Скачать книгу

gorąco… Zostawili okrycia i ruszyli w drogę razem z Alą.

      Po wąskich stopniach wydostali się na jakąś uliczkę. Dziwna to była uliczka i dziwne miejsce. Domki, ścieżki, mieszkańcy, niebo i ziemia, wszystko to miało dziwny, smutny, szarobrunatny koloryt.

      Wszystkie drzwi z mieszkań były rozwarte na oścież i wnętrza wydawały się tak samo szarobrunatne.

      Kobiety w fioletowych, granatowych i czerwonych chustkach siedziały na stopniach i czesały dzieci, rozmawiając z sobą przez ulicę. Były bardzo zdziwione pojawieniem się trojga podróżników i czyniły na głos uwagi, niekoniecznie przychylne. Gdy jednak zwracaliśmy się do nich z zapytaniem, czy nie widziały Chińczyka prowadzącego Rexa, odpowiadały zupełnie grzecznie i uprzejmie.

      Więc pytaliśmy, idąc od domu do domu, czy nikt nie widział psa z czarną łatą itd. Albo przynajmniej Chińczyka. Ale daremnie. Zniechęceni i zgłodniali mieliśmy wrócić do domu i losy Rexa powierzyć policji, gdy zakręcając w którąś boczną ulicę, wpadliśmy na jakąś kobietę.

      Jak żyję, nie widziałem tak grubej kobiety! Musiała mieć kilka metrów obwodu. Minę miała strasznie groźną! Lecz nim zdążyła otworzyć usta, Ala rzekła:

      – Bardzo panią przepraszamy. Czyśmy pani nie uderzyli niechcący? Czy panią coś zabolało?

      Ujrzeliśmy, jak złość zaczęła ustępować jej z twarzy. Jak tylko odsapnęła, powiedziała:

      – Nic mi się nie stało, moja śliczna panienko. Ale dokąd to biegniecie z takim pośpiechem?

      Więc opowiedzieliśmy jej wszystko od początku. Była szalenie sympatyczna, chociaż taka gruba. Radziła nam, żebyśmy byli bardzo ostrożni.

      – Uważajcie – mówiła – bo możecie spotkać jakichś oberwańców, którzy wam ściągną kurtki. Idźcie najpierw na lewo, potem na prawo, a później wprost. Dojdziecie do ogrodu róż. W tamtych okolicach kręcą się Chińczycy. Wróćcie tą samą drogą, będę na was czekać i przepytam się tymczasem chłopców, czy nie widzieli psa.

      – Bardzo pani dziękujemy – powiedziała Ala i dygnęła.

      Lecz gruba pani zażądała od Ali, by ją pocałowała.

      Szliśmy przez pustawe ulice, coraz smutniejsze i odludniejsze, aż znaleźliśmy się obok drewnianego parkanu. Cicho tu było, spokojnie… Nagle usłyszeliśmy wyraźny tupot.

      Oswald zwrócił się do Ali i Dicka:

      – A może to ten, kto ukradł Rexa, poznał nas i chce go uprowadzić. Biegnijmy za nim.

      Jednym susem znaleźliśmy się po drugiej stronie płotu. Opodal ujrzeliśmy kilku wyrostków stojących dokoła czegoś niebieskiego. Na szarobrunatnym tle kolor niebieski uderzył nas odmiennością i świeżością. Zbliżyliśmy się. Tym „niebieskim” był bardzo stary, pomarszczony człowiek, w małej miękkiej czapce i szerokiej błękitnej bluzie, która mu spływała do kolan. Nie potrzebuję chyba dodawać, że był to właśnie Chińczyk przez nas poszukiwany.

      Znajdował się w bardzo smutnym położeniu, otaczający go chłopcy dokuczali mu, używając tak nieprzyzwoitych wyrażeń, że przykro nam było, iż Ala to słyszy (potem Ala mówiła nam, że nawet nie zwróciła uwagi na wymyślanie uliczników).

      – Zerwijcie mu tę myckę z głowy! – dyrygował jeden z chłopaków.

      Biedny staruszek starał się obronić przed wyciągającymi się do niego natarczywie rękami, lecz nie mógł sobie poradzić. Drżał biedaczysko i trząsł się ze strachu.

      Oswald i Dick wdzięczni są ojcu, że ich nauczył boksu. Gdyby nie to, nie wiadomo czym by się skończyło wystąpienie dwóch przeciw pięciu, zwłaszcza że nikt się nie spodziewał tego, czego dokonała Ala.

      Bo zanim Oswald przybrał pozycję zaczepną, Ala największemu z chłopców wymierzyła policzek („policzki” Ali znane są w rodzinie), drugiemu, który zamierzał się na Chińczyka, dała szturchańca w bok, trzeciego zadrapała w szyję i tym dała hasło do walki.

      Oswald i Dick nie tracili przytomności ani na chwilę, zadając ostre razy przeciwnikom. Przyznać należy, że niemałe zasługi położyła Ala, która dobrze wymierzonym klapsem lub uszczypnięciem przechylała szalę zwycięstwa na naszą stronę.

      Autor, rzecz oczywista, wie doskonale, iż nie wypada, by dziewczynka brała udział w bójce ulicznej, ale… ale nie można o tym myśleć w takiej chwili.

      Walka była zacięta. Stary Chińczyk stał oparty o parkan, drżącymi rękami trzymając się za serce. Oswald rzucił na ziemię najsilniejszego chłopca, Ala szczypała i kopała dwóch innych, Dick starał się powalić czwartego i bronił się jednocześnie przed piątym, gdy nagle zjawił się jeszcze jeden Chińczyk.

      Na szczęście był młody i silny. Kilkoma zwinnymi, chociaż niekoniecznie europejskimi pchnięciami dokończył dzieła, tak pięknie rozpoczętego przez dzielnych Bastablów (zjawił się w porę!). Po chwili wrogowie nasi poczęli się cofać w rozsypce, aż zniknęli z horyzontu.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

      1

      I. Archibald Niemiły – w wersji angielskiej ten rozdział figuruje jako trzeci (więcej informacji w nocie redakcyjnej). [przypis edytorski]

      2

      Bastablów – dawna, spolszczona odmiana nazwiska Bastable; dziś popr. forma: Bastable'ów. [przypis edytorski]

      3

      Rodzina Bastablów znana była z ubóstwa, ale też i z uczciwości – o wcześniejszych przygodach rodziny Bastablów opowiada książka Poszukiwacze skarbu. [przypis edytorski]

      4

      H. O. – najmłodszy brat nosi imiona Horacy Oktawiusz, w domu jest nazywany H. O. [przypis edytorski]

      5

      pani Leslie – pisarka, którą dzieci poznały w książce Poszukiwacze skarbu. [przypis edytorski]

      6

      żywe obrazy – rozrywka modna w XVIII–XIX w. Aktorzy-amatorzy, często osoby z wyższych sfer, przebierali się stosownie i odtwarzali sceny z literatury lub z malarstwa. [przypis edytorski]

      7

      latarnia magiczna – prosty projektor, rzucający na ścianę obraz namalowany na szkle. Uważany za wynalazek siedemnastowiecznego jezuity Athanasiusa Kirchera. [przypis edytorski]

      8

      Janka

Скачать книгу