Скачать книгу

sok. Na drżących nogach poszedł za nią do znajdującego się piętro niżej studia.

      – Proszę usiąść – szepnęła, wskazując mu miejsce. Christian usiadł i drgnął, gdy poczuł czyjąś dłoń na ramieniu.

      – Przepraszam, muszę panu przypiąć mikrofon – szepnął mężczyzna ze słuchawkami na głowie. Christian kiwnął głową. W ustach, o ile to możliwe, miał jeszcze bardziej sucho. Sięgnął po stojącą obok szklankę wody i wypił wszystko jednym haustem.

      – Dzień dobry panu, miło mi pana poznać. Czytałam pańską książkę, jest fantastyczna. – Kristin Kaspersen wyciągnęła rękę na przywitanie. Christian po krótkim wahaniu podał jej spoconą dłoń. Pewnie zrobiła na niej wrażenie mokrej gąbki. Podszedł współprowadzący program. Przedstawił się jako Anders Kraft.

      Na stole leżała jego książka. Z tyłu, za ich plecami, ktoś mówił o pogodzie. Mogli rozmawiać tylko szeptem.

      – Mam nadzieję, że pan się nie denerwuje, co? Nie ma powodu, proszę się skupić na nas, a wszystko pójdzie dobrze.

      Christian znów bez słowa skinął głową. Ktoś napełnił wodą jego szklankę. Opróżnił ją w jednej chwili.

      – Za dwadzieścia sekund wchodzimy – powiedział Anders Kraft, mrugając porozumiewawczo. Dzięki emanującym spokojem prowadzącym Christian trochę się uspokoił. Starał się nie myśleć o stojących wokół kamerach, które pokażą go na żywo sporej części Szwedów.

      Kristin zaczęła mówić, patrzyła gdzieś za niego. Christian domyślił się, że są na antenie. Serce waliło mu w piersi, szumiało mu w uszach. Zmusił się do słuchania tego, co mówiła. Po krótkim wstępie padło pierwsze pytanie:

      – Krytycy gratulują panu udanego debiutu literackiego. Również zainteresowanie czytelników Syrenką jest wręcz niezwykłe, zważywszy na to, że jest pan zupełnie nieznanym pisarzem. Jak pan się z tym czuje?

      Głos mu drżał, gdy zaczął mówić, ale Kristin Kaspersen wpatrywała się w niego z takim spokojem, że skupił się na niej, nie na kamerze, którą widział kątem oka. Pierwsze zdania zabrzmiały niepewnie, ale po chwili okrzepł.

      – To oczywiście wspaniałe uczucie. Zawsze marzyłem, żeby zostać pisarzem, ale to, co się teraz dzieje, gdy to marzenie się spełniło i spotkałem się z takim przyjęciem, przeszło moje wyobrażenie.

      – Widać, że wydawnictwo stawia na pana. Pańskie zdjęcia widać na wystawach księgarń. Mówi się, że pierwszy nakład sięgnął piętnastu tysięcy egzemplarzy, a na stronach poświęconych kulturze dziennikarze prześcigają się w porównywaniu pana z najwybitniejszymi twórcami literatury. Nie czuje się pan tym trochę przytłoczony? – Anders Kraft spojrzał na niego przyjaźnie.

      Christian poczuł się pewniej, jego serce znów biło normalnie.

      – To, że wydawnictwo wierzy we mnie i na mnie stawia, oczywiście znaczy dla mnie bardzo wiele. Natomiast porównywanie mnie do innych pisarzy wydaje mi się nieco dziwne. Każdy z nas ma własny sposób pisania. – Poczuł się pewnie. Rozluźnił się jeszcze bardziej, a po kilku kolejnych pytaniach pomyślał, że mógłby siedzieć przy tym stole i rozmawiać w nieskończoność.

      Kristin Kaspersen sięgnęła po coś i podniosła to do kamery. Christian oblał się potem. Sobotnie wydanie „GT”, wytłuszczone nazwisko i słowa: GROŻENIE ŚMIERCIĄ. Jego szklanka była pusta, łykał ślinę, próbując zwilżyć usta.

      – Coraz częściej znani Szwedzi dostają pogróżki. W pańskim przypadku zaczęło się, jeszcze zanim stał się pan znany. Jak pan sądzi, dlaczego?

      Zachrypiał, a po chwili odparł:

      – To zostało całkowicie wyrwane z kontekstu i rozdmuchane ponad miarę. Zawsze znajdą się ludzie zawistni albo mający problemy psychiczne… właściwie nie mam nic do dodania. – Czuł napięcie w całym ciele, dłonie spociły mu się tak bardzo, że musiał je wytrzeć pod stołem o spodnie.

      – Dziękujemy, że przyszedł pan do nas, żeby porozmawiać o zachwalanej przez recenzentów powieści Syrenka. – Anders Kraft przytrzymał książkę przed kamerą i uśmiechnął się.

      Christian poczuł ulgę, gdy zdał sobie sprawę, że to koniec.

      – Dobrze poszło – stwierdziła Kristin Kaspersen, zbierając swoje papiery.

      – Tak, naprawdę dobrze – odparł Anders Kraft, podnosząc się. – Przepraszam, muszę przejść do zdrapki.

      Mężczyzna ze słuchawkami wyplątał Christiana z mikroportu. Mógł już wstać. Podziękował i za hostessą wyszedł ze studia. Ręce jeszcze mu się trzęsły. Weszli po schodach na górę, minęli barek, potem znów w dół, i po chwili znalazł się na dworze, na zimnie. Był kompletnie oszołomiony, w głowie miał mętlik i wątpił, czy jest w stanie zgodnie z umową spotkać się z Gaby w wydawnictwie.

      Wyglądając przez okno taksówki wiozącej go do śródmieścia, zdał sobie sprawę, że stracił kontrolę nad sytuacją.

      – Jak sobie z tym poradzimy? – Patrik spojrzał na lód.

      Torbjörn Ruud nie martwił się ani trochę. Jak zwykle. Zawsze zachowywał spokój, bez względu na to, jak skomplikowane zadanie go czekało. Jako szef sekcji technicznej policji był przyzwyczajony do rozwiązywania najróżniejszych problemów.

      – Będziemy musieli wyrąbać przerębel, spuścić linę i go wyciągnąć.

      – Lód się pod wami nie załamie?

      – Jeśli ludzie będą odpowiednio wyposażeni, nic im nie grozi. Według mnie najgorsze jest to, że możemy wybić dziurę, a gość się odczepi i spłynie z prądem pod lodem.

      – Jak chcecie tego uniknąć? – spytał Patrik.

      – Na początek wybijemy małą dziurę, zahaczymy go i dopiero potem ją poszerzymy.

      – Robiliście już coś takiego? – Patrika to nie uspokoiło.

      – Czy ja wiem… – Torbjörn Ruud musiał się zastanowić. – Chyba nie mieliśmy nieboszczyka, który przymarzłby do lodu od spodu. Pamiętałbym coś takiego.

      Patrik spojrzał tam, gdzie powinno się znajdować ciało.

      – No to róbcie, co do was należy, a ja pójdę pogadać ze świadkiem. – Zauważył, że Mellberg z ożywieniem rozmawia z mężczyzną, który znalazł zwłoki. Zostawienie go sam na sam ze świadkiem czy kimkolwiek innym nigdy nie było dobrym pomysłem.

      Podszedł do nich.

      – Dzień dobry. Jestem Patrik Hedström.

      – Göte Persson – odparł mężczyzna. Chwycił dłoń Patrika, jednocześnie przytrzymując golden retrievera, który ciągnął z powrotem na lód. – Rocky chce tam wrócić, ledwo go ściągnąłem na brzeg – powiedział, szarpiąc lekko smyczą, żeby zaznaczyć, kto tu rządzi.

      – To pies go znalazł?

      Persson skinął głową.

      – Tak. Wbiegł na lód i nie chciał wrócić. Stał w miejscu i ujadał. Bałem się, że wpadnie pod lód, więc poszedłem po niego. I wtedy zobaczyłem… – Pobladł, przypomniał sobie chwilę, gdy pod lodem dostrzegł twarz nieboszczyka. Otrząsnął się i znów zarumienił. – Długo mam tu stać? Moja córka właśnie jedzie rodzić. To mój pierwszy wnuk.

      Patrik uśmiechnął się.

      – W takim razie nie dziwię się, że panu śpieszno. Jeszcze tylko chwila, zaraz pana puścimy. Nic panu nie umknie.

      Persson

Скачать книгу