ТОП просматриваемых книг сайта:
Arabska żona. Tanya Valko
Читать онлайн.Название Arabska żona
Год выпуска 0
isbn 9788376487410
Автор произведения Tanya Valko
Издательство PDW
– Już ponad trzy miesiące, prawda, Dociu? – zwraca się do mnie, a ja kiwam głową.
Matka patrzy na mnie z wyrzutem i mogę wyczytać z jej oczu: „I nic mi nie powiedziałaś?”.
– Dopiero trzy miesiące, co to jest! – śmieje się ironicznie.
– Dobry początek, szanowna pani. – Ahmed mówi już stanowczym i chłodnym głosem.
– Ona nie ma nawet matury, co pan sobie wyobraża?! – podnosi głos.
– Mamo, on spotyka się ze mną i chce tylko pójść w moim towarzystwie na sylwestra, a nie, do jasnej cholery, od razu się żenić! – nie wytrzymuję, bo robi mi się strasznie głupio. – Rzeczywiście chodzimy ze sobą dopiero trzy miesiące i nie czas ani miejsce snuć jakieś dalekosiężne plany na przyszłość. Ahmed chciał powiedzieć, że nie ma zamiaru mnie wykorzystać ani nic takiego.
– Pożyjemy, zobaczymy. – Matka z ironią wygina wargi w dół i patrzy na nas niechętnie. – Może zechcielibyście opuścić mój pokój, bo chciałabym trochę odpocząć.
– Koniec audiencji – szepczę i biorę Ahmeda pod rękę.
Wprowadzam go do mojego maleńkiego pokoiku. Praktycznie można siedzieć na łóżku i jednocześnie pisać przy biurku, tyle właśnie jest miejsca między tymi dwoma meblami, ledwo mieści się taboret. Wystroju dopełnia mała szafa na ubrania, ale też mam tylko parę rzeczy na krzyż: dżinsy, kilka podkoszulków, dwa sprane swetry, niemodną wyjściową sukienkę oraz galowy komplecik na szkolne akademie i egzamin maturalny. Siadamy na mocno wysłużonej kanapie, która pamięta jeszcze czasy mojego dzieciństwa.
– Jak ty tutaj, dziewczyno, możesz się pomieścić? – Ahmed obejmuje mnie ramieniem, rozglądając się jednocześnie dookoła. – Nie ma czym oddychać.
Wstaje, ściąga marynarkę, krawat i rozpina koszulę pod szyją.
– Wystarczy tego striptizu – śmieję się, bo okrutnie mi się podoba, szczególnie z tymi rumieńcami na twarzy.
– Uf, gorąco tutaj. – Jego oczy płoną dziwnym blaskiem. – Otworzę okno, dobrze?
Za chwilę siada na brzegu łóżka i czule chowa moje dłonie w swoich.
– Wiesz, że bardzo cię szanuję? – zaczyna. – U nas, jak facet myśli poważnie o dziewczynie, to nawet nie powinien jej pocałować. Ale to trochę staroświeckie zasady, niezbyt przestrzegane w mojej rodzinie. Jesteśmy dość nowocześni na miarę kraju, w którym żyjemy. Choć tutaj i tak wydawalibyśmy się zaściankowi i jak z poprzedniej epoki.
– Do czego zmierzasz? – Ta rozmowa z mamą źle na niego wpłynęła.
– Chciałbym, żebyś wiedziała, że coś do ciebie czuję, bardzo głębokiego, nie chwilowego.
– Ja też – szepczę, siadając blisko i przytulając twarz do jego szyi. Czuję jego przyspieszony puls.
– Nigdy wcześniej do nikogo…
– Ja też – przerywam mu.
Patrzymy sobie głęboko w oczy, z trudem łapiąc oddech. Po raz pierwszy od momentu poznania całujemy się, najpierw nieśmiało i delikatnie, później namiętnie, z dziką pasją. Nagle tracimy równowagę i wpadamy na środek łóżka. Oboje mocno uderzamy głowami w ścianę.
– Ojjj… – krzyczymy, masując obolałe miejsca, i wybuchamy śmiechem.
– Tyle by było na dziś w temacie seksu. – Prawie płaczę z bólu i rozbawienia.
– Musimy kupić ci wieczorową suknię na bal sylwestrowy.
– Wiesz, nie za bardzo mam fundusze – wyznaję skrępowana.
– Ty tylko wybierz i przymierz, a ja zajmę się resztą.
– Ja tak nie mogę, zrozum mnie – tłumaczę. – To tak, jakbyś był moim sponsorem, jakbym ci się sprzedawała.
– Ale przecież tak nie jest – oburza się. – Co sprzedajesz? Towarzystwo, uśmiechy?
– Mama potraktuje to jednoznacznie – jęczę zrozpaczona, bo tak bardzo chciałabym mieć nową sukienkę. – Nie powinnam…
– Co my z tym fantem zrobimy? – zastanawia się, drapiąc po dużym nosie. – Ha, już wiem! Kupimy sukienkę, ale ty jej nie dostaniesz. Przebierzesz się u mnie przed wyjściem na bal, a po imprezie zostanie w moim mieszkaniu. Albo ją kiedyś odkupisz, jak się dorobisz, albo weźmiesz, gdy jakoś sformalizujemy nasz związek.
– Ty spryciarzu – wykrzykuję szczęśliwa i czochram go po czarnych włosach.
– No to na sklepy – zadowolony niczym mały chłopiec rusza biegiem, ciągnąc mnie za rękę.
Jak ja lubię świąteczną atmosferę. Nie tylko tę w domu, przy choince i pachnącym drożdżowym cieście, ale też cały zaczarowany świat, który otacza nas w tych dniach. Śnieg uporczywie prószy, trzyma lekki mróz, a na śliskich chodnikach można złamać nogę, lecz kto by się tym przejmował. Dookoła kolorowe lampki mrugają z choinek za oknami, w witrynach sklepów i na podwórkach. Zewsząd dobiegają dźwięki kolęd. Od dziecka chciałam, aby święta trwały wiecznie. Kierujemy się na przepięknie ozdobiony ryneczek.
– Widziałem ładne kreacje w jednym z butików. – Ahmed przerywa moje rozmyślania. – Sądzę, że coś tam dla siebie znajdziesz.
Znam te sklepy – najdroższe w całym mieście. Nigdy nie kupiłam tam ani jednej rzeczy, nawet chusteczki do nosa.
– Jesteś pewien? Tam jest dość drogo – próbuję pohamować jego zapędy. – Możemy obejrzeć coś w markecie.
– Zaufaj mi, ubrania należy kupować w sklepach, w których nie sprzedaje się kiełbasy.
W butiku wszystko jest piękne. Błądzę jak dziecko we mgle i boję się czegokolwiek dotknąć, żeby nie zniszczyć czy nie pobrudzić.
– Ahmed, czyś ty oszalał?! – Odsłaniam metkę przy jednej ze zwykłych czarnych sukienek. – To już przesada! – szepczę oburzona. – Moja mama dostanie niższą emeryturę po ponad trzydziestu latach pracy! Kogo w naszej małej biednej mieścinie na to stać?!
– Ciebie – uśmiecha się.
– Chodźmy, póki jeszcze nikt się nami nie zainteresował, proszę. – Ciągnę go do wyjścia.
– Można panią prosić? – Ahmed podnosi rękę i wzywa sprzedawczynię. Przepadło. – Czy mogłaby pani coś doradzić tej młodej damie, bo jakoś na nic nie może się zdecydować.
– Oczywiście, ale na jaką to ma być okazję?
– Na najbliższą, na sylwestra – śmieje się Ahmed, patrząc na nią powłóczystym wzrokiem i taksując od stóp do głów. Po co on ją tak czaruje?! Dziewczyna biegiem zaczyna znosić błyszczące kreacje. Materiały albo są posypane brokatem, albo wyszywane cekinami, wszystkie w odblaskowych kolorach: różowym, pomarańczowym, nawet seledynowym.
– Ona chyba z mety określiła mój status. – Robię się wściekła. – Kpi sobie ze mnie? – mówię teatralnym szeptem i ekspedientka zamiera w pół kroku.
– To są najmodniejsze wzory i kolory, tak się chodzi, droga pani – tłumaczy. – Może nie u nas i nie na co dzień, ale…
– Potrzebuję kreacji na bal sylwestrowy na uniwersytecie – cedzę wyrazy przez zęby, żeby dokładnie zrozumiała. – Czy pani sądzi, że żona profesora mogłaby coś takiego założyć?! – podnoszę głos.
Ahmed rozkłada ręce, uśmiecha się pod nosem i obserwuje całą sytuację z boku.
– Od