Скачать книгу

w rózgi lokaje pilnowali, by na przyjęcie nie dostali się nieproszeni goście. Tymczasem w chwili gdy biesiadnicy zasiedli do wieczerzy, na dziedzińcu pojawił się niespodziewanie jakiś stary żebrak.

      – Czego tu szukasz, łachudro? Precz stąd! Wynocha! – krzyczeli słudzy, grożąc mu rózgami.

      – Wspomóżcie biednego starca w imię Boże! – powiedział żebrak błagalnym tonem.

      – Nie dzisiaj. Przyjdź jutro.

      Ten jednak nalegał, podnosząc głos tak, by usłyszeli go zgromadzeni na wieczerzy goście.

      Fortunato usłyszał odgłosy zamieszania na dziedzińcu, po czym wściekły – wszak to biadolenie studziło radosne nastroje gości – wychylił się przez okno i krzyknął w kierunku sług:

      – Powiedziałem wam wyraźnie, że nie chcę tu widzieć żadnych żebraków! Wynocha z nim, poszczujcie go psami!

      Słudzy posłusznie spuścili z łańcucha duże psy, ale one jedynie polizały dłonie nieznajomego, który wolnym krokiem opuścił teren rezydencji.

      Fortunato wrócił do biesiadników i dalej pił, śmiał się i żartował.

      Wkrótce potem na dziedziniec pałacu zajechał piękny powóz zaprzężony w cztery wspaniałe konie. W środku siedział obwieszony złotem i klejnotami książę.

      Służący pobiegli uprzedzić Fortunata, goście wstali od stołu i wyjrzeli zaciekawieni przez wychodzące na dziedziniec okna.

      Fortunato zszedł na dziedziniec, podszedł do karocy, zdjął kapelusz i ukłonił się nisko przed księciem, prosząc go, by ten zaszczycił jego i zebranych swoją obecnością.

      – Dziękuję za zaproszenie – odparł nieznajomy – jednakże nie wysiądę i nie wstąpię w twe progi. Dopiero co tu byłem jako żebrak i kazałeś mnie przepędzić, szczując psami. Teraz zaś, gdy przybywam jako bogacz – w karocy pełnej kosztowności i odziany w książęce szaty – ty kłaniasz mi się do ziemi. Pojedź ze mną do miejsca, gdzie będziemy mogli chwilę porozmawiać o naszych sprawach…

      Książę udał się wraz z Fortunatem na pobliską polanę, gdzie ten rok wcześniej przycinał wrzos.

      – Fortunato, oj Fortunato! Tak łatwo zapomniałeś o naszym spotkaniu? Rok dostatniego życia wystarczył, byś z pobożnego człowieka zmienił się w nikczemnego pyszałka! Nagłe bogactwo znieczuliło twoje serce. W takim razie niechaj bieda odrodzi w tobie troskliwego chrześcijanina!

      Nieznajomy zniknął, a Fortunato udał się pośpiesznie do swojej rezydencji.

      Ale rezydencji już nie było.

      Śnieg padał i padał w ten smutny grudniowy wieczór. Za drzewami porastającymi obejście Fortunato ujrzał swoją starą, ubogą chatę, oświetloną wątłym blaskiem lampy oliwnej. Usłyszał po chwili krzyk swoich głodnych dzieci. Pałac, służba, złoto, biesiadnicy, sala o ścianach wyściełanych adamaszkiem – wszystko to rozpłynęło się jak po przebudzeniu ze snu.

      W jego sercu znów zagościła czuła troska, wstąpił ponownie na drogę pobożności i ubóstwa.

      Tak to było, gdy Jezus wędrował po świecie i odwiedzał ludzi, przebierając się w rozmaite szaty, by w ten sposób sprowadzić ich na dobrą drogę.

      Przekład – Joanna Wańczyk

      Niewiadomek

      Pewien książę, powracając z polowania, ujrzał w tumanach kurzu chłopca, mniej więcej ośmioletniego, który smacznie sobie spał na poboczu drogi. Książę zsiadł z konia i obudził malca:

      – Co tu robisz, moje dziecko? – zapytał.

      – Nie wiem – odpowiedział malec, śmiało spoglądając na księcia.

      – Gdzie jest twój ojciec?

      – Nie wiem.

      – A twoja matka?

      – Nie wiem.

      – Skąd jesteś?

      – Nie wiem.

      – Jak masz na imię?

      – Nie wiem.

      Książę wziął chłopca na koń i pognał do zamku. Tam przekazał go pod opiekę służbie.

      Chłopcu nadano imię Niewiadomek.

      Gdy Niewiadomek skończył dwadzieścia lat, został książęcym giermkiem. Pewnego dnia podczas konnej przejażdżki przez miasto książę rzekł do młodzieńca:

      – Jestem z ciebie bardzo zadowolony, i dlatego chciałbym ci podarować wspaniałego konia, wyłącznie na twój osobisty użytek.

      I pojechali razem na targ. Niewiadomek długo oglądał dorodne konie, jednak żaden nie przypadł mu do gustu, odjechali więc bez niczego. W drodze powrotnej do zamku chłopak zauważył stojącą przed młynem starą, prawie ślepą klacz, która obracała kierat. Niewiadomek przyjrzał się uważnie zwierzęciu, po czym rzekł:

      – Panie, oto rumak dla mnie!

      – Chyba żartujesz?! – zdumiał się książę.

      – Panie, uszczęśliwisz mnie, jeśli mi ją kupisz.

      Książę, z początku zniesmaczony pomysłem, w końcu uległ prośbom chłopca i kupił klacz. Oddając ją w ręce Niewiadomka, młynarz szepnął mu do ucha:

      – Widzisz te sploty na jej grzywie? Za każdym razem, gdy rozsupłasz jeden z nich, koń przeniesie cię w mgnieniu oka pięćset mil dalej.

      Książę i Niewiadomek wrócili na zamek.

      Kilka dni później książę otrzymał zaproszenie od samego króla. Zabrał ze sobą swojego giermka i przez kilka dni razem gościli na królewskim dworze. Pewnej nocy, gdy na niebie jaśniał księżyc w pełni, Niewiadomek wybrał się na spacer po parku. Podczas przechadzki ujrzał zawieszony na jednym z drzew lśniący w blasku księżyca diamentowy naszyjnik.

      – Od dziś będziesz należeć do mnie! – wykrzyknął.

      – Nie rób tego, bo pożałujesz! – rozległ się w pobliżu tajemniczy głos.

      Niewiadomek rozejrzał się po okolicy. To jego klacz przemówiła ludzkim głosem. Wahał się przez chwilę, aż w końcu uległ pokusie i wziął naszyjnik.

      Król powierzył Niewiadomkowi opiekę nad swoimi końmi. Nocą w czasie służby giermek oświetlał stajnię lśniącym naszyjnikem. Pozostali stajenni, zazdrośni o względy, jakimi młodzieniec cieszył się u króla, rozpowiedzieli, że w stajni lśni jakieś budzące podejrzenia światło i zasugerowali, jakoby Niewiadomek oddawał się czarnej magii. Król postanowił sam się o tym przekonać. Udał się pewnej nocy do stajni i zobaczył silne światło bijące od zawieszonego na jednym ze żłobów naszyjnika. Nakazał aresztować Niewiadomka, a następnie zwołał stołeczną Radę Starszych w celu odczytania napisu widniejącego na zapince klejnotu. Jeden leciwy mędrzec odkrył, że naszyjnik jest własnością Zielonowłosej Piękności, najwynioślejszej księżniczki na świecie.

      – Albo sprowadzisz mi tu Zielonowłosą Piękność, albo pożegnasz się z głową! – rzekł król.

      Zrozpaczony Niewiadomek poszedł do stajni i płakał wtulony w lichą grzywę swojej klaczy.

      – Wiem, co cię trapi – przemówiło wierne zwierzę. – To kara za to, że wówczas w parku zabrałeś ze sobą naszyjnik wbrew mej radzie. Ale głowa do góry, posłuchaj mnie uważnie: poproś króla o zapas owsa i dużo pieniędzy, a następnie szykuj się do drogi.

      Król spełnił prośbę Niewiadomka, który wraz ze swoją wychudzoną klaczą wyruszył w podróż. W końcu dotarli nad morze.

Скачать книгу