Скачать книгу

sprawunkiem.

      – Pieprzu za trojaka85

      – Proszę funt86 kawy…

      – Niech pan da ryżu…

      – Pół funta mydła…

      – Za grosz liści bobkowych…

      Stopniowo sklep zapełniał się po największej części służącymi i ubogo odzianymi jejmościami. Wtedy Franc Mincel krzywił się najwięcej: otwierał i zamykał szuflady, obwijał towar w tutki87 z szarej bibuły, wbiegał na drabinkę, znowu zwijał, robiąc to wszystko z żałosną miną człowieka, któremu nie pozwalają ziewnąć. W końcu zbierało się takie mnóstwo interesantów, że i Jan Mincel, i ja musieliśmy pomagać Francowi w sprzedaży.

      Stary wciąż pisał i zdawał resztę, od czasu do czasu dotykając palcami swojej białej szlafmycy, której niebieski kutasik zwieszał mu się nad okiem. Czasem szarpnął kozaka, a niekiedy z szybkością błyskawicy zdejmował dyscyplinę i ćwiknął88 nią którego ze swych synowców. Nader rzadko mogłem zrozumieć: o co mu chodzi? synowcy bowiem niechętnie objaśniali mi przyczyny jego popędliwości.

      Około ósmej napływ interesantów zmniejszał się. Wtedy w głębi sklepu ukazywała się gruba służąca z koszem bułek i kubkami (Franc odwracał się do niej tyłem), a za nią – matka naszego pryncypała, chuda staruszka w żółtej sukni, w ogromnym czepcu na głowie, z dzbankiem kawy w rękach. Ustawiwszy na stole swoje naczynie, staruszka odzywała się schrypniętym głosem:

      – Gut Morgen, meine Kinder! Der Kaffee ist schon fertig…89

      I zaczynała rozlewać kawę w białe fajansowe kubki.

      Wówczas zbliżał się do niej stary Mincel i całował ją w rękę mówiąc:

      – Gut Morgen, meine Mutter!90

      Za co dostawał kubek kawy z trzema bułkami.

      Potem przychodził Franc Mincel, Jan Mincel, August Katz, a na końcu ja. Każdy całował staruszkę w suchą rękę, porysowaną niebieskimi żyłami, każdy mówił:

      – Gut Morgen, Grossmutter!91

      I otrzymywał należny mu kubek tudzież trzy bułki.

      A gdyśmy z pośpiechem wypili naszą kawę, służąca zabierała pusty kosz i zamazane kubki, staruszka swój dzbanek i obie znikały.

      Za oknem wciąż toczyły się wozy i płynął w obie strony potok ludzki, z którego co chwila odrywał się ktoś i wchodził do sklepu.

      – Proszę krochmalu…

      – Dać migdałów za dziesiątkę…

      – Lukrecji92 za grosz…

      – Szarego mydła…

      Około południa zmniejszał się ruch za kontuarem towarów kolonialnych, a za to coraz częściej zjawiali się interesanci po stronie prawej sklepu, u Jana. Tu kupowano talerze, szklanki, żelazka, młynki, lalki, a niekiedy duże parasole, szafirowe lub pąsowe. Nabywcy, kobiety i mężczyźni, byli dobrze ubrani, rozsiadali się na krzesłach i kazali sobie pokazywać mnóstwo przedmiotów targując się i żądając coraz to nowych.

      Pamiętam, że kiedy po lewej stronie sklepu męczyłem się bieganiną i zawijaniem towarów, po prawej – największe strapienie robiła mi myśl: czego ten a ten gość chce naprawdę i – czy co kupi? W rezultacie jednak i tutaj dużo się sprzedawało; nawet dzienny dochód z galanterii był kilka razy większy aniżeli z towarów kolonialnych i mydła.

      Stary Mincel i w niedzielę bywał w sklepie. Rano modlił się, a około południa kazał mi przychodzić do siebie na pewien rodzaj lekcji.

      – Sag mir93 – powiedz mi: was ist das? co to jest? Das ist Schublade – to jest szublada. Zobacz, co jest w te szublade. Es ist Zimmt – to jest cynamon. Do czego potrzebuje się cynamon? do zupe, do legumine potrzebuje się cynamon. Co to jest cynamon? Jest taki kora z jedne drzewo. Gdzie mieszka taki drzewo cynamon? W Indii mieszka taki drzewo. Patrz na globus – tu leży Indii. Daj mnie za dziesiątkę cynamon… O, du Spitzbub!…94 jak tobie dam dziesięć razy dyscyplin, ty będziesz wiedział, ile sprzedać za dziesięć groszy cynamon…

      W ten sposób przechodziliśmy każdą szufladę w sklepie i historię każdego towaru. Gdy zaś Mincel nie był zmęczony, dyktował mi jeszcze zadania rachunkowe, kazał sumować księgi albo pisywać listy w interesach naszego sklepu.

      Mincel był bardzo porządny, nie cierpiał kurzu, ścierał go z najdrobniejszych przedmiotów. Jednych tylko dyscyplin nigdy nie potrzebował okurzać dzięki swoim niedzielnym wykładom buchalterii95, jeografii96 i towaroznawstwa.

      Powoli, w ciągu paru lat, tak przywykliśmy do siebie, że stary Mincel nie mógł obejść się beze mnie, a ja nawet jego dyscypliny począłem uważać za coś, co należało do familijnych stosunków. Pamiętam, że nie mogłem utulić się z żalu, gdy raz zepsułem kosztowny samowar, a stary Mincel zamiast chwytać za dyscyplinę – odezwał się:

      – Co ty zrobila, Ignac?… Co ty zrobila!…

      Wolałbym dostać cięgi wszystkimi dyscyplinami, aniżeli znowu kiedy usłyszeć ten drżący głos i zobaczyć wylęknione spojrzenie pryncypała.

      Obiady w dzień powszedni jadaliśmy w sklepie, naprzód dwaj młodzi Minclowie i August Katz, a następnie ja z pryncypałem. W czasie święta wszyscy zbieraliśmy się na górze i zasiadaliśmy do jednego stołu. Na każdą Wigilię Bożego Narodzenia Mincel dawał nam podarunki, a jego matka w największym sekrecie urządzała nam (i swemu synowi) choinkę. Wreszcie w pierwszym dniu miesiąca wszyscy dostawaliśmy pensję (ja brałem 10 złotych). Przy tej okazji każdy musiał wylegitymować się z porobionych oszczędności: ja, Katz, dwaj synowcy i służba. Nierobienie oszczędności, a raczej nieodkładanie co dzień choćby kilku groszy, było w oczach Mincla takim występkiem jak kradzież. Za mojej pamięci przewinęło się przez nasz sklep paru subiektów i kilku uczniów, których pryncypał dlatego tylko usunął, że nic sobie nie oszczędzili. Dzień, w którym się to wydało, był ostatnim ich pobytu. Nie pomogły obietnice, zaklęcia, całowania po rękach, nawet upadanie do nóg. Stary nie ruszył się z fotelu97, nie patrzył na petentów98, tylko wskazując palcem drzwi wymawiał jeden wyraz: fort! fort!…99 Zasada robienia oszczędności stała się już u niego chorobliwym dziwactwem.

      Dobry ten człowiek miał jedną wadę, oto – nienawidził Napoleona. Sam nigdy o nim nie wspominał, lecz na dźwięk nazwiska Bonapartego dostawał jakby ataku wścieklizny; siniał na twarzy, pluł i wrzeszczał: szelma! szpitzbub! rozbójnik!…

      Usłyszawszy pierwszy raz tak szkaradne wymysły nieomal straciłem przytomność. Chciałem coś hardego powiedzieć staremu i uciec do pana Raczka, który już ożenił się z moją ciotką. Nagle dostrzegłem, że Jan Mincel zasłoniwszy usta dłonią coś mruczy i robi miny do Katza. Wytężam słuch i – oto co mówi Jan:

      – Baje stary, baje! Napoleon był chwat, choćby

Скачать книгу


<p>85</p>

trojak – trzy grosze (pół kopiejki), drobna polska moneta będąca jeszcze wówczas w obiegu. [przypis redakcyjny]

<p>86</p>

funt – dawna jednostka wagi, funt warszawski był równy dzisiejszym 405 gramom. [przypis redakcyjny]

<p>87</p>

tutki – (z niem.) tu: zwinięte torebki papierowe. [przypis redakcyjny]

<p>88</p>

ćwiknąć (gwar.) – uderzyć. [przypis redakcyjny]

<p>89</p>

Gut Morgen, meine Kinder! Der Kaffee ist schon fertig… (niem.) – dzień dobry, moje dzieci, kawa jest już gotowa. [przypis redakcyjny]

<p>90</p>

Gut Morgen, meine Mutter! (niem.) – dzień dobry, moja matko! [przypis redakcyjny]

<p>91</p>

Gut Morgen, Grossmutter (niem.) – dzień dobry, babciu! [przypis redakcyjny]

<p>92</p>

Lukrecja – wyciąg z korzenia drzewa lukrecjowego o charakterystycznym słodko–mdłym smaku, stosowany w lecznictwie. [przypis redakcyjny]

<p>93</p>

Sag mir (niem.) – powiedz mi. (Tu i w dalszym ciągu rozmowy stary Mincel sam tłumaczy łamaną polszczyzną wyrażenia niemieckie.) [przypis redakcyjny]

<p>94</p>

O, du Spitzbub!… (niem.) – O, ty łobuzie!… [przypis redakcyjny]

<p>95</p>

buchalteria – księgowość, rachunkowość. [przypis edytorski]

<p>96</p>

jeografia – geografia. [przypis edytorski]

<p>97</p>

fotelu – tej formy Prus używa konsekwentnie w całym utworze; dziś: fotela. [przypis edytorski]

<p>98</p>

petent – tu: proszący. [przypis redakcyjny]

<p>99</p>

fort! fort!… (niem.) – precz! precz!… [przypis redakcyjny]