Скачать книгу

śpieszno było wyruszyć w drogę na nowe grabieże, więc donośnym głosem wypowiedział zaklęty czterowiersz. Sezam otworzył swą bramę, zbójcy wyszli na polanę, i brama się natychmiast zamknęła.

      Po chwili zbójcy już siedzieli na swych rumakach, a kapitan na czele groźnie poruszał wąsem i dał znak do odjazdu. Konie ruszyły z kopyta i cała armia zbójców znikła w gęstwinie leśnej.

*

      Długo czekała Amina na powrót swego męża. Czekała daremnie. Kassim nie wracał. Aminę ogarnął niepokój i złe przeczucie. Już wieczór zapadał, już pierwsza gwiazda zapłonęła w ciemnych niebiosach, a Kassim do domu nie wracał. Amina posłała swoją służącą, mądrą i piękną Morganę, do Ali-Baby z prośbą, ażeby Ali-Baba natychmiast przyszedł do pałacu.

      Ali-Baba przyszedł i Amina doń13 rzekła:

      – Dzisiaj z rana Kassim poszedł do lasu po skarby zaklęte. Dotąd nie wrócił do domu. Boję się, że mu się coś złego przytrafiło. Jestem bezradna i nie wiem, co robić. Może ty mi dasz dobrą radę.

      Ali-Baba odpowiedział:

      – Zaczekajmy do rana. Jeżeli jutro z rana Kassim do domu nie wróci, pójdę sam do lasu na zwiady.

      Nazajutrz z rana Kassim, ma się rozumieć, nie wrócił. Wówczas Ali-Baba z dwoma mułami pośpieszył do lasu. Szedł ani długo, ani krótko, jeno tyle, ile mu właśnie iść wypadło. Z niepokojem w sercu zbliżył się do skały i czterowiersz zaklęty w głos14 wypowiedział. Brama Sezamu roztwarła się na oścież i Ali-Baba wraz z mułami wszedł do wnętrza. Jakże się przeraził, gdy tuż u wejścia w tęczowym świetle jaskini ujrzał zwłoki swego brata, rozcięte mieczem na czworo! Ali-Baba załamał ręce i długo stał nad zwłokami brata, smutny i nieruchomy. Trzeba jednak było śpieszyć się z powrotem do niespokojnej Aminy. Ali-Baba wszystkie cztery części zwłok nieszczęśliwego Kassima ukrył w czterech workach, objuczył workami swe muły i wyszedł z Sezamu. Po drodze narwał gałęzi i gałęźmi worki zasłonił. Wkrótce przybył do pałacu Kassima. Morgana otworzyła mu drzwi i rzekła:

      – Czy bez Kassima wracasz?

      – Bez Kassima – odpowiedział Ali-Baba.

      – A co masz w oczach? – spytała Morgana, przyglądając się zapłakanym oczom Ali-Baby.

      – Łzy – rzekł Ali-Baba.

      – A co masz w ustach? – spytała znowu Morgana.

      – Złe wieści – odparł Ali-Baba.

      – A co masz w workach? – spytała wreszcie Morgana.

      – Zwłoki mego brata – szepnął Ali-Baba.

      Morgana smutnie spojrzała na worki i rzekła:

      – Muszę swoją panią zawiadomić o śmierci jej męża.

      Ali-Baba na to powiedział:

      – Uprzedź Aminę, żeby nie płakała głośno po stracie męża, bo mogą posądzić albo ją, albo mnie o zamordowanie Kassima. Nikt bowiem nie domyśla się, z jakiego powodu Kassim tak nagle i niespodzianie utracił życie. A chociaż według naszych perskich zwyczajów żona, której mąż umarł, powinna bardzo głośno płakać, zawodzić i krzyczeć, wszakże prawdziwy smutek nie wymaga głośnych skarg, zawodzeń i krzyków. Niech więc płacze po cichu, tak, jak ja płakałem.

      Morgana poszła do Aminy i powtórzyła jej słowa Ali-Baby, a potem wróciła do drzwi i rzekła:

      – Już uprzedziłam o wszystkim moją panią. Możesz więc wejść do pałacu ze zwłokami Kassima.

      Ali-Baba wziął na plecy dwa worki, a dwa drugie wzięła Morgana i oboje w milczeniu weszli do pałacu. W pałacu był jeden pokój zupełnie ciemny, bez okien. Morgana w tym ciemnym pokoju złożyła zwłoki Kassima i rzekła:

      – Słońce należy się żywym, a ciemność umarłym. Niech pan mój spoczywa w ciemności dopóty, dopóki nie pochowamy go na cmentarzu. Tam będą mu śpiewały ptaki i szumiały drzewa, bo i umarli lubią szum drzew i śpiew ptaków.

      Amina weszła do ciemnego pokoju i, pochyliwszy się nad zwłokami męża, płakała po cichu, aby jej nikt, prócz Boga, nie słyszał.

      Ponieważ Morgana była mądra, więc postanowiła uchronić Aminę i Ali-Babę od podejrzeń ludzkich i wytłumaczyć ludziom nagłą i niespodziewaną śmierć Kassima. W tym celu pobiegła zaraz do apteki i rzekła do aptekarza:

      – Panie aptekarzu, przychodzę po pigułki, które się daje ludziom beznadziejnie chorym.

      – A któż to jest beznadziejnie chory? – spytał aptekarz.

      – Mój pan, Kassim – odparła Morgana.

      Aptekarz dał jej pigułki i, kiwając głową, rzekł:

      – Niech pan twój zażyje tych pigułek, ale wątpię, aby mu pomogły. Kto jest beznadziejnie chory, temu żadne pigułki nie pomogą.

      Morgana wzięła pigułki i wyszła z apteki. W kilka godzin potem znów do apteki wróciła.

      – Panie aptekarzu – rzekła, płacząc – przychodzę po proszki, które się daje konającym.

      – A któż to jest konający? – spytał aptekarz.

      – Mój pan, Kassim – rzekła Morgana.

      Aptekarz dał jej proszki i, kiwając głową, powiedział:

      – Niech twój pan zażyje tych proszków, ale wątpię, aby mu pomogły. Kto jest konający, temu żadne proszki nie pomogą.

      Morgana wzięła proszki i wyszła z apteki.

      Tymczasem po całym mieście zaczęły krążyć pogłoski, że Kassim jest beznadziejnie chory. Potem rozeszły się nowe wieści, że Kassim jest konający. Wszyscy wyczekiwali śmierci Kassima. Toteż nikt się nie zdziwił, gdy wieczorem Amina i Morgana zjawiły się na krużganku pałacowym, głośnym płaczem obwieszczając według obyczajów perskich śmierć Kassima.

      W ten sposób dzięki Morganie nikt nie podejrzewał ani Aminy, ani Ali-Baby o morderstwo Kassima. Wszakże zwłoki Kassima były pocięte na czworo. Trzeba więc było tak urządzić, aby podczas pogrzebu nikt tego nie zauważył.

      Morgana poszła do Baby-Mustafy, który był łataczem starych butów i miał swój sklepik na samym końcu miasta.

      Baba-Mustafa siedział w swym sklepiku z dratwą w ręku i łatał buty. Łatając zaś buty, śpiewał:

      „Dratwa moja buty łata,

      A ja wciąż o skarbach marzę!

      Kto mi w rękę da dukata,

      Temu zrobię, co rozkaże!”

      Morgana, słysząc tę piosenkę, podbiegła z tyłu do Baby-Mustafy i zawołała:

      – Babo-Mustafo! Nie oglądaj się za siebie, jeno wyciągnij ku mnie rękę.

      Baba-Mustafa, nie oglądając się, wyciągnął rękę i rzekł:

      – Oto moja ręka!

      – A oto mój dukat – odrzekła Morgana, wsuwając mu do ręki dukata.

      – Pewno chcesz ode mnie jakiejś tajemniczej i osobliwej przysługi? – spytał Baba-Mustafa.

      – Chcę – odpowiedziała Morgana.

      – Czy nie wolno mi się odwrócić i spojrzeć na ciebie?– spytał znowu Baba-Mustafa.

      – Nie, nie wolno! – zawołała Morgana.

Скачать книгу


<p>13</p>

doń (daw.) – do niego. [przypis edytorski]

<p>14</p>

w głos – dziś: na głos. [przypis edytorski]