Скачать книгу

że to pomoże jej się ogrzać. Grzesiek wypakował bagaże i zatrzasnął bagażnik. Wyciągnął rękę i szybkim krokiem poszli do klatki. Chwilę potem weszli do mieszkania.

      – Mam ochotę poleżeć w wannie. – Kaśka skierowała się do łazienki. – Przyłączysz się?

      – Jasne. Plecy mnie bolą. – Sięgnął dłonią do tyłu i przejechał po krzyżu, usiłując go rozmasować.

      – Znowu? – Spojrzała z niepokojem.

      – Pewnie znowu ten przeklęty dysk nawalił.

      – Czemu nic nie mówiłeś? Mogłeś iść do Krzyśka na masaż.

      – Nie pomyślałem. Czas szybko zleciał, i trzeba było wracać. – Spojrzał uspokajająco. – Nie martw się. Pójdę do lekarza jak nie przejdzie, teraz wezmę jakieś prochy, poleżymy w ciepłej wodzie i będzie dobrze.

      – Jak chcesz. Ale powinieneś mówić o takich rzeczach.

      – Gdyby było naprawdę źle, sama byś się zorientowała. Po prostu boli, ale to przecież nie pierwszy raz i zawsze przechodzi.

      – Pamiętam, jeszcze jak znalazłam cię na podłodze zwijającego się z bólu. Nieźle mnie wtedy nastraszyłeś. Nie wolno ci się gwałtownie schylać.

      – Jak nie boli, to zapominam…

      – Zapominasz, a później cię boli!

      – Właśnie. Dlatego zajmij się kąpielą, ja zrobię coś do jedzenia.

      – W lodówce jest rolada z łososia jak chcesz. – Wskazała ręką na kuchnię.

      Leżeli wygodnie w ciepłej wodzie, delikatne bąbelki z dysz masujących rozluźniały spięte mięśnie. Grzesiek miał zamknięte oczy i błogi uśmiech na twarzy.

      – O czym myślisz? – Przypatrywała mu się z ciekawością.

      – O tobie, jak zawsze. – Otworzył oczy. – Zastanawiam się, jakby się ułożyło nasze życie, gdybym się wtedy nie pokłócił z Aśką i nie wrócił do Buska.

      – Żałujesz?

      – Nie. Ale gdyby nie twoja determinacja… wtedy nie zdawałem sobie sprawy, że mnie kochasz. – Przechylił się delikatnie do tyłu, to przyniosło ulgę.

      – Patrzyłam na ciebie, Aśkę i myślałam, że pęknie mi serce. – Przypomniała sobie tamten okres.

      – Kiedy powiedziałaś co czujesz, myślałem, że żartujesz.

      – Przecież to ja byłam przy tobie, kiedy się załamałeś, wspierałam cię i przede wszystkim udowodniłam, że to nie była dziewczyna dla ciebie…

      – Miałaś rację. Myślę, że wtedy oboje nie byliśmy gotowi na stały związek.

      – Ty nie byłeś, ja wiedziałam czego chcę. Ale ze mną, szybko się związałeś, dlaczego? – W jej spojrzeniu dostrzegł pytanie.

      – Z tobą rozmawiałem o wszystkim i o niczym, czułem się jak ryba w wodzie. Wiedziałem, że skrytykujesz mnie, kiedy coś schrzanię, lub będę miał gorszy dzień… no i tak jak ja uwielbiasz cukierki. – Nachylił się, żeby ją pocałować.

      – Czyli tak naprawdę chodziło o cukierki? – Zaczęła się śmiać.

      – To był jeden z licznych atutów… i to wcale nie malutki.

      – No wiesz? A ja myślałam, że ujęła cię moja uroda, intelekt, cudowne oczy…

      – Podobnie jak ośli upór, siła walki, prawniczy charakterek…

      – Przynajmniej teraz wiem, że dla ciebie jestem przyziemną istotą z wrednym charakterkiem! – Wyciągnęła się wygodniej, w taki sposób, żeby Grzesiek widział wyraźnie każdy szczegół jej ciała.

      – Wiesz, że woda się robi coraz chłodniejsza? – Wyciągnął rękę, ale pokręciła głową.

      – Ale temperatura robi się coraz wyższa…

      – Może pójdziemy do sypialni…

      – Raczej do kuchni, głodna jestem… – Oparła się o krawędź wanny i ostrożnie wstała. Przez ramię spojrzała na Grześka, który patrzył na nią z błogim uśmiechem błąkającym się na twarzy.

      – Zaczekasz? – Wstał, kiedy zdążyła się już otulić puszystym szlafrokiem.

      – Będę w kuchni. – Rzuciła w jego kierunku ręcznik i wyszła zostawiając go samego.

      Kilka minut później wszedł do kuchni. Usiadł przy stole i patrzył jak pochłania sałatkę z pomidorów, którą wcześniej zrobił.

      – Ładnie wygląda, – uśmiechnął się i zabrał plasterek z talerza, – sos czosnkowy w twoim wykonaniu jest najlepszy.

      – Nie musisz tak słodzić, częstuj się! – Podsunęła talerz. – Lepiej powiedz, na którą godzinę umówić wizytę, jutro chciałam to zrobić.

      – Ne wem koanie. – Pełne usta pełne trochę utrudniały mu wyraźne mówienie.

      – Lepiej na popołudnie?

      – Yhym. – Pokiwał głową.

      ROZDZIAŁ ÓSMY

      Tydzień po powrocie mieli bardzo zajęty. Odwiedzili lekarza, którego wcześniej uprzedziła, żeby nic nie mówił Grześkowi, jak faktycznie wygląda sytuacja. Przekazała mu wszystko, czego się dowiedziała od teściowej i podczas wizyty czuła, jakby w jakimś stopniu spiskowała przeciwko własnemu mężowi. Zdawała sobie sprawę, że to jedyne możliwe wyjście. Nie chciała, żeby przez jakieś nieprzemyślane słowo, Grzesiek znowu się wycofał. Lekarz zlecił masę badań, na które jej mąż zgodził się bez większego sprzeciwu. Na wszystko ustalili terminy. W międzyczasie spotykali się z Anką i Michaelem żeby omówić wszystko przed sobotnim chrztem. Te kilka kolejnych dni zleciało w piorunującym tempie. Kiedy załatwiła najbardziej pilne sprawy, poszła do jubilera, odebrać srebrną grzechotkę, na której zleciła wygrawerowanie daty urodzin i daty chrztu Jamesa. Założyli też specjalny fundusz, który będzie mógł wykorzystać idąc na studia.

      Grzesiek obudził ją o siódmej, za dwie godziny byli umówieni w kościele. Na chrzcie było łącznie siedemnaście osób. Kaśka była podekscytowana, miała cel, jeszcze bardziej wyraźny niż dotychczas. Kiedy widziała jak Grzesiek trzyma na rękach syna Michaela i z jakim uczuciem patrzy w te wielkie granatowe oczy, wiedziała, że tak samo będzie patrzył na własne dziecko.

      Tydzień po chrzcinach, Grzesiek poszedł na pierwsze badania, wciąż wierzył, że wszystko się ułoży. Obawiała się trochę chwili, kiedy odbiorą wyniki. Lekarz powiedział, że badania dadzą nadzieję, na skutecznie wyleczenie lub potwierdzą, że jednak nigdy nie będzie mógł zostać ojcem. Różne schorzenia w różny sposób odbijają się na organizmie. Na razie nie chciał nic sugerować, dopóki nie dostanie wszystkich wyników.

      W czwartek Anka z Michaelem i ich chrześniakiem odlecieli Stanów, ale obiecali zadzwonić, jak tylko dotrą na miejsce. W piątek przed południem zajrzała do urzędu, dwie godziny później była już u swojej byłej klientki.

      – Dzień dobry. – Uśmiechnęła się, kiedy otarły się drzwi i zobaczyła w nich smutną buzię Ani – Jest mama?

      – Tak. – Powiedziała cicho, odwróciła się, kiedy usłyszała, że ktoś za nią idzie. Drzwi otworzyły się szerzej i stanęła w nich pani Basia. Miała na sobie bladoróżową bluzkę z krótkim rękawem, spodnie od dresu, i przewiązany w pasie granatowy w białe grochy, fartuch.

      – Dzień dobry, mogę wejść? – Kaśka uśmiechnęła się.

      – Oczywiście, proszę do kuchni. Muszę dać dzieciom

Скачать книгу