Скачать книгу

matka sprowadzała do domu…

      Cort uspokoił się, dopiero gdy dotarło do niego, jak bardzo ją przeraził. Nigdy dotąd nie widział, by jakaś kobieta reagowała w taki sposób. Zachodził w głowę, co to za jedna. Nadal jej nie rozpoznawał, gdy stała przed nim z pochyloną głową i ramionami skrzyżowanymi na piersi. Nie miał pojęcia, kim jest i skąd wzięła się na ranczu kuzyna.

      – Już dobrze – powiedział, a w jego głosie pojawiła się miękkość, której Mina jeszcze nigdy u niego nie słyszała. Nieco zbliżył się do niej i dodał łagodnie: – Nigdy nie uderzyłem i nie uderzę żadnej kobiety.

      Odetchnęła głęboko i opuściła ramiona. Niby coś się zmieniało, ale ten mężczyzna nadal budził w niej lęk, a ona nie potrafiła tego ukryć.

      – Nie ma się czego obawiać – powiedział cicho.

      Dopiero wtedy uniosła głowę i spojrzała na niego spod ronda kapelusza. Nadal była blada jak ściana, a z dużych piwnych oczu wyzierał strach.

      Cort zmarszczył brwi, gdy uświadomił sobie, z kim ma do czynienia. Przecież to przyjaciółka Barta, kobieta z miasta, która nadepnęła mu na stopę. Ta sama, która zjawiła się na wczorajszej imprezie ubrana w kieckę z lumpeksu. Teraz miała na sobie buty do konnej jazdy i najwyraźniej wybrała się na przejażdżkę. Wszystko wskazywało na to, że ten piękny koń maści palomino należy do niej.

      – Jesteś przyjaciółką Barta – powiedział, nie podchodząc do niej zbyt blisko.

      Nadal sprawiała wrażenie, jakby panicznie się go bała. Skinęła powoli głową. Właśnie okazała słabość swojemu największemu wrogowi. Czuła się zawstydzona i zażenowana.

      Przyglądał się jej w milczeniu, w jednej ręce trzymając wodze.

      – Co ty tu robisz? – spytał wreszcie.

      Gardło miała tak ściśnięte, że nie od razu zdołała coś powiedzieć, ale wreszcie wydusiła z siebie:

      – Zobaczyłam cielaka leżącego w śniegu i chciałam sprawdzić, czy nie jest pogryziony. Po okolicy snują się watahy wilków i jeśli nie upolują nic innego, czasami napadają na nasze bydło.

      – Cielak oddzielił się od matki, gdy stado się rozproszyło – wyjaśnił.

      Mina popatrzyła mu śmielej w oczy. Nadal była blada, ale z wolna wracał jej animusz.

      – Dobrze wiedzieć.

      Cort zrobił krok w jej stronę. Nie odsunęła się, ale popatrywała nerwowo, a z wysypującymi się spod kowbojskiego kapelusza długimi, kasztanowymi włosami, w których pobłyskiwały jaśniejsze pasemka, wyglądała na kruchą i bezbronną. Cort zauważył, że kapelusz jest wysłużony, tak samo zresztą jak brudne i znoszone buty.

      – Znasz się na bydle – zauważył po chwili.

      – Sąsiednie ranczo należy do mnie – odparła. – Tak jak Bart hoduję byki czystej krwi i razem organizujemy aukcję. Jechałam do niego omówić tę sprawę.

      Cort nadal był zszokowany jej dziwną reakcją na jego krzyki. Czuł się winny. Przydarzyło się jej coś bardzo złego, i nie chodzi tylko o to, że boi się podniesionego głosu. Była pewna, że po krzykach nastąpią rękoczyny.

      – Nie widziałaś krowy, która na ciebie szarżowała – powiedział spokojnie. – Bałem się, że nie zdążę zajechać jej drogi, i poniosło mnie. Przepraszam.

      Nie spodziewała się przeprosin z ust tego faceta. Już nie była tak spięta.

      – To prawda, nie widziałam jej, choć powinnam się domyślić, że cielę odłączyło się od matki, i rozejrzeć się wokół. Ale założyłam, że jest ranne.

      Uśmiechnął się do niej. Był to szczery uśmiech, a nie ten sarkastyczny grymas, którym poczęstował ją podczas pierwszego spotkania.

      – A zatem nie tylko robisz na drutach, ale też hodujesz bydło.

      – Tak, i noszę ciuchy z lumpeksu. – Rzuciła mu gniewne spojrzenie. – Nie lubię się stroić.

      – W sumie ja też. – Cort wzruszył ramionami. – Swobodniej się czuję z bydłem niż z ludźmi.

      – Mam tak samo – przyznała z nikłym uśmiechem. – Ogólnie rzecz biorąc, bydło jest milsze od ludzi.

      – Aha, czyli subtelna aluzja do mojej skromnej osoby – podsumował rozbawiony Cort.

      – Nie – zaprzeczyła speszona. – Myślałam o… o innych ludziach.

      Cort uniósł delikatnie rondo jej kapelusza, by widzieć całą jej twarz.

      – Kiedyś ktoś wyzywał cię i bił – stwierdził bez ogródek, a gdy wzdrygnęła się i nerwowo przygryzła dolną wargę, dodał cicho: – To był mężczyzna.

      – Stare dzieje. – Odsunęła się od niego. – Muszę pogadać z Bartem.

      Cort miał ochotę pociągnąć wątek przemocy, bo coś w tej kobiecie nie dawało mu spokoju, ale powiedział tylko:

      – Dobra.

      Mina podeszła do Sanda, chwyciła wodze, pogłaskała zwierzę po karku i z taką łatwością wskoczyła na siodło, że Cort z aprobatą kiwnął głową, a potem powiedział:

      – Piękny koń.

      – I bardzo kochany – odparła z uśmiechem. – Kiedy go dostałam, cierpiał po śmierci poprzedniego właściciela. Wyparzyłam go na targu zwierząt, a on, gdy tylko mnie zobaczył, podbiegł do ogrodzenia i pochylił przede mną głowę. Było oczywiste, że jesteśmy sobie pisani, więc mój kuzyn kupił mi go na urodziny.

      – Kuzyn?

      – Rogan Michaels. Hoduje bydło w Australii do spółki z Jakiem McGuire’em. Jake ma również ranczo niedaleko Catelow. – Uśmiechnęła się. – W porównaniu z ich posiadłościami moje i Barta rancza wyglądają jak ogródki działkowe.

      Cort znał Rogana Michaelsa. Łączyły ich wspólne interesy, bo obaj posiadali udziały w firmie zajmującej się wydobyciem ropy naftowej w Oklahomie.

      – Rogan jest w okolicy?

      – Nie. Nigdy nie potrafi dłużej usiedzieć na miejscu, a ponieważ nienawidzi śniegu, więc wrócił do Australii. Wraz z Jakiem McGuire’em ma tam ranczo, które graniczy z pustynią, a to dla piecucha prawdziwy raj.

      – A ja lubię zimę – wyznał Cort, wodząc wzrokiem po pobielonych pastwiskach. – Tam, skąd pochodzę, przez większość roku okolica wygląda jak pustynia. Czasami trochę pokropi z nieba, a nawet poprószy, ale nigdy za dużo.

      – Pracujesz tam na ranczu?

      – Tak… Opiekuję się bydłem czystej krwi rasy santa gertrudis na ranczu w zachodnim Teksasie.

      – Bart ma jeszcze jednego kuzyna, który jest szeryfem w naszym hrabstwie.

      – Pewnie chodzi ci o Cody’ego Banksa.

      – Mój pradziadek był zastępcą szeryfa federalnego – powiedziała Mina. – Kiedy byłam mała, ojciec pracował jako policjant w Catelow.

      Cort zauważył, że spochmurniała, dlatego spytał:

      – Żyje?

      – Kto go tam wie… – odparła jakby nieobecnym tonem. – Kiedy widziałam go ostatni raz, miałam dziewięć lat. Uciekł z inną kobietą. Nawet nie wiem, czy matka zauważyła, że zniknął.

      – Nie przepadasz za matką – zauważył ostrożnie.

      – Umarła w tym samym roku, w którym skończyłam liceum.

Скачать книгу