Скачать книгу

nie było to najmilsze towarzystwo do podróży. Chętnie się dowiem, dlaczego kiedy wysiadłeś w Cobham, wyglądałeś, jakbyś przeszedł piekło.

      – Już niedługo ci wszystko wyjaśnię. Ale najpierw, jeśli pozwolisz...

      – Jeśli znów wspomnisz o grze w patrzałki...

      – Wpierw chciałbym, żebyś przeczytał pewien list – dokończył z powagą Poirot i sięgnął do kieszeni kamizelki. – To list od niejakiego pana Richarda Devonporta z Kingfisher Hill.

      – Może powinniśmy wracać do autokaru? List mogę przeczytać, jak już...

      – Wielu pasażerów jeszcze siedzi przy stolikach. Mamy czas – rzucił stanowczo Poirot, po czym podał mi starannie złożoną kartkę w kolorze kremowym. – Zamierzałem ci go pokazać dopiero później, ale wydaje mi się, że muszę to zrobić teraz. Ten osobliwy list dostałem dwa dni temu.

      Od razu mnie zaciekawił. Rozłożyłem kartkę i zacząłem czytać:

      Drogi panie Poirot,

      chciałbym powiedzieć, że miło mi do Pana pisać. Reputacja Pana wyprzedza. W innych okolicznościach zaczynałbym ten list z prawdziwą przyjemnością. Niestety, odkąd w mojej rodzinie zdarzyła się tragedia, a było to w grudniu ubiegłego roku, nic nie sprawia mi radości. Sprawę pogarsza też fakt, że padliśmy ofiarą ogromnej niesprawiedliwości, choć nie jestem pewien, czy właściwie użyłem tego słowa. Jak zwykle, wiele zależy od interpretacji.

      Przypuszczam, że na razie udało mi się tylko wprawić Pan w zakłopotanie, ale już przechodzę do szczegółów. Nazywam się Richard Devonport. Jestem młodszym synem Sidneya Devonporta, o którym z pewnością Pan słyszał. Niedawno powierzono mi zarządzanie jego inwestycjami. Przedtem, do połowy ubiegłego roku, pracowałem w departamencie Skarbu Państwa. Jeśli ma Pan jakieś znajomości w tej instytucji, bez trudu uzyska Pan tam potwierdzenie mojej reputacji.

      6 grudnia zeszłego roku mój starszy brat Frank Devonport (nazywa się Francis, ale wszyscy mówią na niego Frank) został zamordowany w naszej rodzinnej posiadłości w Kingfisher Hill. Kochałem swojego brata, panie Poirot, i darzyłem go ogromnym podziwem. Był wyjątkowym, inteligentnym człowiekiem. Ze wstydem przyznaję, że od jego śmierci nie mogę się podnieść z żalu i pomieszania. Dlatego też do tej pory nie byłem w stanie podjąć żadnych konkretnych działań i dopiero teraz zwracam się do Pana z prośbą o pomoc. Być może trwałbym w otchłani rozpaczy jeszcze przez wiele miesięcy lub nawet lat, gdyby nie pewna paląca kwestia związana z tą sprawą, której nie da się zignorować – a przynajmniej ja nie mogę.

      Otóż pewna kobieta przyznała się do zamordowania mojego brata, panie Poirot. Przyznała się niemal natychmiast i 10 marca ma zostać powieszona. Nie mamy zatem zbyt wiele czasu, zakładając, że zgodzi się Pan mi pomóc. Sowicie wynagrodzę pański wysiłek, rzecz jasna. Od kilku tygodni mam w głowie Pańskie nazwisko. Co jakiś czas powtarzam sobie: „Tylko człowiek miary Herkulesa Poirot zdoła ocalić Helen”.

      Helen Acton: tak się nazywa kobieta, która uparcie twierdzi, że to ona zamordowała mojego brata, Franka. Być może czytał Pan o tej sprawie w gazetach. Tak się składa, że Helen jest też moją narzeczoną. W normalnych okolicznościach oznaczałoby to, że mamy się wkrótce pobrać, ale z żalem przyznaję, że od dłuższego czasu normalność jest mi zupełnie obca. Z jeszcze większym żalem wyznam też Panu, że żaden aspekt mojej relacji z Helen nie należy do zwykłych ani prostych.

      Panie Poirot, nie sposób wyjaśnić w jednym liście wszystkiego, co musi Pan wiedzieć, by zapobiec kolejnej tragedii. Większość informacji przekażę w swoim czasie, jeśli zdecyduje się Pan udzielić mi pomocy. Muszę dodać jeszcze jedną ważną rzecz – nie wiem, czy nie najważniejszą. Helen nie zamordowała Franka. Jest niewinna. Ma zawisnąć za zbrodnię, której nie popełniła. A jednocześnie każdemu, kto zechce jej wysłuchać, powtarza, że jest winna.

      Dlaczego ktoś miałby ryzykować życie, i to w tak pokrętny sposób? Jestem pewien dwóch rzeczy: tylko jeśli poznam odpowiedź na to pytanie, będę mógł ocalić Helen przed szubienicą w więzieniu Holloway. I tylko Pan dysponuje odpowiednim potencjałem intelektualnym i znajomością ludzkiej natury, by pomóc mi wyjaśnić tę sprawę.

      Modlę się gorąco, by zgodził się Pan odpowiedzieć na moją rozpaczliwą prośbę. Z niecierpliwością oczekuję na list.

      Z wyrazami poważania

      Richard Devonport

      – Dobry Boże! – wykrzyknąłem. – Co za dziwny list.

      – Dlatego chciałem, żebyś go przeczytał – odparł Poirot. – Kiedy wyjeżdżaliśmy z Londynu, mieliśmy tylko jedną zagadkę do rozwiązania: tę, którą opisał mi w liście Richard Devonport. – Poirot wziął ode mnie list, poskładał go i schował z powrotem do kieszeni kamizelki. – Ale od tamtej pory natknęliśmy się na dwie kolejne tajemnice. Któraś – lub każda! – z nich może oznaczać, jak to określa pan Devonport, tragedię lub ryzyko tragedii. A połączenie tych trzech zagadek napawa mnie poważnym niepokojem. To za duży ciężar, bym mógł go udźwignąć w pojedynkę, Catchpool. Stanowczo za duży.

      – Chwileczkę – przerwałem mu. – Wspomniałeś o trzech zagadkach?

      – Oui, mon cher. Mamy narzeczoną pana Richarda Devonporta, mademoiselle Helen. Czy zabiła jego brata, Franka, czy też nie? A jeśli nie, dlaczego się przyznała? To zagadka numer jeden. Druga zagadka to tajemnicza historia Joan Blythe, która najwyraźniej czegoś się boi po tym, jak rzekomo straszono ją, że zostanie zamordowana.

      – A co z zagadką numer trzy?

      – Jeszcze nie wiesz, jaka jest zagadka numer trzy, ale to się zmieni, gdy wrócimy do autokaru. Skoro mademoiselle Joan wysiadła, możemy znów siedzieć razem.

      Domyśliłem się, że zagadka numer trzy ma coś wspólnego z rozmową, jaką odbył Poirot z właścicielką książki Nocne zgromadzenie. Na swój użytek nazwałem ją Diamentowym Głosem.

      – Jest też czwarta zagadka – odezwałem się, kiedy wstaliśmy od stolika.

      Poirot roztarł obolałe plecy i skrzywił się, patrząc z wyrzutem na krzesło.

      – Jaka czwarta zagadka? – zapytał.

      – Gra w patrzałki. Co ma z tym wszystkim wspólnego? Zakładam, że wybieramy się do Kingfisher Hill, żeby porozmawiać z Richardem Devonportem, ale...

      – Owszem, tak właśnie jest. Odpowiedziałem mu na list tout de suite i oznajmiłem, że chętnie wezmę tę sprawę. Monsieur Devonport zaproponował, żebym jak najszybciej przyjechał do jego posiadłości w Kingfisher Hill, ale najpierw chciał porozmawiać ze mną przez telefon. Podczas tej rozmowy wyjaśnił mi, że moja wizyta wiąże się z pewnym warunkiem.

      – Mam nadzieję, że zapytałeś go, czy mogę przyjechać z tobą – wtrąciłem.

      Poirot spojrzał na mnie z powagą.

      – Nie jestem imbecylem, Catchpool. Ale musisz wiedzieć, że wymieniony przez pana Devonporta warunek obowiązuje także ciebie: nie wolno nam wyjawić nikomu z domowników prawdziwego powodu naszej wizyty.

      – Co takiego? – zapytałem zdumiony. – To jakiś żart?

      – Non, c’est serieux. Mówię poważnie. Morderstwo Franka Devonporta, nazwisko Helen Acton i przekonanie Richarda Devonporta o jej niewinności – nie wolno nam wspomnieć o tym ani słowa, kiedy już znajdziemy się w posiadłości. Musimy się zachowywać tak, jakbyśmy nic o tym nie wiedzieli.

      – To absurd – zauważyłem.

      – Mnie to akurat wcale nie dziwi – odparł Poirot. – Po tak niewyobrażalnej tragedii między członkami rodziny mogło zawiązać się pewne entente. Przede

Скачать книгу