Скачать книгу

Przez chwilę mieliśmy nawet pomysł, żeby stworzyć wspólne crew, ale ostatecznie do tego nie doszło. Do dziś jednak bardzo lubię stylówkę Grześka – jest i agresywna, i wildstyle’owa.

      JB: Znajomości zawiązane na płaszczyźnie graffiti zapewne przeniosły się również na inne płaszczyzny.

      Oczywiście, z wieloma tymi ludźmi do dziś jesteśmy dobrymi kumplami. Oprócz tego, że – w wyniku chęci ekspresji, pokazania skillsów, rywalizacji – psikaliśmy sobie sprayami, graffiti uczyło nas też życia z ludźmi, tworzenia środowiska. Różne numery odchodziły, kombinacje. Intensywny czas spędzany na nauce. Nauce ulicznej, ale nauce. Nasze charaktery kształtowały się w szkole i na ulicy, bo spędzaliśmy czas – a przynajmniej ja spędzałem – poza domem. Dziś lubię sobie posiedzieć w domu, ale wtedy z kolegami cały czas szukaliśmy, co, jak i za co zrobić. I jak najszybciej. Mnie ciągnie do ludzi, muszę wymieniać z nimi poglądy, czegoś się od nich dowiedzieć, coś zaproponować…

      JB: Pamiętasz pierwszą swoją pracę, z której byłeś zadowolony?

      Ja nigdy nie byłem zadowolony z niczego – co sprawia zresztą, że wciąż mam misję, by działać. Z drugiej strony nie było też tak, żebym spojrzał na ścianę czy panel i stwierdził: „Chujowe, nie będę już malował”. W tym, co robię, zawsze widziałem potencjał. Namalowałem sporo obrazków, o których mogę powiedzieć, że są spoko. I to już jest dla mnie dużo. W ogóle za każdą pracę przyznaję sobie ocenę; taką mam akcję. Tutaj czwórka, tam trójka. Czasem się zdarzy piątka z minusem. Przeważnie graffiti robi się spontanicznie i to jest w nim fajne, bo wychodzą niespodziewane rzeczy. W malowaniu daję sobie swobodę, bo to jednak jest graffiti, a nie ploter. Nie musi być idealnie od linijki. Mam świadomość, że moje kreski nie są pierwszej jakości, bo trzęsą mi się ręce, ale odkąd nie piję, trochę to opanowałem i dochodzę do fajnego flow – też dzięki temu, że po prostu maluję częściej niż kilka lat temu.

      JB: To ciekawe, co mówisz o ocenach, bo podejrzewam, że praca, którą oceniasz na trójkę, przez odbiorców jest oceniana na pięć.

      Niekoniecznie. Osoby, z których zdaniem się liczę, są równie oziębłe w ocenach. Poza tym to nie chodzi o to, czy innym się podoba, czy nie, tylko czy ja widzę, czy popełniłem po raz kolejny ten sam błąd – a to jest zło najgorsze. Przez moje ADHD i roztrzepanie czasami mi się to zdarza, więc wtedy obniżam sobie ocenę. To mi nieco psuje zabawę, ale – ogólnie rzecz biorąc – malowanie jest dla mnie jak medytacja. Myślenie o kolorach, kształtach – to mnie uspokaja. Czuję się wtedy znowu jak dwudziestolatek. A czy podkład jest, a czy gładki, czy szkic mi dobrze pójdzie, czy przypadkiem nie za nisko narysowałem tę literkę… Może to infantylizmy, ale każdy ma swoje. Ktoś się cieszy, że mu rybka na haczyk wpadła, a ja lubię litery i to, co sobą reprezentują. Nadal mam z tego radochę.

      JB: Ten sam błąd popełniony po raz kolejny nieco psuje zabawę, ale pewnie nawet jak zrobisz trójkową pracę, nie zabija ci to całej przyjemności z malowania, bo – OK, może dziś nie poszło tak, jak byś chciał, ale i tak spotkałeś się z ziomalami, zrobiliście wspólną ściankę i jest fajnie.

      Dokładnie tak, jak mówisz! Mam wielką satysfakcję z samego malowania w dobrym towarzystwie i fajnej atmosferze. Jestem zadowolony z wykonywania wyznaczonej misji. Co z tego wyjdzie, też jest bardzo ważne, ale nie najważniejsze. Robiąc ścianę, relaksuję się i nie myślę prawie o niczym więcej poza tym, co chcę wykonać. To taka zabawa dla dzieci. Przyjemność, która ma dla mnie wręcz terapeutyczne znaczenie. A jak jeszcze zrobię jakościowy obrazek, to endorfinki latają w głowie tam i nazad.

      JB: Wspomniałeś, że od jakiegoś czasu znów aktywnie malujesz. Przez długi okres – po intensywnych końcówce lat dziewięćdziesiątych i początku dwutysięcznych – miałeś przerwę.

      Nie było tak, że pewnego dnia sobie postanowiłem, że przestaję malować. To wyszło naturalnie z różnych przyczyn. A to jakieś sprawy za malowanie, a to się szczęśliwie zakochałem, a to lenistwo… Przystopowałem pewnie w okolicach 2001–2002 roku, kiedy też na scenie mało się działo. Moi koledzy zwolnili tempo i nikt nie wyciągał nikogo na akcje. Wcześniej to zawsze ja byłem motorem napędowym. Jak ja nie powiedziałem: „Chodź!”, to nikt nie powiedział. Z czasem mój entuzjazm zaczął wygasać, ale w ogóle nie odczuwałem braku graffiti, bo piłem dużo piwa, paliłem w chuj zioła, czułem się świetnie i cały czas pisałem, rapowałem. Robiłem może trzy–cztery prace do roku i mi wystarczało. Tagować – tagowałem, ale nie rozwijałem warsztatu literniczego nad kartką. Bardziej pracowałem nad doskonaleniem warsztatu rapowego. Tak czy inaczej, historia wciąż się dzieje, nieustannie propaguję graffiti i jestem writerem pełnoetatowym, choć już nie takim jak kiedyś. Kiedyś bez flamastra to się z domu nie wychodziło.

      JB: Przytoczmy jakieś anegdoty z akcji z tamtych czasów.

      Każde wyjście to była euforia, ale i strach, że cię złapią – bo lubiłem robić przeważnie tam, gdzie nie można. Żeby było widoczne. Adrenalina, niepewność – to było podniecające. Balansowanie na cienkiej, hazardowej linii bardzo ludzi pociąga. Jestem eks-hazardzistą, więc tym bardziej byłem na to podatny. Żyłka została, ale na szczęście już nie gram na pieniądze. Tak więc z każdą akcją było związane trochę niepokoju, ale później, jak było się zadowolonym chociaż na trójkę, wracało się do domu z laurem zwycięzcy. Fajne czasy writerskich łowów. Jakkolwiek by nie patrzeć, trochę żeśmy wywrócili miasto do góry nogami. Nikt sobie farby i zdrowia nie żałował.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

/9j/4AAQSkZJRgABAAAAAQABAAD//gBBSlBFRyBFbmNvZGVyIENvcHlyaWdodCAxOTk4LCBKYW1lcyBSLiBXZWVrcyBhbmQgQmlvRWxlY3Ryb01lY2gu/9sAhAACAQEBAQECAQEBAgICAgIEAwICAgIFBAQDBAYFBgYGBQYGBgcJCAYHCQcGBggLCAkKCgoKCgYICwwLCgwJCgoKAQICAgICAgUDAwUKBwYHCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgoKCgr/wAARCASWAv0DASIAAhEBAxEB/8QBogAAAQUBAQEBAQEAAAAAAAAAAAECAwQFBgcICQoLEAACAQMDAgQDBQUEBAAAAX0BAgMABBEFEiExQQYTUWEHInEUMoGRoQgjQrHBFVLR8CQzYnKCCQoWFxgZGiUmJygpKjQ1Njc4OTpDREVGR0hJSlNUVVZXWFlaY2RlZmdoaWpzdHV2d3h5eoOEhYaHiImKkpOUlZaXmJmaoqOkpaanqKmqsrO0tba3uLm6wsPExcbHyMnK0tPU1dbX2Nna4eLj5OXm5+jp6vHy8/T19vf4+foBAAMBAQEBAQEBAQEAAAAAAAABAgMEBQYHCAkKCxEAAgECBAQDBAcFBAQAAQJ3AAECAxEEBSExBhJBUQdhcRMiMoEIFEKRobHBCSMzUvAVYnLRChYkNOEl8RcYGRomJygpKjU2Nzg5OkNERUZHSElKU1RVVldYWVpjZGVmZ2hpanN0dXZ3eHl6goOEhYaHiImKkpOUlZaXmJmaoqOkpaanqKmqsrO0tba3uLm6wsPExcbHyMnK0tPU1dbX2Nna4uPk5ebn6Onq8vP09fb3+Pn6/9oADAMBAAIRAxEAPwD9/KKKKooKK+dP+CZ/7Z95+3t+y1Y/tE618P08MXN54i1jTDpKX32nH2DULiz6/wDbPNeH/sK/8FnvDv7Z37dvjv8AZDHwnl0PQbBNTn+GvjSX5oPF9vpl/wDYL+ReMf6z9BQB990V8nf8FCP+CjD/ALHWueDvgf8ACb4P6j8SvjN8TpZIfAnw90y6+z+YI+Z7y6ujxb2kfGT9fw8c/wCHp/7cX7LPj7wbZf8ABTf9hfRPBHgrxv4jt9AtfiH8P/HX9sWeh6hPxBHqUePMAOP9YOKAP0Uor4N/at/4KN/tu+Ef28779hf9i/8AYk0T4mX+lfDaz8X6rqGt/Em30TyIJ7yS37j1Fdh8FP2rf+CnN1/wlmvftc/sAeGvhxoGg+Cr7V7DUdJ+KceuyXl/GcpZ+Xb2/HAPNAH2FRXxl8Iv+CvHwMb/AIJe+Ff+CmP7UdxD4A0TxJpcs7afFdfa5vM+0TxR29r3uJDs4r0/9gr49ftLftJfB3/hb37Sv7MUPwlk1a587wx4XuNdN7ff2f8A8s5L7/R4/s9x/wBM6APfqK+Jf+Cjf/BRn9oL9l39pv4Pfsjfsx/sw6T8SPFvxfs9cn0u31fxj/Y8cP8AZlv9o8sP5Z/XtXEeE/8AgrD+158Ff2kPh58Av+CjH/BPuH4X6X8V/EUeg+DvHHh/4nW/iCxOqSfctJ

Скачать книгу