Скачать книгу

czy Skandynawów, którzy nie chcieli złożyć broni i trzeba było podjąć walkę z ich okrętami26. Szybkość, z jaką Sulejman Ibn Kutlumusz (1081–1086) i jego Turkmeni przesuwali się na północny zachód wojskowym szlakiem w kierunku Bosforu w 1075 roku, również wskazuje na wady i zalety dróg odziedziczonych po starożytnym Rzymie. Z upływem VII i VIII wieku najazdy Arabów nie były już tak częste, ale zawsze istniało zagrożenie ze strony potencjalnie potężnych wrogów na dwóch lub więcej frontach jednocześnie27. To, co działo się u obcokrajowców, było zatem przedmiotem największego zainteresowania mężów stanu cesarstwa. Zachowując nieustannie czujność względem barbarzyńców, mogli liczyć na lojalność i dyscyplinę mieszkańców Miasta.

      W rezultacie stolica nieustannie znajdowała się na linii frontu, a stąd bierze się drugi aspekt relacji cesarstwa z obcokrajowcami: prawie każde pokolenie obywateli Konstantynopola stawało w obliczu wielkich najazdów lub przynajmniej zagrożeń ze strony „barbarzyńców”28. Żyźniejsze tereny prowincji zwykle zagrożone były najazdami muzułmanów lub sąsiadujących Słowian. Obszary, które nie miały takich problemów, jak położony w głębi cesarstwa bezpieczny teren wokół Morza Marmara lub północno-wschodni Peloponez, miały dla niego dużą wartość ekonomiczną i podatkową, umożliwiając mu przetrwanie. W istocie, począwszy od VII wieku, właśnie fragmentacja terytoriów Bizancjum utrudniała najeźdźcom jednoczesne uderzanie we wszystkie ważne rejony. Dysponując niewielkim choćby potencjałem morskim, władza mogła wykorzystywać zasoby z tych żyznych terenów i utrzymywać swojego rodzaju infrastrukturę administracyjną i wojsko. Dochody zależne od produkcji rolnej, nieszczelne granice i skrupulatne (a więc i powolne) metody obliczania i zbierania podatków w porozumieniu z miejscową ludnością nie były ze sobą zupełnie niespójne. Jednak w takich okolicznościach władza rzadko mogła sobie pozwolić na utrzymanie bardzo dużych, zawodowych armii, a bardziej przekonujące szacunki wskazują, że faktyczne siły wojskowe miały skromniejsze rozmiary29.

      W ten sposób dochodzimy do trzeciego aspektu gotowości cesarzy do zwracania się do obcych władców i zainteresowania kontaktami z nimi. Chodzi mianowicie o potencjał militarny żołnierzy z innych ludów, indywidualnie służących w siłach cesarskich, albo tworzących kompanie wspierające armię lub samodzielne zastępy atakujące wrogów Bizancjum na własnej ziemi. Wyposażenie i utrzymanie dużych armii polowych, do których rekrutowano „Rzymian”, było bardzo kosztowne. Armie te stale stanowiły też pokusę dla ambitnych generałów. Wojskowe zamachy stanu – potencjalne i zrealizowane – były częścią cesarskiego dziedzictwa starożytnego Rzymu, natomiast za odmiennym traktowaniem przez Justyniana (jakkolwiek godnych zaufania) generałów: Narsesa, który jako eunuch został wydalony z dworu, i Belizariusza, krył się dwuznaczny charakter ich słynnych zwycięstw. W kilkusetletniej konfrontacji cesarzy bizantyjskich z ich muzułmańskimi odpowiednikami, ci pierwsi zawsze zachowywali czujność wobec swoich strategōi. Gubernatorzy prowincji mieli znaczną władzę, lecz nie dysponowali ani dochodami, ani siłą wojskową wystarczającą do łatwego przejęcia tronu.

      Cesarze sami dysponowali ograniczonymi zasobami wojskowymi, mieli zatem dobry powód do interesowania się elitami i strukturami władzy innymi niż ich własna. Nie chodziło tylko o korzyść, zastępowanie chrześcijańskich Rzymian zaprawionymi w boju, krzepkimi „barbarzyńcami”, ani nawet o to, że obcokrajowcy na ogół rzadziej próbują przejąć tron. Dyplomacja polegała na negocjowaniu układów z zewnętrznymi lub podporządkowanymi siłami i innymi społecznościami, które niezupełnie lub w ogóle nie były rzymskie. Była to aktywność, którą cesarz mógł kierować ze swojego pałacu, polegając na dworskich doradcach i starannie dobranych przedstawicielach, to znaczy basilikoi, którzy często pełnili funkcję jego emisariuszy do innych możnowładców lub notabli. W ten sposób cesarz mógł szybko mobilizować uzbrojone oddziały, a nawet całe armie. Służyły one jego celom, lecz wymagały jedynie minimalnego zaangażowania cesarskiego aparatu administracyjnego, zaś wynagrodzenie – przynajmniej częściowo – zależało od rezultatów. Tak więc styl „płaskiego zarządzania”, jaki widać w centralnej administracji okresu średniobizantyjskiego, wyjątkowo dobrze służył relacjom cesarza z obcokrajowcami.

      W tym szczególnym związku cesarza z barbarzyńcami kryje się czwarty powód, dla którego tak dużo uwagi poświęcamy nierzymskim ludom zza murów Miasta. To właśnie na polu dyplomacji władzy bizantyjskiej można przypisać autorstwo tekstu, który nie ma znanego precedensu w epoce starożytnego Rzymu. Tytuł De administrando imperio (O rządzeniu imperium), nadany przez siedemnastowiecznego uczonego podręcznikowi Konstantyna VII, napisanemu dla jego syna Romanusa II (959–963), krytykowano jako niewłaściwie dobrany, ponieważ sprawy wewnętrzne opisane są w nim jedynie powierzchownie, natomiast znacznie więcej miejsca poświęcono „narodom” (ethnē), to jest obcokrajowcom nieznajdującym się pod bezpośrednim panowaniem cesarza. Bardzo osobisty charakter tego tekstu nie przekreśla jego reprezentatywności: ustalone przez Konstantyna priorytety wskazują, gdzie urzędujący w pałacu cesarze widzieli źródło swojej siły. Retoryka Konstantyna w przedmowie do tego dzieła odzwierciedla sposób, w jaki zwykłe rozważania na temat opłacalności można podnieść do rangi afirmacji władzy cesarskiej i to z biblijnym wydźwiękiem: Bóg wyniósł Romanusa „jak złoty pomnik na wyżyny”, „aby narody mogły przynosić [mu] swoje dary” i padać przed nim na kolana (Ps 17:34, 71:10, 32:14)30. Dzięki nieustannemu przyjmowaniu poselstw od innych możnowładców cesarz mógł majestatycznie demonstrować swoją władzę i sygnalizować hegemonię zarówno nad własnymi podwładnymi, jak i nad obcokrajowcami. W podobny sposób, choć mniej ceremonialnie, kontaktował się bezpośrednio z poszczególnymi osobistościami zagranicznymi.

      Logoteta dromu był pierwszym urzędnikiem, który każdego ranka miał audiencję u cesarza w Chrysotriklinosie, zaś wieczorami odbywał następną sesję. Do obowiązków logotety należały przede wszystkim sprawy zagraniczne i kwestie z nimi związane, a jednym z powodów jego osobistych wizyt u cesarza był prawdopodobnie stały przepływ obcokrajowców przez cesarską salę tronową. Z Księgi ceremonii dowiadujemy się, że wizyty „kilku obcokrajowców” przebiegały rutynowo31 i niekoniecznie musieli być to posłowie reprezentujący innych możnowładców. Takie spotkania twarzą w twarz umożliwiały cesarzowi tworzenie osobistych więzi z wieloma rozmaitymi notablami, mogły dotyczyć nadania jakiegoś dworskiego tytułu, lecz nie musiały mieć oprawy instytucjonalnej. Dzięki „dyplomacji gościnności” cesarz poznawał między innymi ludzi, którzy mogli zająć wysoką pozycję w swojej własnej społeczności. Poza tym zawsze istniała możliwość, że składający wizytę ethnikos zechce zostać w Konstantynopolu, stając się cesarskim doulosem, a ostatecznie nawet Rzymianinem. Młodzi barbarzyńcy ze stepów lub z drugiego końca Europy chętnie odbywali służbę na cesarskim dworze32. Ormiańskie rodziny książęce i szlacheckie cieszyły się szczególnym zainteresowaniem łowców talentów z Konstantynopola, zaś niżej urodzeni mogli awansować w służbie cesarza ze względu na zasługi (początkowo na ogół wojskowe). Przykładami takiej rekrutacji są rodziny Kurkuazów i Lekapenów. Przykłady ormiańskich książąt i – co bardziej uderzające – notabli średniej rangi, którzy otrzymali tytuły dworskie, przebywając w swojej ojczyźnie, zostaną omówione w kolejnych rozdziałach33.

      Ziemie ormiańskie i ich różnorodne związki z Bizancjum były w pewnym stopniu przypadkiem szczególnym, ale podobne procesy rozpoczynały się na większości terenów graniczących z cesarstwem, innych niż środkowa i południowo-wschodnia Anatolia w czasach dżihadu. Wytyczały one

Скачать книгу


<p>26</p>

Skyl., wyd. Thurn, s. 367–368; tłum. franc. Flusin i Cheynet, s. 305; tłum. Wortley, s. 347.

<p>27</p>

Haldon (1999a), s. 37–38.

<p>28</p>

Beck (1965), s. 13; por. niżej.

<p>29</p>

Haldon (1999a), s. 99–106; por. niżej.

<p>30</p>

DAI, przedmowa; Shepard (1997), s. 90–94.

<p>31</p>

DC, II.1, wyd. Reiske, s. 520–522. Pewien wysoko postawiony urzędnik (ho epi tōn barbarōn) odpowiadał za barbarzyńców w cesarstwie, zwłaszcza tych w samym Konstantynopolu: Seibt i Wassiliou, Byzantinischen Bleisiegel, II, s. 50–51.

<p>32</p>

Shepard (2006b).

<p>33</p>

Por. niżej; ODB, II, s. 1203–1204 (A. Kazhdan); Savvides (1990); Brousselle (1996).