Скачать книгу

atmosfera premiery… Panowie emablują panie. Jeszcze po południu przed krakowskim teatrem ciągnęły trzydziestki piątki, o zmierzchu, zaledwie dziesięć minut drogi stąd, zatrzymano mnie bagnetem w bramie zamku, musiałem nawet wykrztusić z siebie hasło. Moja droga do teatru prowadziła między armatami, zasiekami, ogniskami obozowymi, przed kilkoma dniami grzmiał tutaj stalowy chór krakowskiej twierdzy – a teraz teatr, ba – opera! Nawet premiera. Stoję wśród ludzi ubranych we fraki, sam w wojłokowych butach, płóciennej koszuli, ze wzruszonym sercem, jak bojaźliwy chłop. Wypełnia mnie zazdrość i niezrozumiała gorycz: jakże oni mogą się teraz bawić w teatr? Ale skłamie ten, kto powie, że widział ciekawszą premierę. Dziwni są ci ludzie. Przestano walić do nich z armat i już biegną do teatru. –

      Jestem śmiertelnie zmęczony. Przez cały dzień byliśmy w Rosji. Widziałem groby pod śniegiem. Widziałem krew w lesie. Zburzone domy, chorych huzarów, pod drzewami śmiecie wojny, które teraz pokrywają pół świata: puste puszki po konserwach, mnóstwo pokrwawionych szmat, bieliznę… I znowu mogiły pod śniegiem… A kim jest autor? Autorem jest Bolesław Walewski.

      Opera w jednym akcie. Robi się ciemno. Pan Walewski sam dyryguje swoim dziełem. Źle stanął za pulpitem dyrygenckim, bo lampa znalazła się przy jego lewym biodrze tak, że gdy dyryguje, jego olbrzymi cień zakrywa prawe loże wielkiego teatru. Sprawia to wrażenie, jakby dwudziestometrowy cień dyrygował całą widownią. Jego batuta jest wielka niczym dyszel, a głowa ma wymiar dwu lóż. Śpiewają po polsku. Postanowiłem od razu zasnąć. Obejrzę tylko dekoracje. Kurtyna podnosi się, na pierwszym planie skały, za nimi śniegiem pokryta polska równina, ta sama, którą widziałem dzisiaj w południe. Sprawia to wrażenie, jakby tył teatru został zburzony, a my mamy widok na Słomniki. Księżyc oświetla zaśnieżony pejzaż. Ale gdzie cienkie krzyżyki, wystające spod miękkiego falującego śniegu? I gdzie tamten stary, chory huzar z pospolitego ruszenia? Spotkałem go przy carskim słupie granicznym, wracali doMarosvásárhely, on i jego koń, obaj chorzy. Co mnie obchodzi, że pan Walewski przeskakuje nagle z C-dur na Cis-dur. Pan Walewski jest odważnym człowiekiem. Należy patrzeć tylko na tylną dekorację, z przymrużonymi powiekami… na białą równinę rosyjską…

      Jeśli o mnie chodzi, pan Walewski może przejść z C-dur, gdzie mu się żywnie podoba. Cichutko daje znać bileterce, żeby podała program – chcę wiedzieć, po co tutaj ta rosyjska równina. Siedzący przede mną jegomość odwraca się podaje mi program i pyta: „Pan jest korespondentem wojennym?”

      „Tak” – szepczę. Przypominam sobie, że mam na rękawie żółto-czarno-żółtą opaskę ze srebrnymi literami. Ten pan jest profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wykłada historię. „Proszę pana, skąd tutaj ta równina?” „Przez tę równinę wędruje Pan Twardowski, słynny czarnoksiężnik polski i waha się czy, ma wybrać rozkosze życia, czy chwałę. Tamta naga kobieta z palmową gałązką – to chwała. To jest młody polski kompozytor. Dziś mamy wielki dzień.”Tak?” „Tak”. Zdaje się, że Pan Twardowski, słynny czarnoksiężnik polski, wybierze jednak życie, a nie chwałę, bo odpycha nagą kobietę z palmą. Jegomość przede mną znów się odwraca. „Pan jest Węgrem?” Jestem zaskoczony. „Skąd pan wie?” „Przed chwilą rozmawiał pan po niemiecku z tym kapitanem, a pański akcent…” „Tak.” „Proszę napisać, że Polacy to najbardziej nieszczęsny naród na świecie. Cała wojna toczy się w naszym kraju. Spośród 4 milionów 130 tysięcy żołnierzy walczących pod komendą niemiecką, 340 tysięcy to Polacy. Żyje nas tu cztery i pół miliona Polaków, z czego 400 tysięcy stanowią żołnierze. Panie to potworne, w Rosji mieszka 12 milionów Polaków, w tym 800 tysięcy poborowych i stają oni naprzeciw 740 tysiącom Polaków „niemieckich i austro-węgierskich”.

      Pan Twardowski, słynny czarnoksiężnik polski, chyba jednak zdecyduje się na chwałę, bo głaszcze nagą kobietę z palmą. Nadchodzą jego rodzice i błagają by wybrał życie. Nie!

      „Proszę pana” – mówi szeptem pan profesor – „proszę napisać, że Kraków jest sercem kultury polskiej, tu znajdują się uniwersytety, tu odbywają się premiery polskich autorów…” „A Warszawa?” „Warszawa to polski Paryż… Kraków to polska Getynga. Warszawa to życie, bogactwo, światło, zabawa, handel… Kraków to polska nauka, literatura, muzyka, polityka patriotyczna, malarstwo, historia, badania naukowe. Proszę napisać, jaki nieszczęśliwy jest naród polski… Warszawa będzie musiała płacić cierpieniem za wyzwolenie z niewoli rosyjskiej. Będzie burzona… Czy zna pan węgierskiego profesora o nazwisku Diveky?” „Nie”. Dookoła dyskretne psykanie, żebyśmy przestali rozmawiać. Pan Walewski rozpętuje burzę w orkiestrze, która huczy i piszczy. Pan Twardowski, słynny czarnoksiężnik polski wybrał chwałę. Burza oklasków. Kurtyna opada. „Autor! Autor!” Drobny mężczyzna we fraku kłania się, jest blady i szczęśliwy. Demonstracyjnie ściska rękę Pana Twardowskiego, czarnoksiężnika, pokazując, że to jego zasługa. Oklaski i okrzyki. Sukces. Teraz już nie boli, że bawią się w teatr. Jest to polska sprawa, aż do szpiku kości. Krzyczą i biją brawo przeciwko Moskalom. Za polskość. Piękna chwila… Chciałbym otworzyć dach teatru, niczym wieko pudła, żeby te gorące, dzikie okrzyki triumfu rozeszły się pośród ciemnej nocy, docierając do Rosji. Pan profesor uśmiecha się z zadowoleniem. Naprawdę piękny wieczór. Jestem ogromnie poruszony. Uświadamiam sobie, że jestem w teatrze nad Wisłą. Jak wielkie znaczenie ma tutaj słowo Wisła.

3

      Wisła oznacza wojnę rosyjską. Wisła jest rzeką wojny. Do niej wpadają wszystkie rzeki wojny, do niej niesie krew Dunajec, Białka, Nida, tak często wymieniana Nida… Ku niej śpieszy San, Pilica, Bzura… Ile krwi płynie Wisłą! Niedawno utonął w niej cały syberyjski korpus. Niemcy zepchnęli do niej 20 tysięcy ludzi. 20 tysięcy trupów płynie rzeką, a my siedzimy w teatrze nad jej brzegiem i bijemy brawo. Autor! Autor!

      Pan Walewski kłania się ze szczęśliwym, scenicznym uśmiechem na bladej twarzy. „Niech żyje Polska!” – krzyczy profesor. „Proszę pana” – zwraca się nagle do mnie – „proszę spojrzeć na kurtynę, namalował ją znany malarz polski, Henryk Siemiradzki. Nawet się podpisał”. „Tak, widzę.”

      Tytuł drugiej opery: Królewicz Jaszczur. Po węgiersku byłoby to: Żabi Królewicz.

      Jest rzeczywiście piękna. Wykorzystano w niej pieśni ludowe, polskie pieśni ludowe, z których czerpał i Chopin. Cudzoziemiec może rozpoznać jego muzykę w wielu miejscach. Dziewczyna, która przyszła po wodę do studni, odczarowuje Żabiego Królewicza miłością, pocałunkiem. Uczucie dziewczyny przemienia go w pięknego rycerza. Potem jednak bohater wraca do studni, popełnili jakiś błąd i niestety królewicz znowu staje się żabą. Fascynująca muzyka. Ten, kto ją skomponował jest prawdziwym mistrzem. Trzy krótkie akty. Autor: Bolesław Raczyński.

      W chwili, gdy odczarowany poprzednio Jaszczur o wielkiej zielonej głowie rusza ku urodziwej polskiej dziewczynie, a skrzypce przy akompaniamencie wiolonczeli rozbrzmiewają przepiękną, smutną muzyką, siedzący przede mną profesor znów się odzywa: „Rosjanie też chcieli zorganizować legiony polskie, gdy zobaczyli sukces naszych. Pewien typ o nazwisku Gorczyński usiłował we Lwowie stworzyć polskie legiony przeciwko armii austro-węgierskiej”. „A

Скачать книгу