Скачать книгу

zwierzęta pechowca, który by go kupił. A co, gdyby nowy właściciel wściekł się na narowistego byka i sprzedał go do ubojni? – Widziała, że Bill skrzywił się na tę myśl. – Dlatego nie zrobimy tego. Zabierzesz Old Charliego do swoich krówek, będzie miał harem i żadnych rywali, więc przestanie szaleć. Wracaj na ranczo i pogoń chłopaków, żeby jak najszybciej naprawili płot. Ja muszę iść na przyjęcie urządzane na moją cześć – powiedziała bez entuzjazmu. – Organizuje je pani Simpson. Przeczytała Zjawę, moją najnowszą powieść, która trafiła na listę bestsellerów USA Today, i chce przedstawić mnie paru osobom.

      – Też zostałem zaproszony – powiedział trochę speszony Bill. – Przyjdę, gdy już uporamy się z ogrodzeniem, a rano przywiozę przyczepę, żeby zabrać Old Charliego.

      – Świetnie. W takim razie do zobaczenia na przyjęciu.

      – I tak żadna piękna dama ze mną nie zatańczy. Ale przynajmniej napiję się ponczu i schrupię parę kanapek – dodał z uśmiechem.

      – Bill, chętnie z tobą zatańczę – przyjaźnie powiedziała Mina.

      – To bardzo miłe z twojej strony. W przeciwnym razie czeka mnie podpieranie ścian.

      – Mnie też – roześmiała się Mina. – Będziesz jedynym mężczyzną, z którym zatańczę.

      – No to teraz naprawdę połechtałaś moją próżność.

      Bill, jak większość miejscowych, wiedział, przez co przeszła Mina w dzieciństwie, i głęboko jej współczuł, tym bardziej że sam też zaznał w swym życiu cierpienia. Ci, którzy go bliżej znali, życzyli mu, by spotkał kobietę, która doceni jego dobre serce i szlachetny charakter. Można powiedzieć, że uporał się z żałobą po żonie i córce, które zginęły tragicznie, i coraz bardziej doskwierała mu samotność. Pracował i próbował żyć normalnie, był nawet gotów z kimś się związać, ale co jakiś czas dopadała go bolesna przeszłość, a wtedy topił smutki w kieliszku. Gdy miał już dość, barman dzwonił po Minę, a Bill wychodził za nią potulny jak owieczka i pozwalał się odwieźć do domu.

      – Przyjęcie rozpoczyna się o dziewiętnastej – rzuciła, gdy Bill zbierał się do wyjścia. – Jeżeli chłopaki nie wyrobią się do tego czasu z płotem, zostaw ich i przyjdź do domu pani Simpson. Dzisiaj jest zmiana Randy’ego i Kita, można im zaufać.

      – Dobra, jeszcze raz dziękuję. – Włożył kapelusz i zszedł z werandy, podzwaniając ostrogami.

      Kiedy zostały same, Sassy odwróciła się do Miny.

      – No dobra, kurczaczku. A teraz siadaj i bądź grzeczna, a ja zrobię cię na bóstwo. Może poznasz dzisiaj jakiegoś przystojniaka?

      – Żadnych facetów, młodych, starych, brzydkich, pięknych – odparła Mina, siadając na krześle. – Nigdy nie zwiążę się z żadnym mężczyzną. – Skrzyżowała ramiona na piersi, jakby nagle owionęło ją lodowate powietrze.

      – Nie wszyscy są tacy jak ten cholerny kochaś twojej matki – odparła Sassy. – Albo jak ten obleśny typ, który próbował mnie obmacywać, gdy pracowałam w sklepie z paszami.

      – Ale skąd możesz wiedzieć, jak mężczyzna będzie się zachowywać za zamkniętymi drzwiami? – ponuro spytała Mina. – Henry zamykał drzwi i dopiero potem zaczynał mnie tłuc. Zawsze byłam posiniaczona. Do szkoły wkładałam koszule z długim rękawem, długie sukienki i podkolanówki, żeby ukrywać siniaki. Groził, że jeśli komuś powiem, co się dzieje w domu, to mnie zabije.

      – Tak, wiem… – Sassy położyła dłoń na jej ramieniu. – Szkoda, że nie porozmawiałaś z tą panią psycholog. Wiesz, o kim mówię.

      – Niestety nie umiem zwierzać się z intymnych spraw ludziom, których nie znam – z żalem stwierdziła Mina. – Wiem, że czasami to się przydaje, ale po prostu nie potrafię.

      Sassy zamilkła, bo nie wiedziała, co odpowiedzieć. Trudno się rozmawia o niezagojonych ranach. Dlatego skupiła się na upiększaniu przyjaciółki.

      Kiedy skończyła, efekt był oszałamiający. Sassy tylko podmalowała ją delikatnie i rozpuściła włosy, które opadały swobodnie na odsłonięte i lekko opalone ramiona, ale to wystarczyło, by Mina zmieniła się nie do poznania. Wyglądała przepięknie, sprawiała wrażenie kobiety kruchej i delikatnej.

      – Będziesz łamać męskie serca – stwierdziła Sassy.

      – Ale nie z rozmysłem – zastrzegła. – Przyjdziesz na przyjęcie?

      – Tak, z Johnem. Zjedzie się śmietanka towarzyska, ale będą też tacy jak my.

      – Bart przyprowadzi tego swojego kuzyna. – W oczach Miny błysnął gniew. – Nie lubię faceta, straszny z niego pyszałek i arogant, a patrzył na mnie tak, jakby potrafił dojrzeć bieliznę pod ubraniem… – Umilkła gwałtownie. Ostatnie zdanie wypsnęło jej się, zanim ugryzła się w język.

      – To rozpustnik – powiedziała Sassy, potwierdzając podejrzenia przyjaciółki. – Wiem od Johna. Poznali się na zjeździe hodowców bydła, zanim wzięliśmy ślub. Twierdzi, że ten facet zalicza kobiety niczym pracowita pszczółka kolejne kwiatki.

      – Tak właśnie myślałam – przyznała Mina.

      Wieść o tym, w jaki sposób Cort Grier zabawiał się na zjeździe hodowców bydła, niezbyt ją zainteresowała, za to skupiła uwagę na swoim odbiciu w lustrze. Z wyjątkiem piwnych oczu, które spoglądały z typowym dla niej smutkiem, wyglądała całkiem nieźle, prawie jak ładna kobieta. Nie mogła w to uwierzyć. Nigdy się nie malowała, bo bała się, że zostanie to źle zrozumiane przez któregoś z kochanków matki, z których co najmniej jeden próbował nakłonić Antheę, by poszli we trójkę do łóżka. Matka roześmiała się, szyderczo popatrując na córkę, a Mina uciekła do lasu. Wróciła do domu dopiero wtedy, gdy lubieżny kochaś wyjechał. Było to jedno z szeregu wspomnień, które nie dawały jej spokoju.

      – Bart, jak go znam, dopilnuje, żeby kłopotliwy kuzyn nie dał plamy – stwierdziła Sassy.

      – Naprawdę muszę tam iść? – jęknęła Mina.

      – Tak.

      – No dobra. Już wiem, co czuli skazańcy, gdy na własnych nogach człapali pod gilotynę.

      – Głowa do góry, nie będzie tak strasznie! – Sassy roześmiała się. – Kto wie, może nawet ci się spodoba?

      – Aha, a przy okazji przemienię się w motylka i zacznę fruwać.

      – Ależ z ciebie maruda.

      – Prawdę mówiąc, wolałabym zająć się moim nowym koniem. – Mina uśmiechnęła się radośnie. – Jest piękny! Maści palomino o złotożółtym odcieniu, jak piasek na słonecznej plaży, dlatego nazwałam go Sand – mówiła z zapałem. – Jego poprzedni właściciel umarł. Podobno Sand bardzo to przeżywał, ale kiedy zobaczył mnie na aukcji, to podszedł do ogrodzenia i pochylił łeb. A ja już wiedziałam, że jest mój. Nie stać mnie było na nowego konia, ale Rogan sprezentował mi go na urodziny.

      – Twój kuzyn to jeden z najbardziej seksownych mężczyzn, jakich widziałam – powiedziała Sassy. – A zarazem zieje nienawiścią do kobiet. Masz szczęście, że jesteście spokrewnieni, bo wobec kobiet z rodziny stosuje taryfę ulgową.

      – Ale mojej matki nienawidził. Jego matka też jej nienawidziła, choć były siostrami, i zerwały ze sobą wszelkie stosunki. Ciotka Sally wiele lat temu umarła na raka, wujek Fred zmarł rok później, gdy kopnął go ranny koń, którego próbował opatrzyć. Z bliskiej rodziny tylko ja zostałam Roganowi.

      – U mnie jest tak samo. Tylko ja, mama, no i Selene.

      –

Скачать книгу