Скачать книгу

Pewnego wieczora Lucjan, zastawszy Luizę z wzrokiem zatopionym w portrecie, który natychmiast ukryła, zapragnął go zobaczyć. Aby ułagodzić rozpacz tego pierwszego wybuchu zazdrości, Luiza pokazała portret młodego Cante-Croix i opowiedziała, nie bez łez, bolesne dzieje tej miłości tak czystej, a tak okrutnie przerwanej. Czy gotowała się popełnić jakąś niewierność względem zmarłego, czy też natchnęła ją myśl stworzenia Lucjanowi w tym portrecie rywala? Lucjan nazbyt był młody, aby analizować czynności ubóstwianej; popadł więc w rozpacz wielce naiwną z jego strony, gdyż Luiza dała w ten sposób hasło kampanii, w której kobiety pozwalają robić wyłom w mniej lub więcej pomysłowo podsycanych skrupułach. Ich dyskusje o obowiązkach, formach, religii są niby fortyfikacje, przeznaczone na to, aby je zdobywano szturmem. Niewinnemu Lucjanowi nie było trzeba tych kokieterii, byłby wojował z własnego popędu.

      – Ja nie chcę wcale umierać, ja chcę żyć dla ciebie – rzekł rezolutnie pewnego wieczora Lucjan, pragnąc skończyć już raz z panem de Cante-Croix. Mówiąc to, objął Luizę spojrzeniem, w którym malowała się namiętność dojrzała do czynu.

      Przerażona postępami, jakie świeża miłość czyniła w niej samej i w jej poecie, Luiza przypomniała mu wiersz przyrzeczony do pierwszej stronicy albumu, szukając przedmiotu do sprzeczki w opieszałości, z jaką spełniał jej życzenie. Jakichż uczuć doznała, odczytując te dwie stance131, które wydały się jej oczywiście piękniejsze od najlepszych strof poety arystokracji, Canalisa132?

      Nie zawsze tęcze magicznych kolorów

      Wśród welinowej igraszki Amorów

      Rozsnuwać będą swe nici;

      Oddechu lubej pieśń moja spragniona,

      Wszystkie radości i smutki jej łona

      Z ust najmilejszych pochwyci.

      A gdy pobladną wspomnienia i głoski,

      Niech ją te karty w marzenia bez troski

      Jak białe żagle powiodą

      Przez krajobrazy spełnionych już losów,

      W szczęśliwą przeszłość jak lazur niebiosów,

      Przeczystą lśniących pogodą.133

      – Czy to naprawdę ja ci je podyktowałam? – spytała.

      To podejrzenie płynące z zalotności kobiety, której rozkosz sprawia igranie z ogniem, napełniło łzami oczy Lucjana; ukoiła go, składając po raz pierwszy pocałunek na jego czole. Lucjan stał się w jej oczach nieodwołalnie wielkim człowiekiem. Zapragnęła go kształcić; zamierzała nauczyć go języka włoskiego i niemieckiego, udoskonalić ułożenie; znalazła w tym cały szereg pretekstów, aby go trzymać nieustannie przy sobie, pod nosem swoich nudnych dworzan. Cóż za urok w jej życiu! Zabrała się na nowo do muzyki dla swego poety, któremu odsłoniła świat tonów; zagrała mu kilka pięknych utworów Beethovena i olśniła go; szczęśliwa z jego radości, mawiała obłudnie, widząc go na wpół omdlałym:

      – Czyż nie można zadowolić się takim szczęściem?

      A biedny poeta był na tyle głupiutki, iż odpowiadał:

      – Tak.

      Wreszcie rzeczy posunęły się tak daleko, iż Luiza zaprosiła Lucjana na obiad, sam na sam z nią i z panem de Bargeton. Mimo tej ostrożności całe miasto wiedziało o tym zdarzeniu, które wydało się czymś tak niesłychanym, iż każdy zapytywał sam siebie, czy to może być prawdą. Poruszenie było straszliwe. W oczach wielu zdawało się, iż społeczeństwo znajduje się w przededniu przewrotu. Inni wykrzyknęli:

      – Oto owoc dzisiejszych liberalnych teorii!

      Zawistny du Châtelet dowiedział się wówczas, że pani Szarlota, trudniąca się zawodowo pielęgnowaniem położnic, jest tożsamą z panią Chardon, matką „Chateaubrianda z Houmeau”, jak mawiał. Epitet ten obiegł miasto niby najświetniejszy dowcip. Pani de Chandour przybiegła pierwsza do pani de Bargeton.

      – Czy wiesz, droga Nais, o czym mówi całe Angoulême? – rzekła. – Matką tego małego wierszoklety jest pani Szarlota, która przed dwoma miesiącami pielęgnowała moją bratową w połogu.

      – Moja droga – rzekła pani de Bargeton, przybierając minę na wskroś królewską – cóż w tym tak nadzwyczajnego? Czyż nie jest wdową po aptekarzu? Zapewne, smutny to los dla panny de Rubempré. Przypuśćmy, że która z nas znalazłaby się bez grosza przy duszy… i cóż robiłybyśmy, aby żyć? Jakżebyś wyżywiła swoje dzieci?

      Zimna krew pani de Bargeton położyła koniec biadaniom noblesy134. Wielkie dusze są zawsze skłonne podnieść nieszczęście do wyżyn cnoty. Przy tym wytrwałość w dobrym uczynku spotykającym się z potępieniem przedstawia niewysłowione uroki: rzecz w sobie niewinna nabiera powabów występku. Tego wieczora salon pani de Bargeton napełnił się przyjaciółmi, którzy przybyli, aby przemawiać jej do zastanowienia. Rozwinęła całą ciętość swego dowcipu: rzekła, iż skoro stan szlachecki nie jest zdolny wydać ani Moliera, ani Racine’a, ani Woltera, ani Massilona, ani Beaumarchais’go, ani Diderota135, trzeba pogodzić się z istnieniem tapicerów, zegarmistrzów, nożowników, których synowie stają się wielkimi ludźmi. Rzekła, że geniusz jest zawsze patentem szlachectwa. Zmyła głowę szlachcicom, że mają tak mało zrozumienia swoich prawdziwych interesów. Słowem, wytoczyła mnóstwo niedorzeczności, które byłyby olśniły ludzi mniej ograniczonych, a które w każdym razie przyniosły zaszczyt jej oryginalności.

      W ten sposób burza została zażegnana strzałami armatnimi. Kiedy Lucjan, wezwany przez panią du Bargeton, zjawił się po raz pierwszy w starym spłowiałym salonie, w którym grano przy czterech stolikach w wista136, przyjęła go z wyszukaną uprzejmością i przedstawiła go tonem królowej, która życzy sobie, aby ją słuchano. Nazwała dyrektora podatków „panem Châteletem” i zmiażdżyła go, dając do zrozumienia, że nie jest dla niej tajemnicą improwizowane pochodzenie jego szlacheckiego przydomka. Od tego tedy wieczora Lucjan został przemocą wprowadzony w towarzystwo pani de Bargeton; przyjęto go jednakże jak jakąś jadowitą substancję, którą każdy przyrzekł sobie uprzątnąć, poddając odczynnikom impertynencji. Mimo tego triumfu panowanie Nais zachwiało się: znaleźli się odszczepieńcy, którzy próbowali się zbuntować. Idąc za radą pana Châteleta, Amelia, inaczej pani de Chandour, postanowiła przeciwstawić ołtarzowi nowy ołtarz, otwierając u siebie przyjęcia we środy. Pani de Bargeton przyjmowała codziennie; ludzie, którzy bywali u niej, byli tak w to włożeni, tak przyzwyczajeni do spotykania się przy tych samych stolikach, przy tym samym tryktraku137, do oglądania tych samych twarzy, tych samych świeczników, składania płaszczy, kaloszy i kapeluszy w tym samym korytarzu, że przywiązani byli do stopni na schodach w tej samej mierze co do gospodyni domu. Wszyscy pogodzili się z narzuconym im „ostem ze świętego gaju138, wedle konceptu Aleksandra de Brébian. Wreszcie prezes Towarzystwa Rolniczego uśmierzył wzburzenie rozstrzygającą uwagą:

      – Przed wybuchem Rewolucji – powiedział – najwięksi panowie przyjmowali u siebie Duclosa, Grimma, Crébillona139, ludzi, którzy tak samo jak ten gryzipiórek z Houmeau byli niczym; żaden jednakże nie wpuściłby do domu poborcy, jakim jest, koniec końców, Châtelet.

      Du Châtelet zapłacił za Chardona, wszyscy poczęli go traktować z pewną oziębłością. Czując się zagrożony, dyrektor podatków,

Скачать книгу


<p>131</p>

stanca (z wł.) – strofa. [przypis edytorski]

<p>132</p>

Canalis – pod mianem Canalisa, Balzac mierzy, najczęściej nieżyczliwie i sarkastycznie, w Lamartine’a, którego widocznie nie lubił. Niektóre wydania powieści kładą w tym miejscu wprost imię Lamartine’a. [przypis tłumacza]

<p>133</p>

Nie zawsze tęcze magicznych kolorów… – przekład Edwarda Leszczyńskiego. [przypis redakcyjny]

<p>134</p>

noblesa (daw., z fr.) – szlachta. [przypis edytorski]

<p>135</p>

Moliera, ani Racine’a, ani Woltera, ani Massilona, ani Beaumarchais’go, ani DiderotaMolier, właśc. Jean Baptiste Poquelin (1622–1673): aktor i najwybitniejszy komediopisarz francuski; Jean Baptiste Racine (1639–1699): francuski poeta i dramaturg, autor m.in. AndromachyFedry; Wolter, właśc. François Marie Arouet (1694–1778): czołowy francuski pisarz, filozof i publicysta epoki oświecenia, znany z walki o wolność słowa i wyznania; Jean-Baptiste Massillon (1663–1742): francuski kaznodzieja i teolog; Pierre Augustin Beaumarchais (1732–1799): pisarz i dramaturg francuski, autor komedii takich jak Wesele Figara czy Cyrulik sewilski; Denis Diderot (1713–1784): francuski pisarz, krytyk i filozof, współredaktor Wielkiej Encyklopedii Francuskiej, autor powiastki filozoficznej Kubuś Fatalista i jego pan. [przypis edytorski]

<p>136</p>

wist – gra karciana dla czterech osób, popularna w XVIII i XIX w., poprzednik brydża. [przypis edytorski]

<p>137</p>

tryktrak – gra planszowa dla dwóch osób. [przypis edytorski]

<p>138</p>

chardon (fr.) – oset. [przypis tłumacza]

<p>139</p>

Duclos, Grimm, CrébillonCharles Pinot Duclos (1704–1772): francuski historyk i pisarz, współpracownik Wielkiej Encyklopedii Francuskiej; Fryderyk Melchior Grimm (1723–1807): francuskojęzyczny dziennikarz i krytyk sztuki, współpracownik Encyklopedii; Crébillon: tu zapewne Claude Prosper Jolyot de Crébillon (1707–1777), pisarz francuski znany w paryskich salonach dzięki publicznie odczytywanym tam libertyńskim opowiadaniom i dialogom o tematyce erotycznej, zwany Crébillonem synem dla odróżnienia od swego ojca Prospera Jolyota de Crébillona, dramaturga znanego z tragedii o akcji osadzonej w starożytnym Rzymie. [przypis edytorski]