Скачать книгу

niż w dwudziestym pierwszym wieku. Potem przeniosła wzrok z nieba na otaczającą ją rzeczywistość: stały z AA niczym mrówki na szczycie jakby rozjarzonej bożonarodzeniowej choinki, a wokół nich wznosił się las innych choinek. Na gałęziach wisiały jak liście rozświetlone budynki. Ale to ogromne miasto zbudowano nie pod ziemią, lecz na jej powierzchni. Pokój, który zapanował w erze odstraszania, zakończył drugą epokę jaskiniową w dziejach ludzkości.

      Poszły konarem do jego końca. Każda gałąź była aleją pełną dryfujących przezroczystych okien z informacjami. Za ich sprawą ulica wyglądała jak wielobarwna rzeka. Od czasu do czasu jakieś okno czy dwa odrywały się od reszty i podążały przez chwilę za nimi, po czym, gdy nie przejawiały nim zainteresowania, wracały do strumienia pozostałych. Wszystkie budynki zwisały z gałęzi, a ponieważ ta gałąź była najwyższa, Cheng Xin i AA miały nad głowami rozgwieżdżone niebo. Gdyby znalazły się na jednej z niższych gałęzi, byłyby otoczone jasnymi domami zwisającymi z wyższych konarów i poczułyby się jak owady fruwające w baśniowym lesie, w którym każdy liść i owoc skrzył się i lśnił.

      Cheng Xin przyglądała się przechodniom: kobieta, dwie kobiety, grupa kobiet, kobieta, trzy kobiety – same kobiety, wszystkie piękne. Odziane w śliczne, świetliste ubrania, wyglądały jak nimfy w tym zaczarowanym lesie. Co pewien czas mijały je starsze osoby, również kobiety, którym wiek nie odebrał urody. Gdy dotarły do końca gałęzi i przyglądały się morzu świateł w dole, Cheng Xin zadała pytanie, które nurtowało ją od kilku dni:

      – Co się stało z mężczyznami?

      Odkąd się obudziła, nie widziała ani jednego.

      – O co ci chodzi? Są wszędzie. – AA wskazała ludzi wokół nich. – O tam. Widzisz tego, który opiera się o balustradę? A tam stoi trzech. Dwóch idzie w naszą stronę.

      Cheng Xin uważnie się im przyjrzała. Osoby wskazane przez AA miały gładkie, ładne twarze, opadające na ramiona włosy i szczupłe, miękkie ciała, jakby ich kości były z bananów. Poruszali się z gracją, a ich głosy, niesione przez lekki wiatr, były słodkie i łagodne… W stuleciu, z którego pochodziła, uznano by ich za skrajnie zniewieściałych.

      Po chwili zrozumiała. Ten trend widoczny był już wcześniej. Lata osiemdziesiąte dwudziestego wieku były prawdopodobnie ostatnią dekadą, w której tradycyjnie zdefiniowaną męskość uważano za ideał. Potem społeczeństwo i moda preferowały mężczyzn wykazujących tradycyjnie kobiece cechy. Przypomniała sobie azjatyckich piosenkarzy, gwiazdy muzyki popularnej ze swoich czasów, którzy na pierwszy rzut oka wyglądali jak śliczne dziewczyny. Wielki Jar przerwał ten kierunek ewolucji ludzkiego społeczeństwa, ale pół wieku pokoju i dobrobytu ery odstraszania doprowadziło do jego odrodzenia, a nawet przyspieszenia.

      – To prawda, że początkowo ludziom z ery powszechnej odróżnienie mężczyzn od kobiet sprawia zwykle kłopot – powiedziała AA. – Ale dam ci pewną wskazówkę. Zwracaj uwagę na sposób, w jaki na ciebie patrzą. Taka klasyczna piękność jak ty jest dla nich bardzo pociągająca.

      Cheng Xin spojrzała na nią z pewnym zdenerwowaniem.

      – Nie, nie! – AA się roześmiała. – Ja naprawdę jestem kobietą i nie w ten sposób mi się podobasz. Ale, szczerze mówiąc, nie wiem, co może być atrakcyjnego w mężczyznach z twojej ery. Gruboskórni, dzicy, brudni, zupełnie jakby nie w pełni wyewoluowali. Przyzwyczaisz się i spodoba ci się ta epoka piękna.

      Niemal trzy wieki temu, kiedy Cheng Xin przygotowywała się do hibernacji, wyobrażała sobie różne problemy, z którymi będzie się musiała uporać w przyszłości, ale na coś takiego nie była przygotowana. Teraz wyobraziła sobie, jakby wyglądało jej życie, gdyby jego resztę spędziła w tym sfeminizowanym świecie… i ogarnęła ją melancholia. Spojrzała na niebo, szukając swojej gwiazdy.

      – Znowu o nim myślisz, prawda? – AA chwyciła ją za ramię. – Nawet gdyby nie poleciał w kosmos i resztę życia spędził z tobą, nie żyłyby już wnuki waszych wnuków. To nowa epoka, nowe życie. Zapomnij o przeszłości!

      Cheng Xin poszła za radą AA i zmusiła się do powrotu do rzeczywistości. Była tu dopiero od kilku dni i zaledwie w zarysie poznała historię minionych trzech stuleci. Najbardziej wstrząsnęło nią to, że w wyniku odstraszania groźbą wysłania w głąb ciemnego lasu informacji o położeniu ich układów słonecznych między ludźmi i Trisolarianami zapanowała równowaga.

      Nagle w jej głowie pojawiła się myśl: „Świat uległ zniewieścieniu… ale jak to wpływa na odstraszanie?”.

      Wracały tą samą drogą po konarze. I znowu przepłynęło z nimi kilka okien informacyjnych, ale tym razem jedno z nich przyciągnęło uwagę Cheng Xin. Pokazywało mężczyznę, ewidentnie z przeszłości: chudego, wymizerowanego, ze zmierzwionymi włosami. Stał przy czarnym nagrobku. I on, i nagrobek pogrążeni byli w cieniu, ale w jego oczach zdawało się odbijać światło odległego świtu. U dołu ekranu pojawił się wiersz tekstu:

      W czasach, w których żył, zabójca zostałby skazany na karę śmierci.

      Twarz mężczyzny wydała się Cheng Xin znajoma, ale obraz zniknął, zanim przyjrzała się mu dokładniej. W jego miejsce pojawiła się kobieta w średnim wieku, a przynajmniej tak się Cheng Xin wydawało. Miała oficjalny, nieświecący strój, który przypominał Cheng Xin ubiór polityka, i właśnie wygłaszała mowę. Wcześniejszy tekst był podtytułem jednej z części tego przemówienia.

      Wydawało się, że okno zauważyło zainteresowanie Cheng Xin. Powiększyło się i zaczęło odtwarzać nagranie audio towarzyszące wideo. Głos przemawiającej był miły i słodki, jakby słowa były połączone ze sobą pasemkami waty cukrowej, ale treść wypowiedzi była przerażająca.

      – Dlaczego kara śmierci? Dlatego, że zabił. Ale to tylko jedna z poprawnych odpowiedzi. Inną byłaby taka, że zabił za mało osób. Zabicie jednego człowieka było morderstwem, zabicie kilku lub kilkudziesięciu osób wielokrotnym morderstwem, a zatem za zabicie kilku lub kilkudziesięciu tysięcy powinno się wymierzyć mordercy tysiąckrotną karę śmierci. A gdyby ofiar było więcej? Kilkaset tysięcy? Kara śmierci, prawda? Tak, ci z was, którzy znają trochę historię, zaczynają się wahać. A gdyby zabił miliony ludzi? Mogę was zapewnić, że takiej osoby nie uznano by za mordercę. Ba, może nawet uznano by, że nie złamała prawa. Jeśli mi nie wierzycie, poznajcie historię! Każdy, kto zabił miliony, uznawany jest za „wielkiego” człowieka, za bohatera. A gdyby ta osoba zniszczyła cały świat i zabiła wszystkie formy życia na nim, byłaby wysławiana jako zbawiciel!

      – Mówią o Luo Ji – wyjaśniła AA. – Chcą go postawić przed sądem.

      – Dlaczego?

      – To skomplikowane. Ale zasadniczo z powodu tego świata, którego położenie ujawnił Wszechświatu, przyczyniając się w ten sposób do jego zniszczenia. Nie wiemy, czy na tamtym świecie istniało życie. Mogło tak być. A więc podejrzany jest o światobójstwo, największe przestępstwo według naszego prawa.

      – Hej, ty pewnie jesteś Cheng Xin!

      Te słowa były szokiem dla Cheng Xin. Wydobyły się z okna unoszącego się przed nią. Polityk z tego okna gapiła się na nią, a na jej twarzy widać było radość zmieszaną ze zdumieniem, jakby niespodziewanie spotkała dawną koleżankę.

      – Jesteś tą kobietą, która ma odległy świat! Jesteś jak promyk nadziei, który zawitał do nas z twojej pięknej epoki. Jako jedyny człowiek, który ma cały świat na własność, ocalisz nasz świat. Wszyscy w ciebie wierzymy. Och, przepraszam, powinnam się przedstawić…

      AA kopnęła w okno i zamknęła je. Cheng Xin zdumiewał poziom technologii

Скачать книгу