ТОП просматриваемых книг сайта:
Godzina zagubionych słów. Natasza Socha
Читать онлайн.Название Godzina zagubionych słów
Год выпуска 0
isbn 9788308071953
Автор произведения Natasza Socha
Издательство PDW
– Nie wiem, co powiedzieć. Jest mi okropnie przykro… W jaki sposób ją straciłeś?
– Katastrofa kolejowa. Zginęło osiem osób, a wśród nich była Joanna. I wiesz co? Kiedy już to wszystko do mnie dotarło, kiedy uświadomiłem sobie, że więcej jej nie zobaczę, poczułem gniew. Byłem wściekły, że nigdy nie zadzwoniła, chociaż wysyłałem jej kartki na święta. Że urwała ten kontakt bardziej nawet, niżbym sobie tego życzył. I że w jakimś sensie zostawiła mnie samego. Chociaż mieszkała w Danii, to jednak była moją starszą siostrą, rodziną. I nagle tak po prostu zniknęła. A teraz… – urwał na moment.
– Co teraz?
– Opowiem ci później. Teraz to ty musisz przeżyć swój gniew. A potem zaprzeczenie, smutek i powolną akceptację. Aż w końcu przyjdziesz do mnie znowu uśmiechnięta. Ale to potrwa, a ja będę czekał.
Marcin mówił dokładnie to, co chciała usłyszeć. Jego słowa opisywały świat idealnie, choć nie były tak piękne jak Roberta. Szkoda, że nigdy nie opowiedziała matce o Marcinie. Chociaż nie to było teraz najważniejsze…
– Jak to? JĄ? – spytała Katarzyna. – Mamo, to brzmi bardziej surrealistycznie niż twoja obecność tutaj. I to, że w ogóle rozmawiamy.
– Poznałam ją w bibliotece jakieś dwa miesiące temu. Nie wiem, czy woli kobiety, czy mężczyzn, przynajmniej w sensie seksualnym. Nie doszłyśmy do tego etapu, chociaż mogę z całą stanowczością powiedzieć, że się w niej zakochałam.
Katarzyna zasłoniła usta dłonią.
– Ale jak?
– Widzisz, w naszym przypadku to rozmowa zadziałała tak jak u ciebie majonez. Krystyna odezwała się do mnie, wysłuchała tego, co miałam do powiedzenia, a potem znowu zaczęła mówić. I od tej chwili nasze rozmowy stały się dla nas siłą napędową wszystkiego. Dzwoniłyśmy do siebie, pisałyśmy, spotykałyśmy się i gadałyśmy do upadłego. Noc tylko nam w tym przeszkadzała, ale musiałyśmy się kiedyś regenerować, w końcu miałyśmy już swoje lata.
– Mamo…
– Poczekaj, dokończę. Krystyna jest ode mnie o siedem lat młodsza i jest wdową. Kocha książki i kocha dyskusje. I – pozwól, że ukradnę twoje porównanie – patrzy na mnie i mnie widzi. A ja widzę siebie w jej oczach. Tak to było, prawda? I to mi wystarczyło.
Katarzyna pokręciła głową z niedowierzaniem. Faktycznie przez ostatnie tygodnie przed śmiercią matka bywała u nich rzadziej niż zwykle. Dopiero teraz to do niej dotarło. Zapomniała przyjść w sobotę. A w niedzielę wpadła zaledwie na godzinkę. Nawet Maurycy był zdumiony.
– Miałam wrażenie, że tęsknił za tobą na swój koci sposób – powiedziała.
Marianna roześmiała się.
– Pewnie i tak było mnie za dużo.
– Naprawdę się w niej zakochałaś? – wyszeptała Katarzyna.
– Tak. Być może platonicznie. Chyba nie było w tym erotyzmu, chociaż sama nie wiem. Po prostu poczułam się szczęśliwa. I miałam motyle w brzuchu, choć dotąd byłam pewna, że to określenie zdarza się tylko w grafomańskich książkach. Ale te motyle faktycznie istnieją. Wnętrzności lewitują, nie masz pojęcia dlaczego, a ty czujesz się po prostu lekka. Miałam taki deficyt bliskości i rozmów, że motyle wykluły się niemal od razu ze swoich przyczajonych kokonów. Zastanawiałam się nawet, czy nie porzucić twojego ojca i nie przeprowadzić się do Krystyny.
– Zaproponowała ci to?
– Wyobraź sobie, że tak. Ona też poczuła do mnie słabość. Wyznała mi to podczas wspólnego pieczenia rolady truskawkowej.
– Mamo, jestem chyba wstrząśnięta.
– Absolutnie cię rozumiem. I jestem zła na siebie, że nie poznałaś Krystyny. Że się nie odważyłam. Nawet jeśli byłoby to dla ciebie absurdalnym podsumowaniem mojej starości.
– Nie jesteś stara.
– No dobrze, to mojej dojrzałości późnych czereśni. Tych sierpniowych. Staccato, bodajże, jeśli pamiętam.
– Nie żal ci, że to się nie udało?
– Bardzo. Ale tutaj stopień odczuwania żalu jest nieco inny. Chyba chodzi głównie o akceptację. Pogodzenie się. Nie wiem jeszcze wszystkiego, jestem tu nowa.
– Tak bardzo chciałabym, żebyś poznała Marcina – powiedziała cicho.
Marianna spojrzała na nią i uśmiechnęła się delikatnie.
– Chciałam go poznać – odpowiedziała.
– Ale patrzyłaś na mnie z wyrzutem. Jakbyś nieustająco mi groziła i przypominała, że popełniam błąd.
– Bo w jakimś sensie naruszałaś moją stabilizację – przyznała po chwili Marianna.
– Twoją?
– Tak. Przyzwyczaiłam się do ciebie i Roberta. Do was jako małżeństwa. Do waszego mieszkania, do częstych wizyt u was. Chciałam nawet już być babcią i mieć jeszcze jeden pretekst do odwiedzin. Twój ojciec w ciągu ostatnich dwóch lat zamilkł na dobre. Właściwie wydawał tylko dźwięki pasujące do zadawanych przeze mnie pytań. Czy jest głodny, czy ma ochotę na naleśniki, czy ma jakieś rzeczy do prania. Te głoski były wszystkim, co mi dawał. Wystraszyłam się, kiedy zrozumiałam, że masz romans. Ale to nie był strach o ciebie, tylko o to, co stanie się ze mną. – Spuściła głowę. – Poczułam coś w rodzaju złości. Było mi przykro, że do mnie nie przyszłaś, nie zapytałaś, nie chciałaś żadnej rady. Fakt, że zdradziłaś Roberta, zabolał mnie tym bardziej, że odebrałam to bardzo osobiście. A ty milczałaś. Nie chciałaś się przyznać, choć z daleka widać było, że myślami jesteś zupełnie gdzie indziej. Twoja twarz zmieniała się z każdym kolejnym dniem. Zupełnie jakby ktoś domalowywał na niej brakujące kawałki szczęścia.
Katarzyna spojrzała na Mariannę zaciekawiona.
– Uważasz, że szczęście jest podzielone na części?
Skinęła głową.
– Szczęście nigdy nie jest kompletne, inaczej trudno byłoby się z niego cieszyć. Jeśli masz wszystko, niczego ci nie brakuje. Dlatego nie możesz poczuć szczęścia, kiedy coś dostajesz, bo przecież już to masz.
– Trochę się pogubiłam.
Marianna odsunęła z czoła opadający kosmyk i otuliła się miękkim szalem, który do tej pory wisiał na oparciu ławki.
– Ten mężczyzna najwyraźniej dokładnie wie, gdzie znajdują się twoje kawałki szczęścia. Umie je znaleźć i wręczać ci jak poszczególne kwiaty z bukietu. Wiem, o czym mówię. Choć od niedawna.
– Myślisz, że Robert coś zauważył?
Marianna pokręciła głową.
– Nie mógł. Robert jest narcyzem. Tylko to, co on robi, jest warte uwagi. A doskonałość nie bierze pod uwagę odrzucenia, bo ono nie mieści się w jej poczuciu własnej wartości.
– Mamo…
– Tak?
– Wiesz, że pewnie nigdy nie zostałabyś babcią?
Marianna spojrzała pytająco