Скачать книгу

ochoty wczołgiwać się pod ziemię.

      – Wiedzą, co robić – odrzekła Świtająca Pręga. – Nie chcieliby, żebyśmy im się plątali pod łapami – dodała, odsuwając się od nory.

      Uczeń popędził za nią.

      – Nawet nie zajrzymy?

      Przecież te tunele biegły pod terytorium Klanu Wiatru. Ich pobratymcy mogli być w tarapatach.

      – Jestem wrzosową sprinterką. Nie wchodzę pod ziemię, jeśli da się tego uniknąć. – Kotka otrząsnęła się, jakby strącała z sierści grudy ziemi. – Któryś z podkopków zaprowadzi cię na dół podczas szkolenia i nauczy podstaw polowania i patrolowania podziemi.

      Wysoka Łapa próbował zignorować ucisk, który poczuł w piersi. Będę w stanie oddychać pod ziemią. Wiem, że będę – zaczął sam siebie przekonywać. Oderwał myśli od korytarzy poniżej i skierował je ku horyzontowi, rozkoszując się wiatrem, który szarpał jego futrem. Uniósł brodę. – Jeśli Ryjówcza Łapa, Żytnia Łapa, Rogata Łapa i Łania Łapa dali radę przetrwać podstawowy trening w podkopach, to i ja będę w stanie.

      Gdy mentorka ruszyła przez skupisko janowca, kocur popędził za nią. Z ulgą powitał pod łapami gładką, dobrze udeptaną przez owce glebę. Nienawykłe do marszu łapy paliły go żywym ogniem i każdy skok nad kupką owczych nieczystości sprawiał, że aż się krzywił.

      – Dokąd idziemy teraz?

      – Do obozu. – Świtająca Pręga spojrzała na niego uważnie. – Musisz być wykończony.

      – Nie – skłamał. – Mógłbym zostać na zewnątrz na kilka dni…

      W piersi sprinterki rozległo się mruczenie.

      – Podobało ci się, co zobaczyłeś?

      Pokiwał głową z entuzjazmem.

      – Nawet sobie nie wyobrażałem, jak wielkie jest terytorium Klanu Wiatru.

      – Strzeżemy krańca świata. Inne klany siedzą sobie wygodnie na swoich trzęsawiskach i lasach, karmione przez rzekę i osłonięte dzięki naszemu wrzosowisku. Nigdy nie zaznają prawdziwego smaku wiatru czy woni pierwszego śniegu. Nie znajdzie się kot szybszy czy zwinniejszy od kota z Klanu Wiatru. – Rzuciła okiem na długi, czarny ogon ucznia. – Masz dobrą równowagę. Wkrótce będziesz w stanie przegonić królika, nawet na trudnym terenie.

      – To ogonowi zawdzięczam swoje imię. – Wysoka Łapa wypiął dumnie pierś, po czym przypomniał sobie, co Piaszczysty Kolec powiedział Wrzosowej Gwieździe: że był to ogon podkopka, idealny, by wyciągnąć właściciela spod zawału. Dreszcz ulgi przeszedł falą przez sierść młodego kocura. Teraz już nie będzie musiał stawiać czoła żadnym zawałom, skoro miał zostać wrzosowym sprinterem. Ale po chwili ujrzał w wyobraźni oczy ojca, pociemniałe i pełne rozczarowania. W jego gardle zaczęła narastać gula. Gdy pojawił się przed nim przesmyk w janowcu, za którym widać było już jar, w którym skrywał się obóz klanu, kocur puścił się biegiem. Wyprzedził Świtającą Pręgę i pognał ku wejściu. Jego łapy wpadły w poślizg i musiał przykucnąć, by w pędzie przecisnąć się pod wrzosem i wpaść na polankę.

      Kaszląca Łapa stał przy legowisku medyka.

      – Wróciłeś! – zawołał i pognał ku kompanowi między kępami trawy. Ledwo zdołał wyhamować obok niego. – Opowiadaj, co widziałeś?

      Wysoka Łapa aż zmarszczył nos, czując bijącą od przyjaciela silną woń ziół.

      – Wszystko! – wysapał. – Cztery Drzewa, terytoria Klanu Pioruna, Klanu Rzeki i Klanu Cienia, a także Wysokie Skały. – Jego sierść zafalowała. – No i rozpadlinę.

      – Żytnia Łapa mówiła, że prawie do niej wpadłeś – mruknął uczeń medyka i przetarł łapą czubek nosa, na którym zgromadził się zielony sok.

      – To ona już wróciła?

      Wysoka Łapa przesunął wzrokiem po obozie i ujrzał, jak młoda kotka dzieli się zdobyczą z Ryjówczą Łapą i Rogatą Łapą przed legowiskiem uczniów. Miała piórka przylepione do wąsów.

      – Upolowała wraz ze swoją mentorką kuropatwę – oznajmił Kaszląca Łapa.

      Uczeń sprinterki czuł jej woń unoszącą się nad trawą. Zaburczało mu w brzuchu.

      – A może chciałbyś zjeść ze mną mysz?

      Przyjaciel spojrzał w stronę siedziby medyka.

      – Musiałbym spytać Jastrzębie Serce.

      – Przyniosę jedną ze stosu zdobyczy. – Wysoka Łapa ruszył na obolałych nogach przez obóz. Nieomal się przewrócił.

      – Nic ci nie jest? – Kaszląca Łapa podbiegł do niego. – Znów cierń?

      – Spody moich łap są obolałe od chodzenia. – Wysoka Łapa podniósł nogę i obwąchał ją uważnie. Czuł słabą woń krwi.

      Przyszły medyk się nachylił.

      – Lekko otarte. Gdy Jastrzębie Serce zabrał mnie na wyprawę po zioła, moje wyglądały tak samo. Zgrubieją i nabiorą hartu, zobaczysz.

      – Szukasz ran, Wijowa Łapo? – Ryjówcza Łapa podszedł do nich, zdmuchując piórka z pyska.

      – Skończ z tym przezwiskiem! – Wysoka Łapa spiorunował go wzrokiem. – Wrzosowa Gwiazda ustaliła, że zostanę sprinterem, nie pamiętasz?

      – Prawdziwy sprinter nie wyglądałby na tak zziajanego – prychnął arogancki kocur. – Jesteś urodzonym podkopkiem. Więc trzymaj się kopania, Wijowa Łapo, a bieganie po wrzosowiskach zostaw kotom, których łapy mają mocne poduszeczki.

      Rozdział 7

      – Pobudka, zaspany ślimaku!

      Wysoka Łapa poczuł, że ktoś klepnął go w ucho. Mrugając, podniósł głowę. Słońce zaglądało przez gałązki janowca, rzucając na posłanie ciepły blask. Oblewało też Świtającą Pręgę stojącą w wejściu do legowiska.

      – Nie sądziłam, że ktokolwiek mógłby spać dłużej niż Ryjówcza Łapa – powiedziała i machnęła ogonem. – A on już biega w kółko przy wejściu wraz z Zajęczym Lotem, i to odkąd pierwsze promienie słońca liznęły wrzosy.

      – Popisuje się tylko – sapnął młody kocur pod nosem.

      Wstał. Po wczorajszej wyprawie bolały go mięśnie, a poduszki łap wciąż piekły. Dlaczego Ryjówcza Łapa go nie obudził? Mieli uczyć się razem.

      – Pospiesz się – nakazała mentorka i wyszła.

      Czując, jak sierść faluje mu z irytacji, uczeń sprinterki zwlekł się z posłania. Nie było ono równie miękkie jak to ze żłobka. Ani takie ciepłe. Rozpięty nad legowiskiem uczniów janowiec nie zatrzymywał wiatru; prawdę mówiąc, podmuchy hulały właśnie tuż nad posłaniem Wysokiej Łapy. W porze nagich drzew będzie tu lodowato. Rogata Łapa, Łania Łapa i Żytnia Łapa uwiły swoje gniazda w głębi legowiska, przytulone do obłego kamienia powstrzymującego korzenie krzewu. Nowy lokator patrzył na nie z zazdrością. Postanowił przy najbliższej okazji uzbierać trochę wrzosów i wełny pozostawianej przez owce, by stworzyć dla siebie przytulny kącik poza zasięgiem wichru.

      – Nie guzdraj się, Wysoka Łapo! – krzyknął Zajęczy Lot.

      Ryjówcza Łapa rozgrzewał się obok swego mentora, chodząc w kółko, a Świtająca Pręga i Pochmurny Pęd szeptem prowadzili na boku rozmowę. Rogata Łapa i Łania Łapa przegrzebywali wczorajsze łupy na stosie zdobyczy; ich siostra ciągnęła kępkę owczej wełny w stronę legowiska starszyzny.

      Wszyscy

Скачать книгу