ТОП просматриваемых книг сайта:
O psie który wrócił do domu. W. Bruce Cameron
Читать онлайн.Название O psie który wrócił do domu
Год выпуска 0
isbn 978-83-66234-19-2
Автор произведения W. Bruce Cameron
Жанр Приключения: прочее
Издательство OSDW Azymut
– O czym ty mówisz? – zapytał mężczyzna, marszcząc brwi.
– Koty. Pod tym domem mieszkają koty. Nie możecie go wyburzyć, zabijecie je. Możecie zburzyć inne, ale w tym mieszkają zwierzęta.
Mężczyzna zaczął skubać wargę. Odwrócił się i spojrzał na swoich przyjaciół, a potem na mnie.
– Ładny szczeniak.
Pogłaskał mnie po głowie szorstką dłonią, która pachniała chemikaliami i ziemią, na równi mocno i lekko.
Lucas wziął głęboki oddech.
– Dzięki.
– Jaka to rasa, daniff?
– Słucham?
– Twój szczeniak. Mój przyjaciel ma daniffa, to krzyżówka doga z mastiffem. Za młodu bardzo przypominał twojego. Lubię psy.
– To super. Nie wiem, jaka to rasa. Prawdę mówiąc, suczka została znaleziona pod domem, który chcecie wyburzyć. Było tam też mnóstwo kotów, wiele z nich wciąż tam jest. To właśnie próbuję panu powiedzieć: nie wszystkie udało się wyłapać. Tak więc nie możecie legalnie wyburzyć domu, pod którym mieszkają zdziczałe koty.
Z dziury prowadzącej do nory czułam zapach Mamy Kotki i wiedziałam, że podeszła do nas ostrożnie. Zaczęłam się wić, chcąc się z nią zobaczyć, ale ręka Lucasa mnie powstrzymała. Uwielbiałam, gdy mnie trzymał, ale bywało to frustrujące, gdy przychodziła pora na zabawę.
– Legalnie – powtórzył mężczyzna w zamyśleniu. – No cóż, mamy pozwolenie na rozbiórkę. Tablica jest tam, widzisz? Tak więc wszystko jest zgodne z prawem. Nie mam nic przeciwko kotom, może oprócz tego, że moja dziewczyna ma ich trochę za dużo. Ale muszę robić swoje. Rozumiesz? To nic osobistego.
– To jest coś osobistego. Osobistego dla tych kotów. I dla mnie – oznajmił Lucas. – Są same na świecie. Opuszczone. Mają tylko mnie.
– Okej, nie mam zamiaru się o to wykłócać.
– Zadzwoniliśmy do towarzystwa opieki nad zwierzętami.
– To nie moje zmartwienie. Nie możemy na nich czekać.
– Nie! – Lucas ruszył zdecydowanym krokiem i stanął przed olbrzymią maszyną, a ja podreptałam za nim, nie napinając smyczy. – Nie możecie tego zrobić.
Wpatrywałam się w ruchome żelastwo, nic nie rozumiejąc.
– Zaczynasz mnie wkurzać, koleś. Z drogi, wtargnąłeś na teren prywatny.
– Nie ruszę się stąd. – Lucas podniósł mnie i przytulił do piersi.
Mężczyzna podszedł do nas bliżej, świdrując wzrokiem Lucasa. Byli tego samego wzrostu i teraz stali ze sobą oko w oko. Oboje odpowiedzieliśmy mężczyźnie spojrzeniem, ja dodatkowo zamerdałam ogonem.
– Naprawdę chcesz się w to pakować? – zapytał cicho mężczyzna.
– Mogę najpierw postawić psa na ziemi?
Mężczyzna odwrócił się z odrazą.
– A mamusia ostrzegała, że będą i takie dni… – mruknął.
– Hej, Dale! – krzyknął jeden z jego towarzyszy. – Właśnie gadałem z Gunterem. Mówi, że zaraz będzie.
– Okej. Dobrze. Niech on się zajmie protestującymi. – Mężczyzna odwrócił się i ruszył z powrotem do kolegów. Zastanawiałam się, czy i oni przyjdą, żeby mnie pogłaskać. To byłoby miłe.
Wkrótce nadjechał duży czarny samochód, z którego wysiadł kolejny mężczyzna. Podszedł do pozostałych i zaczął z nimi rozmawiać, a oni zerkali w moim kierunku, bo byłam tam jedynym psem. Potem nowo przybyły przyszedł się ze mną zobaczyć. Był wyższy i szerszy od Lucasa. Gdy się zbliżył, w jego oddechu i na ubraniu poczułam zapach dymu, mięsa i czegoś słodkiego.
– No więc o co chodzi? – zapytał Lucasa.
– Pod tym domem wciąż mieszkają koty. Jestem pewien, że nie chciałby pan narazić ich na żadną krzywdę – odparł Lucas.
Mężczyzna pokręcił głową.
– Tam nie ma już żadnych kotów. Wszystkie wyłapaliśmy.
– Nieprawda. Kilka zostało. Przynajmniej trzy.
– No cóż, mylisz się, a ja nie mam czasu na takie gadki. Przez te diabelskie koty już i tak mamy opóźnienie i nie zamierzam tracić kolejnego dnia. Mam osiedle do zbudowania.
– Co pan z nimi zrobił? Z tymi wszystkimi kotami? Niektóre były jeszcze kociętami!
– To nie twoja sprawa. Nic nie powinno cię tu interesować.
– A właśnie że powinno. Mieszkam naprzeciwko. Widuję wchodzące i wychodzące stąd koty.
– To świetnie. Jak się nazywasz?
– Lucas. Lucas Ray.
– Gunter Beckenbauer. – Mężczyzna wyciągnął rękę i uścisnął dłoń Lucasa, ale szybko ją puścił. Gdy ręka Lucasa wróciła do trzymania mnie, miała na sobie zapach mięsa i dymu. Ostrożnie ją obwąchałam.
– To ty odginałeś siatkę? Już trzy razy wysyłałem kogoś, żeby ją naprawił.
Lucas nic nie odpowiedział. Leżąc w jego ramionach, poczułam się sennie.
– I to ty dokarmiasz koty, to jasne. Co raczej nie pomaga, wiesz?
– Mówi pan, że chciałby, żeby umarły z głodu?
– To koty. Zabijają ptaki i myszy, jeśli nie wiesz. Tak więc nie umierają z głodu.
– Nieprawda. Za bardzo się rozmnożyły. Jeśli się ich nie wyłapuje do sterylizacji, pojawia się miot za miotem, a kocięta umierają z głodu i chorób spowodowanych niedożywieniem.
– I to niby moja wina?
– Nie. Proszę posłuchać. Chcę tylko, żeby dał pan specjalistom czas, żeby zajęli się tym w humanitarny sposób. Istnieją organizacje specjalizujące się w opiece nad porzuconymi zwierzętami, które nie ze swojej winy są narażone na niebezpieczeństwo. Już zadzwoniliśmy do takiej organizacji i jej pracownicy zaraz tu będą. Proszę pozwolić im zrobić swoje, a potem pan będzie mógł kontynuować prace.
Dymno-mięsny mężczyzna słuchał Lucasa, ale wciąż kręcił głową.
– Okej, to brzmi, jakbyś cytował jakąś stronę internetową, ale nie o tym rozmawiamy. Czy masz pojęcie, jak teraz jest trudno cokolwiek wybudować, Lucas? Trzeba współpracować z jakimś tuzinem agencji. Po rocznym opóźnieniu wreszcie dostałem pozwolenie na rozbiórkę. Po roku. Więc muszę się zabrać do roboty, i to zaraz.
– Nie ruszę się stąd.
– Naprawdę chcesz stać przed koparką, kiedy zacznie wyburzać dom? Możesz zginąć.
– W porządku.
– Wiesz co? Chciałem to załatwić po dobroci, ale zmuszasz mnie do użycia siły. Dzwonię po gliny.
– W porządku.
– Czy ktoś ci kiedyś powiedział, że jesteś małym upartym draniem?
– Że upartym, może… – odparł Lucas. – Ale nikt nie nazywa mnie małym.
– Ha. Niezłe z ciebie ziółko.
Mężczyzna