Скачать книгу

chwili mężczyzna o niewyobrażalnej potencji wchodzi w nią ponownie. Kiedy kończy, ani on, ani jego ofiara nie wypowiadają słowa. Trzeci raz bierze ją, wbijając się w jej wąski odbyt. Po chwili razem z ejakulatem wypływają kał i krew. Modelka jęczy żałośnie, lecz mężczyzna albo tego nie słyszy, albo zupełnie się tym nie przejmuje. Dla niego Anna jest tylko sprzedajną lalunią i tak ją traktuje. Albo jeszcze gorzej. Obchodzi się z nią jak szowinistyczny, wredny, zboczony typ. Do tej pory nie wiedział, że taki właśnie seks będzie mu najbardziej odpowiadał. Teraz odkrywa pierwszą ze swoich psychopatycznych perwersyjnych pasji – zamiłowanie do przemocy i zniewolenia.

      – Fisa, fisa! Zbieraj się! Jekfi61! – mówi po niespełna półgodzinie do biednej zgwałconej Polki. – Jak książę zobaczy, że nadal tu jesteś, to za cholerę nie będzie cię chciał oglądać na sobotniej imprezie. Denerwujesz go.

      – Tak… – szepcze Anna, przyrzekając sobie, że na żadną tego rodzaju birbantkę już się nie wybierze. Zwłaszcza do tych typków spod ciemnej gwiazdy. – Pieprzyć to! – oświadcza pewnym głosem.

      – Pieprzysz pięć kafli?

      – Jakie pięć? Za noc dostanę maksymalnie tysiaka. – Kiedy mowa o pieniądzach, kobieta błyskawicznie zbiera się do życia. Wyciera twarz w satynową poszwę, brudząc ją jeszcze bardziej.

      – Załatwię ci specjalną stawkę. – Jasem umie się zrewanżować, szczególnie gdy nie płaci ze swoich.

      – Dzięki.

      – No już. Zbieraj się.

      Pół-Syryjczyk oczywiście nie ma zamiaru nic jej załatwiać, ale nie chce, by mała wściekła się za dzisiejszy ostry seks. Zdaje sobie sprawę, że tak nie wolno postępować z białymi kobietami, że przedobrzył i może go za to spotkać kara. Tutaj panują inne zasady. Za taką zabawę trzeba słono płacić, a czasem można nawet wylądować w więzieniu. Co za pojebany kraj, podsumowuje. Przeklęta cała Europa! Na kolejne erotyczne doznania będzie musiał poczekać do czasu, kiedy wróci do swojego domu, do Syrii, i weźmie sobie za żonę Arabkę. Te niewiasty muszą znosić wszystkie nieprzyjemności i spełniać każdą mężowską zachciankę, co oczywiście każdemu Arabowi bardzo odpowiada. Tak jest zapisane w Koranie i koniec kropka. „Mężczyźni stoją nad kobietami ze względu na to, że Bóg dał wyższość jednym nad drugimi, i ze względu na to, że oni rozdają ze swojego majątku. Przeto cnotliwe kobiety są pokorne i zachowują w skrytości to, co zachował Bóg”62. Pamięta dokładnie tę surę, bowiem jego matka non stop ją łamała, nie poddając się woli ojca, wuja czy nawet błaganiom syna.

      Sponiewierana modelka,po doprowadzeniu się do jakiego takiego ładu, cicho otwiera drzwi i wymyka się na ciemny korytarz. Sama jeszcze nie wie, czy przyjdzie tu ponownie, ale obietnica dużej kasy jest bardzo kusząca.

      – Hej, Anna! – Nagle słyszy za sobą znajomy głos. – Do zobaczenia w sobotę. – Śniady Azjata, który nie wiadomo skąd się tu wziął, lubieżnie się podśmiechuje.

      – Do zobaczenia. – Speszona kobieta wymyka się frontowymi drzwiami.

      W salonie urzędują Anwar, Abbas i jego znajomy, młody przystojny Pakistańczyk.

      – Cześć. Moe jestem – przedstawia się zaskoczonemu Jasemowi kolega Anny. – Przeprowadziłeś test przydatności?

      – Tak jakby.

      – I jak? Niezła jest? Dla mnie taka trochę mdła – bez skrupułów sugeruje, że też zaliczył ten towar.

      – Masz rację.

      – Dziwię się, że Abbas ją wybrał. Intelekt nie idzie w parze z seksapilem, czego ona jest żywym przykładem. Ale tym razem stawiamy na inteligentki, prawda? – Rechocze lubieżnie Pakol63. – Ma być celebryckie przyjęcie okraszone pięknymi modelkami, które ktoś ewentualnie po cichutku bzyknie, to będzie – mówi otwartym tekstem, co niezmiernie peszy nieprzyzwyczajonego do tego typu rozmów Jasema, a także skromnego Anwara. Panowie jednak usiłują ukryć zażenowanie. Abbas jest starym wygą w tej branży, więc jemu wszystko jedno, czy będzie się mówić o niemowlętach, puddingu czekoladowym czy pieprzeniu dziwek. – Ale macie fart, że młody Kaddafi się z wami przyjaźni. Wiele bym dał, żeby móc z nim czy z jego tatusiem kooperować, ale ciężko jest zdobyć jego zaufanie i taki towar, który mógłbym im zaoferować.

      – Jak to? – Abbas rozsiada się wygodnie na miłą popołudniową pogawędkę, gdyż czuje się już tutaj jak w domu. – Masz najlepsze prochy w całej Wielkiej Brytanii! Twoja rodzina zbudowała na nich swoje imperium.

      – Dzięki, że tak mówisz, ale jako mojego przyjaciela, ja sadiqi, muszę wyprowadzić cię z błędu.

      – Serio? Ja sadiqi. – Saudyjczyka bawią bzdurne oświadczenia o przyjaźni, bo zdaje sobie sprawę, że ten młody Azjata dla forsy i własnego interesu utopiłby go w łyżce wody.

      – Rozprowadzane przeze mnie w Anglii dragi64 są dobre dla niewybrednych Brytoli. Ot co. Oni biorą byle co, byleby dużo i tanio.

      – Nie dostarczasz ich także nam, panom Zatoki Perskiej? – wtrąca się zainteresowany Anwar.

      – Owszem, bez obaw. Moja rodzina zaopatruje Saudyjczyków i tutaj, i w Rijadzie, ale dostarczamy wam zupełnie inny sort. I taki gatuneczek teraz będę musiał ściągnąć na waszą imprezkę. Ot co! – Handlarz narkotyków w pokrętny sposób chce podnieść swoją wartość i rangę trucizny, którą bezkarnie rozprowadza.

      To, że prowadzi nielegalny biznes przy sieci skorumpowanych glin i przymykającej na wszystko oko MI5 w Wielkiej Brytanii, dociekliwy Anwar al-Saud jest w stanie zrozumieć, ale jakim cudem ten paproch bezkarnie działa na terenie Królestwa Arabii Saudyjskiej, gdzie za przemyt i handel narkotykami grozi kara śmierci? Postanawia się tym zainteresować, a na razie zostać kolejnym sadiqiem nikczemnego znajomego równie podłego i śliskiego Abbasa. Najchętniej wszystkich ich, włącznie z Jasemem, do którego dziś stracił sympatię, wyrzuciłby z domu.

      Moe jednak kontynuuje szczerą gadkę:

      – Stary narkoman Kaddafi skądś bierze supertowar, i to ponoć za pół ceny. Widać jest to handelek wymienny: jego protekcja w rejonie i długoletnie znajomości za darmowe prochy. Tak działają mocarstwa i mocarze – wzdycha zasmucony.

      – Widzę, że się spieszycie. – Książę w typowo wielkopański sposób kończy nasiadówkę i wstaje, by opryszkowie, którzy go otaczają, także zwlekli swoje cztery litery z wygodnych foteli i się zmyli. – Widzimy się w sobotę. – Potwierdza pierwsze i ostatnie party, którego będzie gospodarzem.

      Mężczyźni, doskonale rozumiejąc aluzję, niechętnie się zbierają.

      – Jasem! – woła jeszcze Anwar. – Ściągnij poszwy i prześcieradło z łóżka, którego tak intensywnie dziś używałeś – rozkazuje swoim doniosłym basem, na co pół-Syryjczykowi ze wstydu i upokorzenia aż krew zaczyna pulsować w skroniach. – Nikt nie będzie po tobie sprzątał. Wrzuć brudy do pralki i nastaw program – dokładnie instruuje wściekłego kolegę. – Dodaj specyfiku na odplamianie i dezynfekcję, tak by moja siostra czy kuzynka, kiedy do mnie przyjadą w gości, przez przypadek nie złapały HIV. Ty ryzykujesz z własnego wyboru.

      – Ale jajo, nie? – Na chłodnej, przestronnej i eleganckiej klatce schodowej na Jasema czeka Moe. Pakistańczyk zauważył jego frustrację i postanawia to wykorzystać. – Czy ten facet wszystkich tak traktuje? – sonduje, a towarzysz tylko zaciska szczęki. – Typowe dla Saudyjczyków, cholernych,

Скачать книгу


<p>61</p>

Jekfi (arabski) – Wystarczy.

<p>62</p>

Koran, Sura IV, wers 34, tłum. J. Bielawski, PIW, Warszawa 1986.

<p>63</p>

Pakol (slang; pejoratywnie) – Pakistańczyk.

<p>64</p>

Dragi (slang) – narkotyki.