Скачать книгу

pan mediatorem?

      Wzruszył skromnie ramionami.

      – Tak mnie nazywają.

      Uścisnęli sobie ręce. Możliwe, że to jego niepozorny wygląd – obwisłe policzki, łysina – sprawił, że Maura poczuła się odprężona. W przeciwieństwie do Haydera, który wydawał się napędzany czystym testosteronem, ten mężczyzna patrzył na nią ze spokojnym cierpliwym uśmiechem, jakby miał nieskończenie dużo czasu, żeby z nią pogadać. Spojrzał na Haydera.

      – W tej przyczepie jest nie do wytrzymania. Doktor Isles nie powinna tu przebywać.

      – Prosił pan, żeby zatrzymać świadków.

      – Owszem, ale nie upieczonych żywcem. – Otworzył drzwi. – Każde inne miejsce będzie lepsze niż to.

      Wyszli na zewnątrz. Maura oddychała pełną piersią, wdzięczna za uwolnienie jej z dusznej kabiny. Tu przynajmniej wiał lekki wiatr. Tymczasem Albany Street zmieniła się w morze policyjnych pojazdów. Dojazd do parkingu biura lekarza sądowego po przeciwnej stronie ulicy był zablokowany, więc nie wiedziała, jak wyprowadzi swój samochód. W oddali, za policyjną barykadą, spostrzegła czasze anten satelitarnych poumieszczanych na wysokich tykach nad dachami wozów transmisyjnych. Zastanawiała się, czy siedzącym w nich ekipom jest równie gorąco jak jej i czy ich członkowie czują się równie nieszczęśliwi jak ona. Miała nadzieję, że tak.

      – Dziękuję, że pani na mnie poczekała – rzekł Stillman.

      – Nie miałam wyboru.

      – Wiem, że to udręka dla świadków, ale musimy ich zatrzymać, dopóki nie zostaną przesłuchani. W sytuacji, jaką mamy, potrzebuję jak najwięcej informacji. Nie wiadomo, jakimi motywami kieruje się ta kobieta. Nie wiemy, ilu ludzi bierze w tym udział. Muszę wiedzieć, z kim mamy do czynienia, żebym mógł wybrać właściwe podejście, zanim zacznie z nami rozmawiać.

      – Jeszcze nie zaczęła?

      – Nie. Odłączyliśmy od głównej sieci wszystkie trzy linie telefoniczne w skrzydle, w którym się zabarykadowała, więc możemy kontrolować jej rozmowy. Kilkakrotnie próbowaliśmy się z nią połączyć, ale odkłada słuchawkę. Może jednak za jakiś czas zechce się z nami skontaktować. Prawie zawsze tak jest.

      – Uważa pan, że nie różni się od innych ludzi, biorących zakładników?

      – Ludzie, którzy to robią, zachowują się w podobny sposób.

      – Jaką część z nich stanowią kobiety?

      – Muszę przyznać, że znikomą.

      – Miał pan już do czynienia z podobną sytuacją?

      Zawahał się.

      – Szczerze mówiąc, nie. Mamy do czynienia z niezwykle rzadkim przypadkiem. Kobiety nie biorą zakładników.

      – Ale ta wzięła.

      Kiwnął głową.

      – I dopóki nie dowiem się o niej czegoś więcej, muszę z nią postępować jak z każdym innym porywaczem. Zanim zacznę z nią pertraktować, muszę o niej wiedzieć, ile tylko się da. Kim jest i dlaczego to robi.

      Maura pokręciła głową.

      – Nie jestem pewna, czy będę umiała panu pomóc.

      – Jest pani ostatnią osobą, która miała z nią kontakt. Proszę opowiedzieć mi wszystko, co pani zapamiętała. Każde jej słowo, każdy gest.

      – Byłam z nią sama bardzo krótko. Tylko parę minut.

      – Rozmawiałyście?

      – Próbowałam.

      – Co jej pani powiedziała?

      Na wspomnienie wspólnej jazdy windą Maura poczuła, że wilgotnieją jej palce. Przypomniała sobie trzęsące się ręce kobiety, w których ściskała broń.

      – Starałam się ją uspokoić, próbowałam ją przekonać. Powiedziałam, że chcę jej pomóc.

      – Jak zareagowała?

      – Nic nie odpowiedziała. Milczała przez cały czas. Właśnie to było najbardziej przerażające.

      Zmarszczył brwi.

      – Czy zareagowała w jakikolwiek inny sposób? Jest pani pewna, że słyszała to, co pani mówi?

      – Nie jest głucha. Widziałam, jak zareagowała na syreny policyjne.

      – Mimo to nie powiedziała ani słowa? – Pokręcił głową. – To dziwne. Czyżbyśmy mieli do czynienia z barierą językową? To by nam utrudniło pertraktacje.

      – Boję się, że ona nie jest typem negocjatorki.

      – Zacznijmy od początku, doktor Isles. Proszę mi zrelacjonować przebieg waszego krótkiego tête à tête.

      – Przerobiliśmy to już z kapitanem Hayderem. Zadając mi te same pytania, nie uzyska pan nowych odpowiedzi.

      – Wiem, że będzie się pani powtarzała, ale może przypomni pani sobie coś, co będzie dla mnie kluczowym szczegółem, który wykorzystam.

      – Trzymała mi przy głowie pistolet. Trudno w takich warunkach skupić się na czymkolwiek, prócz chęci zachowania życia.

      – Byłyście obok siebie. Wie pani, w jakim była stanie umysłowym. Czy ma pani jakąkolwiek koncepcję na temat przyczyny podjęcia przez nią tej akcji? Czy jest zdolna do wyrządzenia krzywdy uprowadzonemu zakładnikowi?

      – Jednego człowieka już zabiła. To panu nie wystarczy?

      – Ale nie słyszeliśmy kolejnych strzałów, więc minęło krytyczne pierwsze trzydzieści minut, które jest najbardziej niebezpieczne. To czas, kiedy porywacz jest jeszcze rozemocjonowany i najbardziej skory do zabicia jeńca. Minęła przeszło godzina, a ona nie podjęła żadnych działań. O ile nam wiadomo, nikomu więcej nie zrobiła krzywdy.

      – Co wobec tego tam robi?

      – Nie mamy pojęcia. Próbujemy zdobyć jakieś informacje o niej. Wydział zabójstw prowadzi śledztwo, żeby się dowiedzieć, jak znalazła się w kostnicy, prócz tego zdjęliśmy w sali szpitalnej odciski palców, które mogą należeć do niej. Jeśli nikomu teraz nie zagraża, czas pracuje na naszą korzyść. Im dłużej to trwa, tym więcej informacji mamy szansę zdobyć, co może pozwoli uniknąć drastycznych działań i rozlewu krwi. – Spojrzał w stronę szpitala. – Widzi pani tamtych policjantów? Prawdopodobnie nie mogą się doczekać, kiedy wtargną do budynku. Jeśli do tego dojdzie, to będzie znaczyło, że zawiodłem. W przypadku incydentów z zakładnikami zasada jest prosta: należy spowolnić bieg wydarzeń. Porywaczka jest zamknięta w skrzydle bez okien, więc nie ma którędy uciec. Nie może zrobić żadnego ruchu. Pozwólmy jej więc tam tkwić i zastanawiać się nad sytuacją. W końcu dojdzie do wniosku, że nie ma innego wyjścia jak się poddać.

      – Jeśli jest wystarczająco zrównoważona, żeby to zrozumieć.

      Negocjator przyglądał się Maurze przez chwilę, ważąc sens jej słów.

      – Sądzi pani, że jest niezrównoważona?

      – Myślę, że jest przerażona. Poznałam to po jej oczach, kiedy byłyśmy same w windzie. Był w nich paniczny strach.

      – Czy strzeliła też ze strachu?

      – Musiała poczuć się zagrożona. Staraliśmy się we trójkę obezwładnić ją na łóżku.

      – We trójkę? Pielęgniarka, z którą rozmawiałem, twierdzi, że kiedy weszła do pokoju, zobaczyła tylko panią i ochroniarza.

      – Był

Скачать книгу