ТОП просматриваемых книг сайта:
Grzechy młodości. Edyta Świętek
Читать онлайн.Название Grzechy młodości
Год выпуска 0
isbn 9788366217997
Автор произведения Edyta Świętek
Жанр Современные любовные романы
Издательство PDW
– Myślę, że tak. Tymek zawsze jest chętny do zabawy. A i ja też skorzystam, bo akurat mam wolny wieczór. Wprawdzie Ewka będzie wtedy śpiewać, ale dzieciaki zawsze mogę odstawić do mamy albo teściowej. W końcu mi też należy się jakaś przyjemność. Nie samą robotą człowiek żyje – stwierdził, zezując na rozłożone akta. – A tej daczy w Prądocinie to ci w sumie zazdroszczę. Fajnie byłoby mieć coś takiego. Zabierałbym rodzinę na wypoczynek za miastem. A i reszcie bliskich też bym pewnie udostępnił klucze od czasu do czasu – powiedział z rozmarzeniem. – Każdy jest teraz zagoniony, niedzielny relaks nad wodą byłby jak znalazł.
– A wiesz, że po sąsiedzku jest na sprzedaż ładna parcela z dostępem do jeziora? Nie byłbyś zainteresowany kupnem? – rzucił Roman.
– Serio? Kupiłbym. Gdybym tylko miał luźne pieniądze. Niestety, ostatnio wysupłałem wszystko na moskwicza. Pewnie będę spłacał długi przez najbliższy rok. Ale od tak dawna myślałem o własnej bryce, że nie mogłem sobie darować okazji.
– No to może Tymek by wziął? Szkoda działki, bo naprawdę ładna. Niełatwo o dobre miejsca na dacze.
– Mogę mu podszepnąć. Bo jak nie on, to żaden z nas nie kupi. Nikt więcej forsą nie śmierdzi. Choć teraz on też się napalił na własny pojazd. Prawo jazdy zaczął robić. Tylko patrzeć, jak nabędzie jakiś wózek. A że z niego wielki pan, to może dostać talon na syrenkę.
– Jakbyś zechciał, to łatwo zarobiłbyś na przyjemności. Tyle razy ci mówiłem, żebyś złożył papiery do nas. Teraz przykładowo na gwałt uzupełniamy pion czwarty[3]. Coś niepokojącego wisi w powietrzu. Wyszyński sprawia kłopoty, a ten jego protegowany, Wojtyła, w niczym mu nie ustępuje. Też niezłe ziółko, bo miesza ludziom we łbach. Tyś jest z katolickiej rodziny, pasowałbyś jak ta lala.
– Przecież wiesz, że nie praktykuję…
– Ale Ewa chyba chodzi do kościoła.
– No… Chodzi. Tylko że ona dla odmiany jest bardzo religijna.
– No to zawsze może ci to i owo podszepnąć. A ty zaczniesz chodzić z nią jako nawrócony.
– Żartujesz? Ewa nigdy nie sypnie żadnego księdza.
– A ty?
– Nic z tego, stary. Ja się nie nadaję do takich akcji. Nie będę sobie komplikował życia. Gdyby coś mi odbiło i wziąłbym robotę u was, to jakby sprawa wyszła na jaw, nie miałbym po co wracać do domu. U mnie większość krewnych praktykuje. Rodzice pobożni, żona i teściowie też. Nawet dzieciaki chowamy po katolicku. Nie darowaliby mi współpracy z bezpieką, gdyby w grę wchodziła obserwacja Kościoła. A i w innych pionach też się nie widzę. Jestem na to zbyt spokojnym człowiekiem. Mnie interesuje przeprowadzanie śledztw i kryminalistyka. Nie zaryzykuję wojny domowej, bo prędzej czy później moi mogliby coś odkryć.
– E tam, chrzanisz. Cóż mogłoby się wydać? Że masz lokalnego klechę na oku? Jeśli pleban nie ma nic za skórą, to może być spokojny o swój tyłek. A jeśli podburza ludzi przeciwko władzy czy krzewi wrogą propagandę, to powinniśmy o tym wiedzieć, by łatwiej było przeciwdziałać. To wcale nie wymagałoby wielkiego wysiłku. Wszak tu nie chodzi o działania stricte operacyjne, ale bardziej o inwigilację i prewencję. Czasami trzeba po prostu pouczyć księżula o tym, co mu wolno mówić podczas kazań, a jakich tematów winien unikać. Zazwyczaj to wystarcza. Miałbyś więc spokojną robotę.
– Nie, nie, stary. Dziękuję. Wolę zostać przy tym, co robiłem dotychczas. Ale swoją drogą, zastanawia mnie jedna sprawa… – urwał, gdyż nie miał pewności, czy zainteresowanie takim tematem nie powróci kiedyś nieprzyjemną czkawką.
– No dawaj – zachęcił przyjaciel.
– Wiesz, chodzi mi o stosunek państwa do Kościoła. Bo niby żyjemy w ateistycznym kraju. Od obywateli oczekuje się zerwania z praktykami religijnymi. Ale w gruncie rzeczy nikt tego nie egzekwuje tak, jak na przykład w Czechosłowacji. Tam jakoś surowiej władze podeszły do problemu: biskupów internowano, zakony zostały rozwiązane, Kościół utracił pieczę nad wszystkimi prowadzonymi wcześniej szkołami, prasę katolicką praktycznie zlikwidowano, a wszelkie organizacje otrzymały zakaz funkcjonowania. Słyszałem, że u pepików inwigilacja duchownych jest tak ścisła, że właściwie są oni więźniami własnych parafii. Nie to co u nas. Czemu naszym księżom tak się pobłaża, skoro ich działalność przeszkadza Moskwie?
– Mentalność Polaczków nie pozwala na inne postępowanie. Pamiętasz, co kiedyś mówiłem o gotowaniu żaby?
– Pamiętam. Zmiany muszą następować powoli.
– Otóż to. Gdyby władze zaczęły nagle zamykać kościoły, a księży odsyłać do innych zajęć, to w kraju podniósłby się rwetes i doszłoby do kontrrewolucji. Polacy są jednak znacznie mocniej przywiązani do tych swoich zabobonów. Uważam, że i tak wiele osiągnęliśmy, bo mamy upaństwowioną własność. Kapitalizm został zlikwidowany, nastąpiła alokacja dóbr. Nie ma bogatych i biednych…
– Ha ha ha! Teraz to dałeś popalić! – parsknął milicjant.
– Nie śmiej się. Owszem, są tacy, którym powodzi się ciut lepiej lub trochę gorzej, ale to nie to samo co za sanacji. Kiedyś tacy bracia Mateccy[4] trzęśli niemalże całym handlem w Bydgoszczy, bo z tym ich Domem Towarowym nie szło konkurować. Majewicz i Kosiccy[5] czerpali zyski z hotelu Pod Orłem, a Weynerowski[6] miał interes na butach. Garstka osób zarabiała krocie, podczas gdy ich pracownicy dostawiali za swój mozół marne pensje. A takich jak oni mieliśmy wszak w całym kraju bez liku. Chciwi kapitaliści, którzy żyli z wyzysku klasy robotniczej. Żaden dzisiejszy bogacz im nie dorównuje. Który kacyk partyjny mieszka w pałacu i posiada tyle bogactwa? Czyją żonę stać na paryskie kreacje i futra?
– Z tym mógłbym polemizować. Ponoć Stanisława Gierek lubi kosztowne stroje i na zakupy jeździ wyłącznie do Paryża. – Kazimierz zniżył głos.
Wyjął z kieszeni paczkę papierosów i wyciągnął ją w stronę kolegi. Dereń podziękował, miał własne. Pstryknął kolorową, zagraniczną zapalniczką. Po chwili obydwaj mocno zaciągali się dymem.
– Ale cacko – westchnął Trzeciak i wyciągnął dłoń po zapalniczkę. Obejrzał ją i oddał kumplowi. – Fajna.
– No. Zdobyczna – odparł krótko Romek, a następnie wrócił do wcześniejszego tematu. – Co by nie mówić, to jednak dysproporcje w stanie posiadania są nieporównywalnie mniejsze niż przed okupacją. A na daczę lub talon na syrenę trzeba sobie zasłużyć – skwitował. – Ty też byś zasłużył – podjudzał.
– Jak? Walcząc z Kościołem? Przecież to nierówna walka. Z góry skazana na klęskę, bo jak sam wspomniałeś, taka już jest mentalność naszych ziomków. Ludzie ślepo ufają klerowi.
– Do czasu. I uwierz mi, że akurat ta walka jest bardzo wyrównana – zapewnił Dereń. – Po pierwsze szanse rozłożone są jeden do jednego. Jeszcze w latach powojennych mieliśmy w kraju sporo Żydów. Ciężko byłoby ich inwigilować, są zbyt charakterystyczni z rysów twarzy, noszą te swoje chałaty i pejsy, a ich zwyczaje to już w ogóle jakieś dziwy. Ale po tym, jak w sześćdziesiątym ósmym Gomułka ostatecznie rozwiązał problem syjonistów, został nam tylko jeden czynny wróg w postaci Kościoła katolickiego. A nad jednym wrogiem, na dodatek takim, który z założenia winien być pokorny, łatwo jest zapanować. Należy dobrze poznać jego