Скачать книгу

to puścić, a poza tym wrzuciliśmy to jako redakcja, a nie jako my, więc nie może się czepiać, że mieszamy się do jej tematu.

      – Ale to, co znalazła, jest rzeczywiście niezłe – przyznał uczciwie Piotr. – I naprawdę w tym momencie wydaje się, że to głupi żart kogoś, kto się podszył pod tę sprawę.

      – Tyle, że zawaliło się rusztowanie. Jak na razie prokuratura i nadzór budowlany milczą. Prokuratura zasłania się dobrem śledztwa oczywiście.

      – Więc coś tam jest na rzeczy, ale nikt oprócz nas nie połączył tych wydarzeń – rzekł Piotr gderliwie. – Specjalnie sprawdziłem dzisiaj rano wszystkie gazety, portale i fanpejdże na Fejsie. Jedynie „Wyborcza” coś tam tylko napomknęła.

      Paulina otworzyła przeglądarkę i po chwili ponownie wpatrywała się w artykuł na temat kulis sprawy, która jakiś czas temu wzburzyła mieszkańców jednego z miast na południu Polski.

      W sąsiedztwie niewielkiego ustronnego osiedla domów jednorodzinnych, urokliwie usytuowanego na obrzeżu łąk i pobliskiego lasu, deweloper z sąsiedniego miasta rozpoczął budowę osiedla. Najpierw powstał jeden blok, a zaraz po nim następny. Niebawem rozpoczęto wycinanie starych drzew, a w ich miejsce zaczęły wyrastać kolejne budynki. Wkrótce po porośniętych mleczem i makiem łąkach nie było śladu, a las w sąsiedztwie, w miarę budowy nowych bloków, zaczął powoli znikać.

      Wszystko zaczęło się od tego, że ktoś nocą podpalił stojące na placu budowy maszyny, spychacz i koparkę. Zostawił list z enigmatycznym poleceniem „Odejdźcie stąd. To pierwsze i ostatnie ostrzeżenie”.

      Policja i prokuratura bez specjalnego przekonania wszczęły śledztwo, a roboty budowlane zaraz potem ruszyły ponownie.

      Minęło kilka tygodni i którejś nocy jeden z nowych nieukończonych jeszcze bloków wyleciał w powietrze.

      Tym razem momentalnie powstało ogromne zamieszanie. Śledztwo, początkowo prowadzone w kierunku katastrofy budowlanej, wykazało, że powodem zawalenia się domu był wybuch butli z gazem. To jeszcze nie przesądzało oczywiście o tym, że mógł to być zamach, a lokalne media skupiły się na tropieniu nieprawidłowości na budowie.

      Prawdziwa afera wybuchła dopiero w momencie, gdy do mediów trafiła wiadomość przekazana przez tajemniczą organizację Brygada Wschód, która przyznała się do zamachu, a na dowód tego szczegółowo opisała sposób wniesienia na budowę butli z gazem i ich podpalenie. Pod listem podpisała się łączniczka organizacji, która nazwała siebie Pocahontas. Grupa ostrzegała, że to dopiero początek, a jeśli deweloper nie rozbierze wszystkich wzniesionych bloków, zostaną wysadzone następne.

      „Nie wiecie jak, nie wiecie kiedy, ale pamiętajcie – każdy budynek, który powstanie wbrew zakazowi, wyleci w powietrze. Na tej ziemi nie ma więcej miejsca dla betonowej dżungli!”

      Wiadomość kończył pełen patosu manifest.

      „Zarówno deweloperzy, jak i międzynarodowe korporacje niszczą przyrodę i żerują na słabszych i biedniejszych. Jedyną wartością, jaką wielbią, jest pieniądz. Dla niego nie cofną się przed niczym! Są wiecznie nienasyceni. Człowiek już zajmuje zbyt wiele miejsca na tej ziemi, lecz oni chcą zagrabić więcej. Przestaną dopiero, gdy wytną ostatnie drzewo i wypędzą ostatnie zwierzęta z ich naturalnego domu. Nadszedł czas konsekwencji. Bywa, że musimy się uciec do pirackich metod, ale wtedy piractwo działa w dobrej sprawie. To są nasze dojrzałe decyzje. A nawet mały człowiek w dobrej sprawie jest zdolny do największych czynów…”

      Paulina oderwała wzrok od ekranu i spojrzała w okno. Bulwary, rozciągające się u stóp biurowca, zalane były słońcem. W tle srebrnymi błyskami mieniła się Odra.

      Za tydzień wakacje, po co się w ogóle mieszać do tej sprawy? Nie lepiej trzymać się od tego z daleka? Niech sobie Ulka pisze, co chce.

      Paulina pomyślała, że niestety, dała się już porwać fantazjom Piotrusia i tkwią w tym teraz oboje. Jeśli nikt nie potwierdzi ich teorii na temat powiązań katastrofy w porcie z katedrą, Przeworska łby im pourywa. I tyle będą z tego mieli.

      – A czytałaś, co Ulka tutaj wypichciła? – Piotr wychylił się zza swojego monitora. – Popłynęła totalnie na temat ekoterroryzmu. Napisała, że Frakcja Czerwonej Armii[3] też na początku była niegroźną organizacją lewicową, walczącą z niesprawiedliwością społeczną, a skończyło się na międzynarodowym terroryzmie i wysadzaniu w powietrze budynków rządowych i konsulatów.

      – Trzeba jej przyznać, że zrobiła jednak dobry research dotyczący deweloperów – oceniła Paulina niechętnie. – Tylko po co ktoś miałby cytować słowo w słowo tekst zamachowców z Brygady Wschód?

      – Zamachowców to trochę za dużo powiedziane. Okazało się, że to jeden biedny student, który nie mógł się pogodzić z dewastowaniem krajobrazu i przyrody. Złapali go, dostał już wyrok, czytałem o tym niedawno, ale w ogóle nie skojarzyłem sprawy.

      – Ale z tego artykułu płynie jeden ciekawy wniosek. – Paulina spojrzała na Piotra z namysłem.

      – Jaki?

      – Że na każdą budowę naprawdę można się dość łatwo włamać.

      – No oczywiście – przyznał Piotr. – Skoro weszli do katedry w nocy, to co dopiero mówić o rusztowaniach, które w ogóle stoją luzem przy moście. Każdy mógł tam wleźć i zawiesić gdzieś torbę z ładunkiem wybuchowym.

      – Jeszcze nie ma żadnych informacji na temat przyczyn, nie wiemy, czy mamy rację. Napisaliśmy o tym jako jedyni.

      Oszklone drzwi do aneksu naczelnej otworzyły się i stanęła w nich Przeworska.

      – Pani Paulino, panie Piotrze, proszę do mnie! – jej głos w ciszy, która momentalnie zapadła w całej sali, zabrzmiał głośno i wyraźnie, niczym na scenie.

      Igor stał na fragmencie odsłoniętej ceglanej ściany i wpatrywał się w rumowisko po dawnym spichlerzu. Korona zachowanych murów fundamentów znajdowała się jakieś pół metra poniżej gruntu. Kolejne pół metra stanowił pierwotnie zwyczajny gruz, który wypełniał wnętrze zniszczonych piwnic, a poniżej było już betonowe wypełnienie tkwiące pomiędzy renesansowymi ścianami jak plomba w chorym zębie. Ziemia i gruz leżały obecnie na wielkiej hałdzie, tuż obok trzech stalowych kontenerów, w których ulokowane były podręczne magazyny i biuro budowy.

      W kilku miejscach w betonowej skorupie widać było poszarpane wyrwy, efekt pracy kilku robotników wyposażonych w młoty pneumatyczne.

      – No i tak to wygląda – filozoficznie skwitował stojący obok Igora Jarost.

      – Pomiary w rzucie mogę już zrobić, bo widać górę ścian. – Igor machnął laserowym miernikiem w kierunku wykopu. – Tylko głębokości i wszystkich wysokościowych relacji nie zrobię, dopóki nie odsłonicie spodu. Możliwe, że tam na dole to i posadzki się zachowały.

      – A nie lepiej zacząć od pierwszego spichlerza, tego, w którym nie ma betonu? – wtrącił rezolutnie Pawelczyk, wskazując palcem najgłębszą dziurę od strony wznoszącego się za ogrodzeniem biurowca Lastadia.

      – Tak, to się rozumie samo przez się – przytaknął Igor. – Rozmawiamy o tych tu. Swoją drogą ciekawe, dlaczego tylko te dwa zalali betonem, a tego pierwszego nie.

      Jarost podrapał się po głowie.

      – Może dlatego, że ten pierwszy miał zachowane stropy nad piwnicami, które jeszcze po wojnie wisiały?

      – Jak kopaliśmy, to już śladu nie było – mruknął Pawelczyk.

      – Może jak Rosjanie ładowali do dwóch pozostałych te swoje śmiecie, to jeszcze były. Dopiero potem, jak już Polacy rozbierali je na cegłę dla Warszawki, to rozebrali i sklepienia?

      – Tak

Скачать книгу