Скачать книгу

rolę w tworzeniu się obecnego składu naszej atmosfery. Gdyby nie było życia, byłaby ona zupełnie inna. Możliwe, że nie mogłaby chronić powierzchni Ziemi przed wiatrem słonecznym i promieniowaniem ultrafioletowym i oceany by wyparowały. Efekt cieplarniany przemieniłby wkrótce atmosferę ziemską w kopię wenusjańskiej, a wtedy po pewnym czasie para wodna uciekłaby w przestrzeń kosmiczną. Po kilku miliardach lat Ziemia byłaby sucha.

      Yang Dong patrzyła bez słowa na żółtą skorupę planety.

      – A zatem Ziemia, na której teraz żyjemy, jest domem, który zbudowało dla siebie życie. Nie ma to nic wspólnego z Bogiem. – Zielone Okulary, wyraźnie zadowolony ze swojej oracji, wyciągnął ręce, jakby chciał objąć ekran.

      Yang Dong nie była w nastroju do rozmowy o takich sprawach, ale gdy Zielone Okulary usunął z panelu konfiguracji możliwość istnienia życia, w jej głowie pojawiła się pewna myśl.

      – A co ze Wszechświatem? – zadała następne przerażające pytanie.

      – Ze Wszechświatem?

      – Gdybyśmy użyli podobnego modelu matematycznego dla stworzenia symulacji ewolucji całego Wszechświata i usunęli na początku możliwość istnienia w nim życia, to jak by wyglądał?

      Zielone Okulary zastanawiał się przez chwilę, po czym odparł:

      – Tak samo. Kiedy mówiłem o wpływie życia na środowisko, ograniczyłem się do Ziemi. Ale skoro mówimy o ewolucji Wszechświata, wpływ życia na niego możemy pominąć, bo jest ono niezwykle rzadkim zjawiskiem.

      Yang Dong ugryzła się w język. Starając się przywołać na twarz uśmiech uznania, jeszcze raz się pożegnała. Wyszła z budynku i popatrzyła na usiane gwiazdami nocne niebo.

      Z tajnych dokumentów matki wiedziała, że życie we Wszechświecie wcale nie jest takim rzadkim zjawiskiem. Prawdę mówiąc, Wszechświat był zatłoczony.

      „Jak bardzo życie zmieniło Wszechświat?” – pomyślała.

      Zalała ją fala strachu. Wiedziała, że nie zdoła już się uratować. Próbowała przestać myśleć, przemienić umysł w czarną pustkę, ale uparcie powracało nowe pytanie: „Czy Natura jest rzeczywiście naturalna?”.

      4 rok ery kryzysu

      Yun Tianming

      Po rutynowym sprawdzeniu stanu zdrowia Yun Tianminga doktor Zhang zostawił mu gazetę, mówiąc, że skoro od tak dawna przebywa w szpitalu, to powinien się dowiedzieć, co się dzieje na świecie. W pokoju Tianminga był telewizor, więc słowa lekarza go zaskoczyły. Zastanawiał się, czy nie miał on na myśli czegoś innego.

      Przeczytał gazetę i doszedł do następującego wniosku: w przeciwieństwie do okresu sprzed jego pójścia do szpitala wiadomości o Ruchu na rzecz Ziemskiej Trisolaris (RZT) nie usuwały już w cień wszystkich innych. Co najmniej kilka artykułów nie miało nic wspólnego z kryzysem wywołanym przez Trisolarian. Ludzie znów skupiali się na tym, co dzieje się tu i teraz, i zamiast martwić się wydarzeniami, do których dojdzie nie wcześniej niż za czterysta lat, myśleli o życiu w czasach obecnych.

      Nie było w tym nic dziwnego. Starał się przypomnieć sobie, co się działo przed czterystu laty: w Chinach panowała dynastia Ming, a Nurhaczi chyba – nie był tego pewien – dopiero założył imperium, które miało zastąpić Mingów, po wymordowaniu milionów ludzi. Na Zachodzie niedawno skończyły się wieki ciemne, maszyna parowa miała się pojawić dopiero za sto lat z okładem, a na elektryczność trzeba było czekać jeszcze trzy stulecia. Gdyby w owych czasach ktoś martwił się tym, co będzie za czterysta lat, zostałby wyśmiany. Martwienie się tym, co przyniesie przyszłość, było równie absurdalne jak lamentowanie nad przeszłością.

      Co do samego Tianminga, to ze względu na jego stan zdrowia nie musiał się martwić nawet tym, co się będzie działo w przyszłym roku.

      Ale jego uwagę przyciągnęła jedna wiadomość. Znajdowała się na pierwszej stronie pod nagłówkiem:

Na posiedzeniu nadzwyczajnym Trzeciego Stałego Komitetu Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych przyjęto ustawę dopuszczającą eutanazję

      Tianming był zdezorientowany. Sesję nadzwyczajną zwołano z powodu kryzysu trisolariańskiego, ale ta ustawa zdawała się nie mieć z nim nic wspólnego.

      „Dlaczego doktor Zhang chciał, żebym zobaczył tę wiadomość?” – zachodził w głowę Tianming.

      Zaniósł się od kaszlu, więc odłożył gazetę i spróbował się zdrzemnąć.

      Następnego dnia również w telewizji pokazano kilka reportaży i wywiadów na temat ustawy o eutanazji, ale nie wzbudziło to większego zainteresowania publiczności.

      W nocy Tianming miał kłopoty ze spaniem – kaszlał i z trudem łapał oddech. Po chemioterapii był osłabiony i miał nudności. Pacjent z sąsiedniego łóżka przysiadł na brzegu łóżka Tianminga i przytrzymał mu rurkę z tlenem. Nazywał się Li i wszyscy mówili na niego Lao Li, czyli Stary Li.

      Lao Li rozejrzał się po sali, upewniając się, że pozostali dwaj pacjenci śpią, po czym powiedział:

      – Tianming, niedługo odchodzę.

      – Wypisują pana?

      – Nie. Skorzystam z tej ustawy.

      Tianming usiadł.

      – Ale dlaczego? Pana dzieci są takie troskliwe i tak dbają o pana…

      – I właśnie dlatego postanowiłem odejść. Jeśli będzie się to jeszcze długo ciągnąć, będą musieli sprzedać swoje domy. Po co? Przecież i tak nie ma na to leku. Muszę wziąć odpowiedzialność za los moich dzieci i ich dzieci.

      Lao Li westchnął, poklepał Tianminga po ramieniu i wrócił do swojego łóżka.

      Patrząc na cienie rzucane przez kołyszące się drzewa na zasłonkę w oknie, Tianming powoli zasnął. Po raz pierwszy od początku choroby miał przyjemny sen.

      Siedział w małej papierowej łódce, płynąc bez wioseł po spokojnej wodzie. Niebo było zamglone, ciemnoszare. Mżył zimny deszcz, ale jego krople nie padały na powierzchnię jeziora, która była gładka jak lustro. Woda, również szara, stapiała się ze wszystkich stron z niebem. Nie było horyzontu, żadnego brzegu…

      Gdy obudził się rano, był zdumiony, że w tym śnie miał taką pewność, iż tam będzie zawsze padać, powierzchnia będzie zawsze gładka, a niebo zawsze zamglone i ciemnoszare.

      Szpital miał zastosować procedurę, o którą poprosił Lao Li. W środkach przekazu rozgorzała dyskusja nad wyborem właściwego terminu na określenie tego zabiegu. „Wykonać” było z oczywistych względów słowem niestosownym, „wykorzystać” brzmiało równie źle, natomiast „zakończyć” zdawało się sugerować, że śmierć jest już pewna, co niezupełnie zgadzało się ze stanem faktycznym, a więc ostatecznie zdecydowano się na „zastosować”.

      Doktor Zhang zapytał Tianminga, czy czuje się na siłach wziąć udział w ceremonii eutanazji Lao Li. Pospiesznie dodał, że ponieważ jest to pierwszy przypadek eutanazji w mieście, byłoby dobrze, gdyby świadkami byli przedstawiciele różnych grup, w tym pacjentów, i że nie chodzi mu o nic innego.

      Jednak wbrew tym zapewnieniom Tianming nie mógł się pozbyć uczucia, że kryje się w tym jakiś podtekst. Mimo to zgodził się, bo doktor Zhang zawsze się nim dobrze opiekował.

      Dopiero potem uświadomił sobie, że twarz i nazwisko lekarza wydawały mu się znajome, choć nie mógł sobie przypomnieć skąd. Czyżby znał go przed hospitalizacją? Wcześniej nie zdawał sobie z tego sprawy, ponieważ ich kontakty ograniczały się do rozmów

Скачать книгу