Скачать книгу

8-ab04-97c511e7f02c.jpg" alt="Okładka"/> Mara Mara Mara

      Zapraszamy na www.publicat.pl

      Projekt okładki

      TOMASZ MAJEWSKI

      Zdjęcia na okładce

      © CSA Images/ Getty Images

       © munandme/ Getty Images

      Koordynacja projektu

      NATALIA STECKA

      Redakcja

      IWONA GAWRYŚ

      Korekta

      BOGUSŁAWA OTFINOWSKA

      Redakcja techniczna

      KRZYSZTOF CHODOROWSKI

      Polish edition © Publicat S.A., Małgorzata Fugiel-Kuźmińska i Michał Kuźmiński MMXIX (wydanie elektroniczne)

      Wykorzystywanie e-booka niezgodne z regulaminem dystrybutora, w tym nielegalne jego kopiowanie i rozpowszechnianie, jest zabronione.

      All rights reserved.

      ISBN 978-83-271-5909-0

      Konwersja: eLitera s.c.

logo

      jest znakiem towarowym Publicat S.A.

      PUBLICAT S.A.

      61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24

       tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00

       e-mail: [email protected], www.publicat.pl

      Oddział we Wrocławiu

       50-010 Wrocław, ul. Podwale 62

       tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66

       e-mail: [email protected]

      Spis treści

       Karta redakcyjna

       Motto

       Część I

       Rozdział 1

       Rozdział 2

       Rozdział 3

       Rozdział 4

       Część II

       Rozdział 5

       Rozdział 6

       Rozdział 7

       Rozdział 8

       Rozdział 9

       Rozdział 10

       Rozdział 11

       Część III

       Rozdział 12

       Rozdział 13

       Rozdział 14

       Rozdział 15

       Rozdział 16

       Rozdział 17

       Epilog

       Od autorów

      Dąbrowa nie jest innym, lepszym miastem od innych!

      Są w niej tak samo różni ludzie jak wszędzie, tak samo dobrzy i niedobrzy,

      zazdrośni i litościwi, biedni i zamożniejsi, szczęśliwi i nieszczęśliwi.

      Więc po cóż sobie wmawiać, że zanim zdążą coś złego zrobić, cud się stanie.

      (Z pamiętnika dwunastoletniej Melanii Weissenberg,

      Dąbrowa Tarnowska, 16 sierpnia 1942 roku)

      Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym

      This ebook was bought on LitRes

      I

      Dąbrowa Tarnowska-Ruda,

      sierpień 1943 roku

      Coś nie dawało mu spać. Dziecko też poruszyło się na posłaniu, zakwiliło niespokojnie. Wojenne dziecko, czujne jak ptak na gałęzi. Tylko ona się nie obudziła, spała ciężkim snem z koszulą nocną pozwijaną wokół kolan, z zaciśniętymi udami, pięściami kurczowo zasłaniając piersi. Światło księżyca sączyło się przez okno. Maryja ze świętego obrazu patrzyła poważnie, z izby obok dochodziło chrapanie matki. Strach przegnał sen, szarpnął skurczem za żołądek. To mogło być wszystko. Bandyci. Pożar. Oni.

      Bezgłośnie usiadł na posłaniu, wstał, naciągnął koszulę i portki. Spojrzał na żonę, zamarł w pół gestu, jakby chciał jej dotknąć, ale cofnął rękę. Niech śpi. Może to tylko wiatr. Straż nocna na patrolu. Skradający się do kurnika lis.

      Przemknął przez sień, sięgnął po siekierę. Możliwe, że to lis, ale nie ufał już nawet swoim zmysłom.

      Wyszedł na podwórze i nasłuchiwał. Samotna kępa drzew kołysała się na horyzoncie, odcinając się od nieba rozjaśnionego zimnym światłem księżyca. Chłód przyniósł ulgę po gorącym dniu. Było cicho. Bardzo cicho. Może mu się wydawało. A może znowu przyśnił mu się ten krzyk, który niósł się wtedy po polach jak pogłos burzy. Rozkazy w języku ostrym jak smagnięcie bykowcem i skargi w języku tak podobnym, a tak różnym. Ludzie chodzili patrzeć, jak klęczą do wysiedlenia. On też poszedł i chyba na zawsze ten jęk zostanie mu w uszach.

Скачать книгу