu. Emily nie próbowała go unikać, zastanawiała się jednak, czy Grant nie unikał jej.

      A teraz stał w drzwiach z grymasem gniewu na przystojnej twarzy.

      Pokazał Emily wiadomość.

      – Douthat chce mnie widzieć o osiemnastej – wycedził rozzłoszczony. – Myślę, że zabierze mi „Yorkshire”.

      – Mam takie samo zaproszenie – odparła Emily. – Dostałeś też załącznik o kanonierkach Azylu?

      – Tak, ale nie widzę…

      – Przejrzałeś animacje?

      – Jeszcze nie, byłem zbyt wściekły na myśl, że…

      – Zjesz ze mną lunch? – nie dała mu skończyć. – Będzie tam ktoś, kogo powinniśmy oboje poznać.

      ***

      David Lior był niskim, pulchnym mężczyzną ze zmarszczonymi gniewnie brwiami i gęstą, skołtunioną brodą. Zza stołu w kwaterze Brilla spojrzał wojowniczo na Emily i Granta.

      – Coście za jedni? – zapytał bezceremonialnie.

      – Komandor Emily Tuttle z „Nowej Zelandii”, okrętu Floty Victorii, a to komandor Grant Skiffington z „Yorkshire” – przedstawiła ich oficjalnie Emily.

      Lior skinął głową.

      – Jesteście tymi nieszczęśnikami, którzy pilnowali tylnych drzwi, gdy Atlas uciekał do Azylu. Tylko wy zostaliście z Zimowej Straży. – Spojrzał zimno na Emily. – Podobno pod koniec była pani gotowa rzucać kamieniami i taranować okręt flagowy Dezetów? To prawda, młoda damo, czy tylko takie gówniane wiktoriańskie gadanie?

      – Zawsze jest pan taki uroczy, kapitanie? – zapytała słodko Emily.

      – Nie, staram się dzisiaj wyjątkowo, ponieważ Brill twierdzi, że jest pani kimś ważnym. Proszę odpowiedzieć na moje pytanie.

      – To prawda – przyznała Emily. Zdumiewające, ale nawet wzmianka o tamtym starciu zabolała. – Zamierzałam staranować okręt flagowy.

      – Dlaczego? – zapytał ostro Lior. – Zabrakło wyobraźni, żeby wymyślić lepszą taktykę, niż zniszczyć własny okręt i zabić załogę?

      Emily zerknęła na Hirama. Brill skinął głową. W głębi duszy młoda kobieta miała ochotę po prostu odwrócić się i wyjść, dalsza rozmowa z tym obrzydliwym typem wydawała się niepotrzebna. Emily przypomniała sobie jednak groginy. „Były o wiele bardziej zajadłe, a przecież je pokonałam”.

      – Cóż, panie Lior, niezupełnie – stwierdziła rzeczowo. – Zostały mi trzy okręty, wszystkie mocno uszkodzone, i tylko kilka pocisków. Musieliśmy powstrzymać wroga na pół godziny, żeby „Atlas” zdołał dotrzeć do tunelu czasoprzestrzennego. Na stacji znajdowała się nasza królowa i cała nadzieja, aby potem odbić naszą ojczyznę. Dlatego podjęłam decyzję, żeby wykorzystać „Nową Zelandię” jako broń. Uznałam, że w ten sposób wypełnię powierzone mi zadanie.

      – Więc dlaczego nie staranowała pani tego okrętu? – rzucił wojowniczo Lior. – Tchórz obleciał?

      – Nie staranowałam go, ponieważ okazało się, że można zastosować inne rozwiązanie taktyczne. – Emily poczuła rumieniec na policzkach. – Dzięki niemu niewielu ludzi ryzykowało życie, a nie traciłam też możliwości, aby staranować okręt.

      A potem nabrała tchu i pochyliła się przez stół do Liora tak, że musiał jej popatrzeć w oczy.

      – Skoro już to sobie wyjaśniliśmy, zechce pan odczepić się od mojej taktyki i opowiedzieć mi o kanonierkach czy mam poszukać kogoś innego?

      Lior nie stracił zimnej krwi.

      – Posłuchaj, młoda damo. Straciłem reputację i karierę, ponieważ ośmieliłem się powiedzieć admiralicji, że jej ukochane kanonierki to tylko samobójcze zabawki, a nie prawdziwe jednostki bojowe. Przez piętnaście lat próbowałem przemówić do rozsądku Straży Kosmicznej i zapłaciłem za to wszystkim, co się dla mnie liczyło, więc nie wytykaj mi, że czepiam się taktyki.

      Zaskoczona Emily zerknęła na Hirama, a Brill znowu odpowiedział tylko skinieniem głowy. Skupiła się na Liorze.

      – W porządku, kapitanie. Oto, co wiem. Przejrzałam właśnie trzy starcia z Dominium. Kanonierki Azylu odparły ataki wroga, jednak poniosły przy tym niepowetowane straty. I kiedy mówię „niepowetowane”, mam na myśli, że nie można tego odrobić w ciągu paru tygodni, a nie miesięcy czy lat. Nie rozumiem jednak, dlaczego walczą w taki sposób? Żadnego szyku, żadnej taktyki, żadnego mobilnego zaopatrzenia…?

      – Piloci kanonierek walczą tak, jak ich nauczono. A nauczono ich, że to bardzo odważnie i po męsku po prostu nacierać na wroga, nie troszcząc się o własne bezpieczeństwo lub przetrwanie. Nauczono ich, że próby przechytrzenia wroga to tylko gra na zwłokę, a stosowanie taktyki, żeby zwiększyć przewagę w boju i szanse na zwycięstwo, to zwykłe tchórzostwo, ponieważ prawdziwy wojownik po prostu walczy z wrogiem i miażdży go doszczętnie. Każdy, kto nie wyznaje takich kryteriów odwagi, zostaje odsunięty od służby i przeniesiony do rezerwy. A rezerwa to wstyd i hańba, bo wtedy piloci latają tylko tyle, aby nie zapomnieć umiejętności. Ludzie w aktywnej służbie spoglądają na rezerwistów z pogardą.

      – Uroczo – skomentował oschle Grant Skiffington.

      „Cóż, to przynajmniej wyjaśnia te wysokie straty” – pomyślała Emily.

      –

Скачать книгу